Prolog

15 1 0
                                    

Był słoneczny poranek. Słońce już dawno się pojawiło. Jednak przez żaluzje w pokoju panował półmrok. Pomimo później godziny spod kołder wystawały dwie głowy - jedną przyozdabiały blond włosy, a drugą brunatne. Obie dziewczyny jeszcze spały. Wczorajszy dzień był dość trudny dla większości dzieci z sierocińca. Jedna z ich koleżanek miała opuścić ich grono. Opiekunki postanowiły urządzić małe przyjęcie pożegnalne. Zawsze to robiły. Nie chciały, aby jakieś dziecko poczuło się gorzej. Od zawsze pragnęły, żeby ich gromadka urwisów czuła się jak najlepiej.

W pokoju dziewcząt rozległo się pukanie. Jednak nikt nie odpowiedział. Po chwili, w drzwiach, pojawiła się młoda kobieta. Była to jedna z opiekunek ośrodka. Do całego zespołu dołączyła stosunkowo niedawno, bo kilka miesięcy temu. Jednak od razu dzieciaki ją pokochały. Zawsze była miła i pomocna. Nie było dnia, aby uśmiech nie gościł na jej szczupłej twarzy. Starała się być przyjaciółką dla młodzieży, a nie opiekunką. Nieraz dawała im wsparcie w ciężkich chwilach, czasem to były problemy w szkole, a niekiedy miłość.

Rozejrzała się po pokoju. Jej wzrok zatrzymał się w śpiącej blondynce. Ten widok ją rozpromienił. Podeszła po cichu do piętnastolatki, uważając na przedmioty, które leżały na podłodze i dotknęła jej ramienia. „Będę musiała im powiedzieć, aby trochę ogarnęły ten pokój'' – pomyślała. Blondynka, odwróciła się do niej mrucząc coś pod nosem. Następnie spojrzała na nią sennie.

- Coś się stało? Która jest godzina? – zapytała z lekką chrypką.

- Soph musisz już wstawać. O 10 przyjeżdżają państwo McLevis. Nie chce, aby na ciebie czekali. – Odparła pani Smith. Blondynka momentalnie się rozbudziła.

- To dzisiaj?! - krzyknęła przerażona dziewczyna. Jednak po chwili zakryła usta, przypominając sobie o śpiącej koleżance. Na szczęście ta nadal spała.

Odetchnęła z ulgą. Wstała ostrożnie z łóżka i ruszyła do toalety. Kątem oka zobaczyła, jak pani Smith opuszcza pomieszczenie. Jeszcze przed wejściem zgarnęła T-shirt i dżinsowe spodnie z dziurami. Zdecydowała się na szarą bluzkę z napisem „I'm missing you". Szybko wciągnęła na siebie ubrania. Umyła zęby i wzięła się za rozczesywanie swoich długich, blond włosów. Upięła je w kucyk, który znajdował się na czubku głowy. Spojrzała w lustro. Zobaczyła w nim niebiesko-szare oczy pełne nadziei. Nieraz wracała do sierocińca. Rodziny nie dawały sobie z nią rady. Zasze sprawiała jakieś problemy. U nikogo nie była dłużej niż rok. Jednak chciała w końcu mieć rodzinę. Pragnęła doświadczyć tej miłości, którą rodzice darzą swoje dzieci. Uważała, że nigdy nie była kochana. To ciągłe zmienianie środowiska ją męczyło.

Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Od zawsze starała się być silna. Nie lubiła pokazywać swoich słabości. Już miała wychodzić z łazienki, gdy nagle pękła jej frotka. Od razu jej twarz oplotły jasne włosy.

- No nie! – warknęła. Chciała wziąć drugą gumkę, lecz uznała, że nie ma dużo czasu.

Piętnastolatka bardzo nienawidziła chodzić w rozpuszczonych włosach. Często ją denerwowały. Czasami miała ochotę je ściąć, jednak nie miała serca by to zrobić. Sam zawsze mówił, że taka fryzura dodaje jej dziewczęcości. Soph zawsze brała rady mężczyzny do serca. Był jej ulubionym opiekunem.

Wyszła z łazienki i ruszyła w stronę drzwi wejściowych, po drodze biorąc buty. Spojrzała czy Anna jeszcze śpi. „Ta dziewczyna jest ogromnym śpiochem'' – pomyślała. Nacisnęła na klamkę oraz cicho przeszła przez drzwi. Następnie założyła swoje adidasy. Sprawdziła, która jest godzina. Widząc, na zegarku, 8:34 poszła w kierunku stołówki. Po kilku minutach była na miejscu. Pomieszczenie nie było pełne. Znajdowało się tam kilka, małych grupek osób. Podeszła do stołu z jedzeniem. Dzisiaj zdecydowała się na kanapki z sałatą i pomidorem. Sophie rozejrzała się po sali. Przy jednej z ław dostrzegła swoją współlokatorkę – Courtney.

...Where stories live. Discover now