Dzień 4

1.8K 157 41
                                    

Jakoś tak szybko poszło z kolejną częścią - nie porywa długością. Pewnie dlatego. :) Zapraszam do lektury i do komentowania. Karmcie Wena, bo jest bardzo głodny. :P

DZIEŃ 4

Obudził się wcześnie, bo przez ostatnie... sytuacje spowodowane zerwaniem z Draco stał się nieco nerwowy. Co chwilę odwracał się za siebie, wyczekiwał dziwnych akcji, a z Ginny postanowili, że dla jej bezpieczeństwa zaczną pokazywać się oficjalnie dopiero w następnym tygodniu, czyli kiedy Draco wreszcie odpuści.

O ile kiedykolwiek to nastąpi.

Harry powątpiewał, szczególnie że na stoliku przy łóżku znalazł czerwone serduszko z napisem "kocham cię, twój, Draco". W kuchni leżało zdjęcie z ich wspólnej wyprawy do Francji, gdzie siedzieli na trawie pod wieżą Eiffla. Lodówka też była pełna serduszek, a w łazience na umywalce znalazł kolejne zdjęcia.

Harry doskonale wiedział, co kombinował Draco. Próbował go odzyskać poprzez obudzenie starych wspomnień. Ale nie z Harrym takie numery. Wyrzucił wszystko do śmietnika i w o wiele lepszym humorze postanowił wybrać się na krótki spacer do parku. Nie było szans, żeby i tam Draco postanowił go męczyć.

Jak bardzo się przeliczył.

Po przejściu dwóch kilometrów, Harry nagle poczuł się dziwnie ciężko. Coś zaczęło ciągnąć go do tyłu, z siłą niemal zwalającą z nóg. Próbował walczyć, opierał się. Wreszcie nie dał rady, potknął się i wylądował na plecach, co wcale nie przeszkodziło owemu ciągnięciu. Potter szorował plecami po piachu, czując na sobie wiele zaszokowanych spojrzeń przechodniów. Próbował wyjąć różdżkę z kieszeni, ale każdy, choćby najmniejszy ruch, powodował przyśpieszenie.

Po dziesięciu minutach szorowania tyłkiem po chodniku, bo udało mu się usiąść i wyjechał z parku prosto na ulicę, wreszcie się poddał. Musiał poczekać na dotarcie do mety, chociaż i tak spodziewał się, kogo tam spotka.

Miał rację.

Draco stał pod dużym drzewem, przy którym na trawie leżał koc, a na nim wiklinowy kosz. Uśmiechał się szeroko, w dłoniach trzymał bukiet kwiatów i butelkę białego wina.

– Pomyślałem o małym pikniku. Przyłączysz się?

Po wyłapaniu dwuznaczności Draco parsknął śmiechem.

– A mam inne wyjście? – spytał niechętnie Potter, zastanawiając się, za jakie grzechy.

– W zasadzie nie.

Malfoy wzruszył ramionami, siadając na kocu i patrząc na Harry'ego wymownie. Ten jedynie westchnął, ale zanim zdążył się podnieść, siła ciągnąca wykonała swoje zadanie. Znajdował się teraz zaledwie parę calów od Draco, który oblizał usta i wykonał sugestywny ruch brwiami.

– Wina? – zaproponował Malfoy i nie czekając na odpowiedź, nalał cały kieliszek. – Pij.

– E? Dziękuję? Twoje maniery zawsze mnie zastanawiały, ale ostatnio przerastasz samego siebie.

– Dziękuję.

– To nie był komplement, Draco.

Harry pokręcił głową. Poddał się jednak i przyjął oferowany alkohol. Wziął łyczka i mimowolnie przymknął oczy.

– Co jak co, Draco, ale wina zawsze wybierałeś pyszne.

– Czyli do mnie wrócisz? Cudownie! – wykrzyknął radosny Malfoy, chwytając Harry'ego za policzki i próbując pocałować. Potter ledwo się wyszarpnął.

– Co ty odchrzaniasz?! Nie wracam do ciebie, Draco, po prostu stwierdziłem fakt.

– Jesteś koneserem win, Harry. Jeszcze zatęsknisz za moimi wyborami trunków i wrócisz w podskokach. A kto wie, czy będę jeszcze wolny?

Brwi Pottera podjechały do góry.

– Chcesz wzbudzić we mnie zazdrość?

– A wzbudzam?

– Nie.

– W takim razie nie chcę – oznajmił Draco, uśmiechając się szelmowsko. – Jesteś głodny? Mam ciasto, które tak uwielbiasz...

– Czy ono też zawiera Antyamortencję? – spytał lekko wystraszony, mimowolnie przypominając sobie dzień, w którym przyszedł do Draco odebrać rzeczy.

– Ha, ha, to nie jest śmieszne.

– Wcale się nie śmieję. Tak właściwie, to tamten dzień był koszmarny. Nigdy w życiu się tak nie zatrułem, a o ohydnych eliksirach, które potem we mnie wlewano, żebym się lepiej poczuł, wolę zapomnieć.

Chwilę wokół mężczyzn panowała cisza.

– Zabrałem jeszcze kanapki? Skusisz się? Są z tuńczykiem i z jajkiem, twoje ulubione.

– W sumie chętnie.

Jedli, pili, czasem coś wspomnieli i Harry stwierdził, że spędza naprawdę miłe, niedzielne przedpołudnie.

Do czasu.

– Draco – zaczął spokojnym głosem – tylko nie panikuj, ale za tobą...

Malfoy natychmiast się odwrócił. Dostrzegając wielkiego, kudłatego i brudnego psa, czyli przerażające bydle chcące go pożreć, zerwał się na równe nogi. Oczy wyszły z orbit, zaczął się powoli cofać.

– Nie panikuj, Draco, to tylko pies. Pamiętasz? On nie są groźne...

– Łatwo ci mówić – wyszeptał przez zaciśnięte zęby. – To nie ty zostałeś w dzieciństwie zaatakowany i pogryziony.

Draco znów się cofnął, a pies, sądząc, że to zabawa, podszedł bliżej. Merdał wesoło ogonem, po czym zaczął szczekać. Teraz Malfoy nie wytrzymał, puścił się pędem w długą, chcąc uciec jak najdalej. Pies ze szczęścia machnął ogonem po raz ostatni i ruszył za Malfoyem, za to Harry, nadal złączony zaklęciem, został pociągnięty siłą zwalającą z nóg i identycznie jak na samym początku, znów rył tyłkiem po trawie.

– Malfoy! – krzyczał. – Zatrzymaj się!

Draco nie słuchał. Chciał przeżyć, więc przyśpieszył. Pies nadal szczekał i go gonił.

– Malfoy! Malfoy, do cholery! Stoooooop!!!

Stracił rachubę, ile tak szorował. Szczególnie że kiedy Draco skręcił, uciekając w innym kierunku, Harry został przerzucony na brzuch, co poskutkowało zjedzeniem wielu warstw trawy, ziemi i innych rzeczy napotkanych po drodze.

Harry stracił przytomność, gdy z całym impetem gruchnął prosto w drzewo. Na szczęście nie widział zakończenia kolejnego, koszmarnego dnia. Do waszej wiadomości, pies został wreszcie zawołany przez właściciela, Draco się zatrzymał, dostając kolki, a Harry'ego cucił ten sam uzdrowiciel, co ostatnio.

Skutki nudy || HP, Drarry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz