#18 Misja niezbyt idealna

2.2K 224 223
                                    

Chcieliście Drarry, to jest Drarry ¯\_( ͡° ͜ʖ ͡°)_/¯
Btw, rozdział pisany po kilku Warkach, sooo przepraszam jeśli wyszedł goowniany xd

Droga wcale nie była łatwa. Zwłaszcza iż w połowie złapał ich zacinający deszcz, a kiedy znajdowali się już kilkanaście stóp od więzienia, zaczął przeszywać ich okropny chłód. Cieszyli się jednak, kiedy znaleźli się już pod bramą Azkabanu.

- Nie wierzę, że to robimy...- Burknął Malfoy, kręcąc głową.

- Ja też nie.- Przyznał Harry. Kiedy za bramą przeleciała postać w czarnym kapturze pomyślał, że to jak do tej pory najbardziej spontaniczny i najgłupszy pomysł na jaki mógł kiedykolwiek wpaść.

Malfoy nakierował czubek swojej różdżki na kłódkę, trzymającą bramę i rzucił bombardę, odsuwając się, kiedy kłódka odskoczyła od bramy, a ta samoistnie uchyliła się. Chłopcy odstawili miotły i przysunięci do siebie jak najbliżej ruszyli wgłąb więzienia. Nie było tu ani trochę przyjemnie - mokro, zimno, a i zapach nie był tam zbyt fajny. Jakby glony i coś metalicznego. Było o wiele gorzej niż w ruderze, z której wyszli całkiem niedawno temu. Jedynym plusem było to, że sufit nie spadał im na głowy.

- Ty oświetlaj, ja naszykuję różdżkę na wypadek jakbym musiał użyć patronusa.- Powiedział Harry, wyciągając przed siebie swoją broń.- W której celi jest?

- Siedemdziesiąt osiem... To musi być gdzieś niedaleko.- Odparł blondyn, kierując niebieskawe światło różdżki na numerki, znajdujące się na drzwiach. Za nimi znajdowali się skazańcy, którzy, no cóż... nie wyglądali zbyt przyjemnie.

- Znajdą was, znajdą! Zabiją!- Powtarzał jakiś podstarzały mężczyzna, skulony w rogu swojej celi.

Malfoy wzdrygnął się, ale dalej kroczyli przed siebie. Jeszcze trochę...
Harry'ego intrygowała jedna kwestia - brak dementorów w pobliżu. Nie narzekał. Powoli mijali kolejne cele. Siedemdziesiąt sześć, siedemdziesiąt siedem... I nareszcie znaleźli się pod celą Lucjusza Malfoya. Spał w rogu pomieszczenia, choć Harry podejrzewał, że wybuch który zaraz spowodują skutecznie go obudzi. Od razu przyłożył różdżkę do zamka, ale poczuł szarpnięcie za ramię.

- Potter!- Szepnął blondyn.

- No już, już...- Odparł w konsternacji Harry, przymierzając się do rzucenia zaklęcia.

- Harry, do cholery!- Krzyknął Draco, siłą odwracając twarz bruneta na boki. Wszystkie mięśnie bruneta nagle się spięły. I po prawej i po lewej znajdowało się mnóstwo mknących ku nim dementorów.

Skierował różdżkę na tych po prawej i wrzasnął "Expecto Patronum". Z końca różdżki wydobyła się zaledwie mała mgiełka i Potter wiedział już, jak bardzo przerąbane mają. Powtórzył czynność jeszcze kilka razy, ale z takim samym efektem. Co jest?
W międzyczasie, Draco rzucił bombardę na zamek w drzwiach od celi Lucjusza. Harry poczuł się jakby czas nagle się zatrzymał. Zauważył jak starszy Malfoy podnosi się z miejsca, dementorzy byli coraz bliżej, a oni nie mieli żadnej drogi ucieczki. W pewnej chwili zdał sobie nawet sprawę z tego, że to już koniec. Że swoją krótką egzystencję zakończy w Azkabanie, poprzez pozbawienie duszy. Nie był to sposób w jaki chciał zakończyć swój żywot. Jednego był pewien, musiał coś zrobić, nim odejdzie z tego świata. Szybko złapał wpół przytomnego Draco za ramiona i wpił się w jego usta. Początkowo niepewnie i delikatnie muskał jego ciepłe wargi, jednak po chwili zaczął robić to odważniej. Obudziła się w nim iskierka szczęścia, kiedy okazało się, że blondyn nie ma nic przeciwko i sam oddaje pocałunki. W tym momencie obydwoje nie myśleli logicznie.

Nagle usłyszeli głośny wybuch i trzaski. Przestraszeni oderwali się od siebie i wystarczyło kilka sekund, by odpłynęli pod wpływem działania otaczających ich istot.

*

Harry obudził się, czując jak ktoś nim potrząsa. Poczuł również uderzające jego twarz krople deszczu, którego spokojny szelest cicho rozbrzmiewał w jego uszach.

- Harry...- Usłyszał spokojny głos Dumbledore'a.- Wiem, że już się obudziłeś.

Potter przetarł oczy i lekko uniósł się na łokciach. Leżał na trawie, a obok niego siedział Draco, obejmujący się ramionami. Zdawał się nie zwracać uwagi na nic innego prócz drzewa, w które uparcie się wpatrywał. Zaś przed nim, znajdował się Dumbledore w towarzystwie... Grindelwalda.

- Wiecie, że to co zrobiliście było wyjątkowo niemądre i niebezpieczne?- Spytał dyrektor, wręczając Harry'emu kostkę czekolady.

- Albusie, to dzieciaki... I tak się nie nauczą.- Mruknął Grindelwald, opierając się o czarny powóz z Testralami.- Przypomnieć ci, co my robiliśmy?

Dumbledore uśmiechnął się ciepło.

- Nie musisz, Gellercie.- Powiedział.

- Co my tutaj robimy?- Spytał Harry, poprawiając okulary i odgarniając mokre włosy z czoła.- I gdzie jesteśmy?

- Widzisz, Harry... Z Gellertem byliśmy pozałatwiać parę spraw z naszym przyjacielem, Nicholasem Flamelem. Mieliśmy się zbierać, ale on zauważył coś dziwnego w swojej szklanej kuli.- Zaczął objaśniać Dumbledore.- Okazało się, że to byliście wy. Od razu ruszyliśmy wam pomóc, a kiedy przybyliśmy, wy straciliście przytomność. Jesteśmy teraz w lesie, parę kilometrów od Azkabanu.

- Co z moim ojcem?- Spytał nagle Draco, przenosząc wzrok na dyrektora.

- Musieliśmy przekazać go na obserwację, był bardzo wyczerpany... ale spokojnie, na pewno nie wróci już do Azkabanu.- Odparł z uspokajającym uśmiechem Dumbledore.

- Tu jest gorzej niż w Nurmengardzie.- Prychnął Grindelwald.

Dumbledore pokiwał głową.

- No dobrze, Gellercie, myślę, że możemy już odlatywać.- Powiedział z uśmiechem.

Grindelwald przytaknął i otworzył drzwi powozu. Draco i Harry patrzyli na niego głupawo, ale po chwili wstali z ziemi i wsiedli do pojazdu. Zaraz za nim zrobił to też dyrektor. Drugi z mężczyzn kierował Testralami.

- Jakie otrzymamy konsekwencje za tę akcję?- Spytał niepewnie Harry, patrząc na Dumbledore'a.

- Wymknięcie się z obozu, włamanie do Azkabanu, uwolnienie więźnia...- Zaczął wymieniać starzec, a brunet uznał, że chyba wolał nie wiedzieć.- Harry, to zależy jak do tego podejdzie ministerstwo.

Potter już mógł się spodziewać, co ich czeka, patrząc na to jak sceptycznie ministerstwo było do niego nastawione. Wystarczy, że w radzie usiądzie ktoś taki jak Umbridge i już mogą żegnać się z różdżkami.

- W każdym razie...- Dodał Dumbledore, tonem jakby właśnie zaczynał rozmowę o pogodzie.- Najważniejsze jest to, że nic wam nie jest.

- Tia...- Mruknął do siebie Malfoy, który też nie wyglądał na zadowolonego z tego, co przed chwilą usłyszał.

Teraz pozostało sprzeczać się, który z chłopców był w gorszej sytuacji. Harry, który miał kilka problemów z ministerstwem i jego pracownikami, czy Draco, który z kolei był synem śmierciożercy, skazanego na Azkaban i pocałunek Dementora, i którego właśnie uwolnił. Obydwoje nie mieli lekko, to było pewne.

- Teraz trochę poważniej... Spróbuję się za wami wstawić, ale nie gwarantuję, że dużo to da.- Powiedział dyrektor.- Zwłaszcza, że sam nie mam teraz lekko.

Harry mógł się tego domyślać. Przecież Dumbledore właśnie ukrywał najpotężniejszego czarnoksiężnika na świecie, o którym w dodatku wszyscy myśleli, że przepadł. Gdyby ktokolwiek zobaczył Grindelwalda gdzieś na ulicy, na pewno nie skończyłoby się to dobrze.

Malfoyowie Nie Są Wrażliwi |DrarryWhere stories live. Discover now