Dziewiętnasty

338 24 2
                                    

Dłonie mi się trzęsły, zacisnęłam więc je w pięści, a potem skrzyżowałam ręce na piersi, żeby przestać dygotać. Leżałam wpatrzona w sufit, zastanawiając się, co też zafundowałby mi mój umysł, gdybym znów zasnęła. Na dzisiejszy wieczór nie byłam w ogóle gotowa. Wolałabym, aby był już ranek następnego dnia. Wtedy byłoby mi o wiele łatwiej.
Zegarek pokazywał szóstą, a niepokój, który mnie męczył nie pozwalał mi zasnąć. Wyturlałam się z łóżka i poszłam na dół. Przemierzyłam kuchnię i wyszłam na zewnątrz.
Dzisiejsza noc była niezwykle zimna, zaś piękna. Na ciemnym niebie błyszczało mnóstwo maleńkich, srebrzystych gwiazd. Ludzie nie zdawali sobie nawet sprawy, jak maleńcy jesteśmy w porównaniu z ogromem całego wszechświata.
Wygodnie ułożyłam się na jednym z foteli, znajdującym się na tarasie. W tamtej chwili mogłam stwierdzić fakt, iż patrzenie w ten sposób, naprawdę uspokaja i odpręża. Przez moment zapomniałam nawet o tej cholernej walce. Ale jednak to wydarzenie było ponad wszystko inne. Przez co czułam się winna wszystkiego, co zaczęło się dziać po moim przyjeździe tu. To ze mną musiało być coś nie tak, a nie z przeprowadzką i miastem, jak sobie niedawno chciałam dać wmówić. 
       Dalej nie mogłam uwierzyć, iż przez te kilka miesięcy moje życie diametralnie się zmieniło. Najbardziej przerażały mnie zmiany. Te, których nie chciałam. Uczucia do Michaela były tego najprawdziwszym przykładem. Nie mogłam zaprzeczyć, ale między nami coś się zadziało. Co dokładnie? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie, bo jedyne co wiedziałam, to że nasza relacja była zbyt skomplikowana, aby wszystko jasno i prosto wyjaśnić. Nie byłam nawet gotowa na poważną rozmowę, żeby wiedzieć na czym stoimy. Zaraz, przecież nie było żadnego „my". Przypadkowe pocałunki nie sprawiły, że byliśmy czymś w rodzaju pary lub głębszej relacji. To był nasz sposób na odreagowanie, który raczej nie powinien wiązać się z czymś innym. Nawet jeśli kiedyś bym tego chciała, wątpiłam w odczucia Corteza. On był największą zagadką, jaką dano mi do rozwiązania. Nie miałam czasu na jakieś gierki z jego strony, chciałam aby powiedział mi w końcu co chciał, ale to nic by nie zmieniło. A jeśli tego nie chciał zrobić, powinien dać mi czas i miejsce do przemyślenia wszystkiego.
      Bałagan, który zrobiłam nie poukłada się sam. Wiedziałam, iż pakując się z buciorami w kogoś życie, będą z tego kłopoty. Nie pozwalałam sobie, aby ktoś mnie poznał. Przysięgłam, że nikomu nie powiem o depresji, ponieważ nie chciałam i nie potrzebowałam współczucia innych. Jednak nawet tę zasadę złamałam.
Nagle usłyszałam szelest. Mój puls lekko podszedł do góry, ponieważ, cholera, przestraszyłam się. Jednak gdy moim oczom ukazała się blond czupryna Tylera, uspokoiłam się. Szczerze? Brakowało mi go teraz. Rozmów z nim i spędzaniem razem czasu.

– Tyler? Co ty tu robisz? – zapytałam, gdy chłopak usiadł na fotelu obok mnie. – W ogóle skąd wiedziałeś, gdzie jestem?

– Zobaczyłem jak wychodzisz.

– Zapomniałam, że mieszkasz za mną – odparłam, na co kącik ust chłopaka lekko się uniósł.

– Nic ci nie jest? Nie mieliśmy okazji pogadać po incydencie...

– Nie, spokojnie – przerwałam mu. Nie chciałam wracać do tamtej chwili. Już nigdy.

– Dlaczego jesteś w takim stanie? – Spojrzał na mnie swoim opiekuńczym wzrokiem. Dlaczego tak bardzo polubiłam tego chłopaka?

– Bo najwidoczniej zapomnieliście wspomnieć mi o dzisiejszej walce, przez co czuje cholerne poczucie sumienia.

– Wiem, ale to było dla twojego dobra, Nora. Każdy się z nami zgodził – odparł, opierając dłoń o podgłówek mojego fotela.

– Beznadzieja. – Wciągnęłam powietrze, aby zaraz je ponownie wypuścić. Byłam wykończona tym wszystkim. Czułam jak każda część energii, która mi pozostała, rozpływała się niczym kropla w ogromie oceanu lub rozpadała jak domek z kart. – Ciebie co wyciągnęło w tak piękny, ziemny poranek na dwór?

Maze of loveWhere stories live. Discover now