Dwudziesty siódmy

275 25 3
                                    

Chapter 27: New Year's Eve Part One

      Impreza bliźniaków to była najwyraźniej wielka sprawa. Na tę okazje przygotowali i wynajęli lokal w wieżowcu w Nowym Orleanie. Byłam po prostu wniebowzięta widząc jaki widok rozciągał się zza ogromnych okien. Ciemność bezkresnej nocy rozświetlona przez miliony małych światełek. Ten wieczór zapowiadał się pełny neonów, głośnej muzyki, pijanych ludzi i wspaniałej zabawy.
Wściekałam się na samą myśl, że Rosie udało się wepchać mnie w czarną, koktajlową sukienkę w koronkę oraz szpilki. Miałam wrażenie, że z każdym krokiem coraz bardziej powinnam liczyć się ze zderzeniem z ziemią. Naprawdę nie sądziłam, że będę się dobrze bawić w Sylwestra z ludźmi, których w ogóle nie znałam. Do tego w mojej głowie dalej były słowa Leah, dotyczące Avy. Wiedziałam, iż właśnie przez to zepsuję sobie dzisiejszą noc, która miała być tą magiczną i niezapomnianą.
To był cholernie kiepski pomysł i zastanawiam się, po co w ogóle mnie zapraszali.

— Co to za mina, Nora? — zapytał Ryan, zakładając rękę na moje ramiona. Uśmiechnęłam się słabo.

— Wiesz, nie mam jakoś humoru na imprezowanie.

— No co ty! Świętujemy Nowy Rok! — krzyczał, aby przekrzyczeć dudniąca muzykę w klubie.

— To dopiero za trzy godziny, Ryan. — Zaśmiałam się, a chłopak jedynie wywrócił oczyma.

— Na picie nigdy nie jest za późno, Nora. Zapamiętaj! — Odszedł ode mnie i wyprzedził wszystkich. Chyba popsułam mu humor.

      Usiadłam w naszej zarezerwowanej loży i upiłam wcześniej zamówionego drinka. Nigdzie nie widziałam ani Michaela, ani Bethany, pomimo iż widziałam jej świtę. Byłam lekko poddenerwowana, ponieważ, cholera, ta dziewczyna była nieobliczalna. W mojej głowie trwała gonitwa myśli. Cortez przyszedłby tu z własnej woli, a ja nie musiałabym go przecież błagać ani prosić. Nadal miałam mieszane uczucia co do naszego.... naszej relacji. Mieliśmy tyle problemów oraz sekretów przed sobą, tyle bezsensownych kłótni. Tak bardzo się różniliśmy, a jednak byłam w punkcie, gdy nie miałam pewności, czy to w ogóle zadziała.
      A właśnie teraz, gdy go tutaj nie było, niczego nie pragnęłam bardziej niż spędzić z nim kolejnej minuty. Chciałam zobaczyć, czy to kiedykolwiek zadziała. Dobra! Koniec z tym, miałam się bawić, a nie smucić i zatracać w jakichś niepotrzebnych sprawach.

— Idziecie zatańczyć? — pytałam dziewczyn, które otworzyły szeroko oczy. Spojrzały po sobie, a potem z uśmiechem kiwnęły głową.

— Tak na trzeźwo, Nora? Trzeba się napić — mówiła Leah, na co się zaśmiałam.

— Mam pomysł, wypijemy przy barze! — krzyknęła lekko wstawiona Rosie, a my przytaknęłyśmy.

      Przecież mogłyśmy bawić się bez chłopców, którzy już dawno gdzieś zniknęli.

     Wyszłyśmy na sam środek parkietu. Zaczęłam powoli kołysać się do smętnej nuty, która właśnie leciała na głośnikach. Neony szalały, zaś ludzie nie byli im równi. Na parkiecie szalał tłum, zaś my tańczyłyśmy coraz to odważniej. Kołysałam biodrami do dwóch popowych piosenek, skakałam z dup stepowymi kawałkami, szalałam przy rocku i elektronicznych nutach. Pot lał nam się z czoła, duchota oraz woń alkoholu mieszała się ze sobą, tworząc charakterystyczny zapach. Naprawdę odpychający zapach.

— Dziewczyny chodźcie się czegoś napić! — krzyknęła Leah, po czym zdyszane i zmęczone usiadłyśmy na wysokich stołkach barowych. Rosie zamówiła po trzy drinki tego samego rodzaju, a po chwili barman nam je podał.
Musiałam przyznać, był naprawdę dobry oraz mocny.

Maze of loveWhere stories live. Discover now