Spokojnie, masz nas

218 28 1
                                    

Od poznania ludzi minął już spory tydzień, nie dużo się wtedy podziało, zatrzymali się oni w pewnym domku nieopodal lasu, tam też spędzili czas. Zapasy znalezione w piwnicy to im umożliwiły. Oczywiście jak można się domyślić.. Ink przyjął to bardzo dobrze, natomiast Error dalej nie był w stanie przyzwyczaić się do nowego towarzystwa. Tym bardziej, że ten dzieciak Thomas czy jakkolwiek on tam miał męczył biedny glitch. "Czy ja wyglądam na niańkę?!"tylko takie myśli krążyły mu po głowie. Zmarszczył brwi niezadowolony, gdy po raz kolejny mały człowiek podszedł do niego.
- Naprawdę jesteś prawdziwym szkieletem? - Zapytał.
- Tak. - Odpowiedział błąd.
- A tamten szkielet jest twoim chłopakiem? - Zapytał.
- Nie. - Odpowiedział błąd.
- A tamten szkielet jest twoim przyjacielem? - Zapytał.
- Nie. - Odpowiedział błąd. 
- A tamten szkielet i ty się lubicie? - Zapytał.
- Nie. - Odpowiedział błąd.
- A czy ty i tamten szk... - Nie zdążył dokończyć, bo pan glitch nie wytrzymał psychicznie. 
- NIE! JA I ON NIE JESTEŚMY RAZEM, NIE JEST MOIM CHŁOPAKIEM, NIE LUBIMY SIĘ, A WRĘCZ NIENAWIDZIMY, JESTEŚMY WROGAMI, A TERAZ ZEJDŹ MI Z OCZU! - Wydarł się na to dziecko, które tylko spojrzało się na niego smutno, po chwili jak gdyby nigdy nic ponownie się odezwał. 
- Dlaczego jesteście wrogami? - W tym momencie Error załamał się i usiadł na krześle łapiąc się za głowę. "Dlaczego ja żyję?" zapytał siebie w myślach, a Thomas skakał wokół niego zadając przeróżne pytania. W końcu, gdy matka tego bachorzyska weszła do pokoju i go zawołała glitch tylko upadł na ziemie twarzą do przodu. 
- Wolność! - Wykrzyknął uderzając łbem o ziemię i tak leżąc, gdy do pokoju wszedł Ink.
- Err.. - Nie zdążył dokończyć ponieważ szkielet wstał. 
- Chyba za szybko się ucieszyłem. - Powiedział rozciągając się. - Te dziecko mnie doprowadzi do szału. - Stwierdził, a malarz tylko się zaśmiał. "Co Cię tak śmieszy?" - takie pytanie wyleciało z jego ust.
- Pff.. nic konkretnego. Myślałem, że nienajgorzej dogadujesz się z dziećmi. 
- Ale to nie jest dziecko! To jest udręka. - Powiedział chcąc już zapaść się pod ziemię. - Czego tu szukasz, chciałeś czegoś? - Zerknął na niego kątem oka. 
- Ah, tak, będziemy się zbierać, musimy iść na tamtę stację po benzyne, powinna jeszcze być, jednak nie są pewni, a im szybciej ruszymy tym szybciej się dowiemy czy czeka nas wędrówka pieszo. - Odrzekł. Przez ten cały czas artysta był uczony posługiwać się bronią palną, podobnie było z Errorem, tyle że to on uczył Inka. W każdym razie błąd nie przeczył wstał posłusznie biorąc swój plecak na plecy (taki nie duży, był w wymiarach kartki a4) oraz katanę, którą dostał bodajże od Marcusa. Skierował się wraz z Inkiem do drzwi wyjściowych zerkając na całą ekipkę.
- Czy ten dzieciak musi z nami iść? - Skomentował glitch. 
- To nieodpowiednie zostawiać go tu samego. - Dodał Ink uśmiechając się do dziecka.
- Mh... - Przewrócił oczyma i ruszył przodem. 
- A temu co? - Zapytał Marcus krzyżując ręce na klatce piersiowej. 
- To co zawsze, cały on. - Skomentował malarz idąc za błędem. 
- Rozumiem? - Odpowiedział Marcus dorównując tempa artyście. 
- Ja i Error, nie mamy do końca dobrych relacji. - Wzruszając ramionami spojrzał na resztę. 
- Jesteśmy wrogami, oboje mamy swój cel, który... - Za bardzo się zapędził, w końcu co powie, że on tworzy uniwersum, a szkielet je niszczy? Wolał by nikt nie wiedział, że nie są stąd. - Ah... szkoda gadać. - Powiedział krótko doganiając Errora.
- Co tak pędzisz? Boisz się tego dziecka? - Zapytał Ink z obojętnym wyrazem twarzy.
- Tschhh, ja? Bać? Tego bachorzyska? - Zmarszczył brwi, a malarz tylko westchnął.
- Spokojnie, pytałem. Dziwnie się zachowujesz przy nim. - Prychnął pod nosem wyprzedzając szkielet. Ten tylko zdenerwowany złapał Inka za szalik.
- O czym Ty pieprzysz? - Warknął, a ten po raz kolejny tego dnia wzruszył ramionami. 
- O niczym konkretnym. - Powiedział kontynuując drogę. po drodze minęli kilku umarlaków, oczywiście glitch pozbył się bez żadnych problemów. Również osoby z tyłu radziły sobie nienajgorzej, nawet dzieciak miał jakiś śrubokręt. Error tylko się modlił by wbił go sobie do łba, ale no, nieistotne. Po jakiejś godzinie byli już na miejscu, ah.. długa, za długa droga. 
- Wy weźcie paliwo, my sprawdzimy środek. - Powiedział Error podając mu butelkę na paliwo. 
Artysta przekręcił oczyma i wszedł wraz z nim do budynku. 
- Po co tu wchodzimy? - Zapytał Ink.
- Nie wiem, porozglądać się, ważne by z dala od nich, nie lubię ich. - Skrzyżował ręce na klatce piersiowej błądząc wzrokiem po pustych regałach. 
- Mh, mnie też nie lubisz, a jednak trzymasz się ze mną. - Zaczął przeglądać jakieś półki. 
- Tsch, bo gdybyś zginął strasznie bym się nudził, w końcu z kim bym walczył? Kto by starał się przeszkodzić mi podczas niszczenia alternatywnych uniwersum? - Niby mu to przeszkadzało, a jednak to lubił, te wszystkie walki i w ogóle, bo mimo wszystko spędzał z nim naprawdę dużo czasu, malarz westchnął i spojrzał na niego.
- Ta, też fakt. - Zerknął przez okno na bardzo, ale to bardzą dużą grupę hordy zombie i krzyczącą Elizabeth
- Cholera! Error! - Krzyknął wybiegając z stacji, pistoletem miesząc w zombie i celując prosto w głowę zombie, który zaatakował Elizabeth. Marcus od razu odciągnął ją od nich, jednak nie mieli szczęścia, ponieważ zombie zaszły ich od tyłu, glitch również starał się pomóc zabijając zombie, jednak to na nic, zebrało się ich zbyt dużo.
- MAMO! - Wykrzyczał dzieciak biegnąc w jej stronę, Error złapał go za ramię i przyciągnął do siebie tym samym musząc zapomnieć na chwilę o swojej fobii.
- POWAŻNY JESTEŚ?! - Niepotrzebnie się wydarł, bo zwrócił uwagę umarłych. 
- Ink, musimy iść. - Dodał Error. Cała okolica wypełniła się krzykami kobiety i mężczyzn.  Dzieciak tylko płakał wyciągając rękę do matki i krzycząc. Artysta sam niechętnie wycofał się i łapiąc dzieciaka za rękę zaczął ciągnąć go w stronę drogi powrotnej, musieli stąd iść. "Nie.. w tym świecie nie możesz się przejmować Ink, zapomnisz o nich, ważne, że dzieciak żyje.." Ink aktualnie bił się z myślami zerkając na dziecko i potem na glitcha. Po jakimś czasie się zatrzymali i Error kuchnął przed dzieciakiem zdyszany. 
- Mały.. - Odezwał się, jednak Thomas mu przerwał. 
- NIE! NIE ODZYWAJ SIĘ! TO WSZYSTKO TWOJA WINA! TO WASZA WINA, ŻE ONI NIE ŻYJĄ! MOGLIŚCIE IM POMÓĆ! - wydarł się, a błąd starał się zachować spokój. 
- Nie mogliśmy im pomóc, nie żyją, nigdy nie wrócą, nie warto tego rozpamiętywać. - Powiedział Ink zanim Error zdołał cokolwiek powiedzieć. Glitch momentalnie spojrzał na niego wzrokiem pełnym złości. 
- Ink.. to tylko dziecko. - Spojrzał na niego Error podnosząc się. Młody tylko ponownie się rozryczał.
- To nie znaczy, że nie mam być szczery. - Odpowiedział patrząc na dzieciaka. Glitch ledwo się powstrzymał by go nie uderzyć. Przewrócił oczyma i ponownie przy nim kucnął. 
- Hej, Thomas. - Sam nie wierzył, pierwszy raz nazwał go inaczej niż "bachor" czy "dzieciak".  - Spokojnie, masz nas. Nie pozwolimy im Cię skrzywdzić. Twoja mama nie chciałaby widzieć Cię w tym stanie, bądź silny dla niej. - Sam malarz był zdziwiony, Error i takie słowa? Kiedyś mu to wypomni. 
- Naprawdę..? - Zapytał chłopiec ocierając łzy. 
- Tak, zaopiekujemy się Tobą. - W tym momencie bachorzysko przytuliło Errora, a on miał ochotę teraz się zaciąć i nigdy nie odciąć. 
- Mh, dobra, dobra, bez takich gestów, co? - Odsunął go od siebie i szybko wstał. 
- Tulić się możesz do niego. -Wskazał na szkielet ręką i ruszył przed siebie.
- Chodźcie, bo ich śmierć jeszcze się zmarnuje.. - Odezwał się błąd zerkając na nich. Artysta złapał dziecko za dłoń i ruszył za nim. 

Miłość wśród śmierci || Errink ||Where stories live. Discover now