Rozdział 28

18 4 0
                                    

Josh, mimo natłoku obowiązków, nie zapominał o tym, że jesienią planował powrót na studia. Wbrew pozorom myślał o tym codziennie. Wpadało mu to do głowy podczas niepozornych czynności, kiedy teoretycznie był zajęty; sprawdzania kartkówek, rozmów z matką, oglądania wieczornych wiadomości z zamiarem wyłapania czegoś o Carlisle. 

Chciał studiować. Chciał się kształcić, iść w dobrym kierunku, narzekać na nadmiar materiału do egzaminów, angażować się w nieobowiązkowe projekty, czy chodzić z kolegami na piwo po zaliczeniu wszystkich przedmiotów. Żyć tak, jak wcześniej, ale z drobnymi zmianami.

Brak tego wszystkiego - kontynuacji, ciągłości i satysfakcji powodował, że czuł się niespełniony. Doskonale o tym wiedział i coraz częściej łapał się na tym, że jego plany z dnia na dzień są bardziej konkretne. Wiedział już mniej więcej co chciał studiować, lecz póki co wydawało mu to się zbyt nieprawdopodobne, by o tym mówić. Zbyt odległe od poprzedniego planu, a jednak na swój sposób wielkie i wspaniałe właśnie w swojej nieosiągalności. Całkowicie jego własne.

Wyszukał w Internecie interesujące go uczelnie. Nie chciał wracać do zarówno Kopenhagi, jak i Danii, więc szukał tylko na terenie Wielkiej Brytanii. 

Zrobił to w poniedziałek późnym wieczorem, gdy z wszystkich domowników nie spał już tylko on.

Bangor, Leeds i Swansea. Trzy miasta. Przeczytał to raz, potem drugi.

Pomyślał, że realnie mógł się tam dostać. Jeszcze rok temu prawdopodobnie przekroczyłby próg punktowy. Pamiętał, że gdy jeszcze był w liceum, przychodzili do nich do szkoły przedstawiciele szkół zza granicy i reklamowali swoje uczelnie. Wprawdzie żadna z nich nie godziła się z planami Josha, z tych zajęć zapamiętał, że aplikowanie na zagraniczne uczelnie wcale nie było takie skomplikowane. Zwłaszcza, że jego wyniki końcowe były całkiem niezłe, a co najmniej wystarczające, by mieć realne szanse na wybranych przez siebie uczelniach. 

Przebiegł wzrokiem po zapisanych miejscowościach raz jeszcze. Brzmiały obco. Każda wydawała się tak odległa i niezobowiązująca, że oznaczała nowy początek. Nowi ludzie, otoczenie, plany i wydarzenia. Z daleka od Penrith, z daleka od Kopenhagi. Od ojca, wszechobecnych wspomnień Meggie, jej sepsy, Lily, kłótni Steve’a i Ashley, pomiętych listów i starych zdjęć, które widywał ostatnio w foliowych torebkach, a także całej sprawy Davenporta. Rzecz w tym, że tak samo jak wcześniej uciekał przed wszystkim, teraz wiedział, że to „wszystko” było by tym, do czego przywykł i co zdążył na swój sposób zaakceptować. Nie sam fakt zapełnienia czymś czasu i spraw ocierających się o kryminologię, lecz to wszystko, co przychodziło później. 

Chodziło też o Chrisa, bo akurat od niego Josh nie chciał budować dystansu. Może łatwiej by było, gdyby to wszystko opierało się na jedynie jakiejś fizycznej atrakcji, gdyby mogli się po prostu ze sobą przespać i na drugi dzień o wszystkim zapomnieć - gdyby umiał go dotknąć tak, żeby nigdy więcej nie czuł potrzeby zrobienia tego ponownie. Nawet nie musiałby się z nim żegnać. Wsiadłby do taksówki, później samolotu, a po wylądowaniu setki kilometrów dalej, poznałby innego Christophera i jego imię nawet nie kojarzyłby mu się zanadto z nikim innym.

Spojrzał w bok, w stronę okna. Żaluzje były zasunięte, dzięki czemu mógł lepiej zobaczyć w szybie swoje odbicie. Brudne włosy, zmięta bluza (tym razem jego), zapadnięte policzki, które przecież miały w końcu zacząć wyglądać lepiej. Czy to na pewno był on? Chyba tak, a przynajmniej tak mu się wydawało. Josh. Josh Clayton. Boże. Miał ochotę zbić tę szybę. Nie chciał być takim sobą. Odwrócił wzrok i żałośnie nakrył twarz dłońmi. 

Był rozdarty. To nie było coś, czego się spodziewał po przyjeździe tutaj. Nie założył takiego scenariusza nawet w najgorszych przypuszczeniach, a gdyby ktoś mu powiedział o tym jeszcze kilka miesięcy wcześniej, tego dnia robiłby coś zupełnie innego w miejscu daleko stąd. 

Favourite Worst NightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz