Rozdział 14

46 8 0
                                    

Ostatnie wspomnienie wczorajszego wieczoru pochodziło właśnie z sofy, na której obudził się rano. Najprawdopodobniej zasnął właśnie na niej, lecz stało się to, zanim została rozłożona i pościelona. Kołdra i poduszki były blado-niebieskie i pachniały przyjemnie płynem do tkanin.

Naprawdę nie chciał stąd wychodzić. Przewrócił się na drugi bok i od razu tego pożałował, bo coś ukuło go w płuca, nie pozwalając swobodnie oddychać. Skrzywił się, ostrożnie wypuszczając powietrze. Wizerunek poturbowanej ofiary dnia wczorajszego dopełniały żółto-fioletowe siniaki zdobiące nadgarstki, obtarcia na dłoniach i okropny krwiak w okolicach ramienia. Pojawił się również kac - i to o wiele mocniejszy, niż Josh mógłby przypuszczać. Wstał i założył spodnie, które najwyraźniej musiał zdjąć gdy spał. Wciąż ubrany w bluzę, którą dał mu Chris, pościelił i złożył łóżko, a następnie wyszedł z pokoju.

Znalazł go w kuchni - równie niewielkiej i praktycznej, co reszta mieszkania. Siedział przy stole i pisał coś na telefonie, a koło jego łokcia stał kubek z kawą.

- Dzień dobry - rzucił pogodnie brunet, zerkając na chwilę w jego stronę. - Chcesz kawy?

- Mhmm.

Skinął, podchodząc bliżej. Chris wydawał się zbyt zajęty swoim telefonem, by zwrócić większą uwagę na cokolwiek poza nim. Znowu marszczył czoło w ten zabawny, zdaniem Josha, sposób.

- Masz w dzbanku. Nie wiedziałem jaką lubisz, więc zrobiłem zwykłą, z mlekiem.

Nie pił kawy z mlekiem od lat i właściwie nie wiedział, dlaczego teraz nie robiło mu to różnicy, lecz ostatecznie mruknął coś pod nosem, zajmując się szukaniem kubka.

- A masz jeszcze te tabletki?

- Przeciwbólowe? - Josh przytaknął. - Jasne. Szafka nad przyprawami, po prawej.

Po chwili usiadł naprzeciwko z pełnym kubkiem i listkiem tabletek. Wyprostował pod stołem nogi i niezbyt elegancko podparł się łokciami o blat. Dopiero teraz zwrócił uwagę na to, że Chris miał na sobie ubranie raczej domowe, jego włosy były wilgotne, a policzki delikatnie zaróżowione. Musiał całkiem niedawno wyjść spod prysznica.

- Co robisz? - spytał Josh, przyglądając mu się podejrzliwie.

- A jak obstawiasz?

- Praca? - spytał, a Chris od razu skinął głową i po chwili z ulgą odłożył telefon na bok. - Więc tak to się robi? Nie idziesz na komendę?

- Jeszcze nie. Kolega ma jakiś problem, nic wielkiego.

- Nie powinieneś tam być?

- Chyba nie do końca wiesz, jak to działa. Gdybym miał na rano, nie pozwoliłbym ci wylegiwać się do dziesiątej, Josh. - Posłał mu pełne politowania spojrzenie, po czym sięgnął po swój kubek, tłumiąc ziewnięcie. - Idziemy z Jasperem do liceum prowadzić jakieś zajęcia o bezpieczeństwie. 

- To chyba fajnie - Wzruszył ramionami. Niekoniecznie chciał, by Chris mógł zobaczyć, że jego słowa ulżyły formującemu się w nim poczuciu winy, lub czegoś, co przynajmniej na nie aspirowało. - Prawda?

- Niekoniecznie. Jako ktoś bez dłuższego stażu i autorytetu raczej nie mam zbyt wielkiego wyboru. Starsi po prostu przydzielają nam to, czym nie chcą się zajmować.

- Zawsze mogło być gorzej. Od kiedy to prowadzicie? 

- Zaczynamy pierwszego - odparł powoli, zapewne zastanawiając się kiedy po raz ostatni Josh widział kalendarz. - Czyli dzisiaj.

Pierwszy marca. 

- Pierwszego? - spytał ciszej, powtarzając po nim jak echo. Dziś był pierwszy? Dlaczego o tym zapomniał? Jak mógł zapomnieć? - Marca, tak? - upewnił się.

Favourite Worst NightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz