Rozdział 15: w którym Marinette sprzyja dużo szczęścia

535 52 6
                                    

   Pokój w hotelu okazał się być niewielkim, ale wystarczającym, by pomieścić w sobie dwie pozbawione dachu nad głową kobiety. Poza tym miały spędzić tu zaledwie jedną noc, jutro przecież czekała ich podróż samolotem do sąsiedniego kraju. Kiedy weszły do środka, babcia ułożyła się wygodnie na dużym, dwuosobowym łóżku, wreszcie mogąc odsapnąć po długiej podróży. Przeciągając się, ziewnęła potężnie.

   - Ta Francja kiedyś mnie wykończy.

   - Wybacz, babciu... to wszystko jest takie skomplikowane...

   - To nie twoja wina, dziecko.

   Marinette zagryzła wargę i podeszła do okna prowadzącego na maleńki, wąski balkonik. Kiedy je otworzyła, poczuła przeszywający chłód wiosennego wieczora, który wdarł się pod jej cienkie, jak na tę porę roku, ubranie. Mimo to wyszła na zewnątrz, opierając dłonie o metalową barierkę, i wlepiając wzrok w dachy budynków ciągnące się po sam horyzont. Maleńkie łzy zebrały się kroplami w kącikach jej oczu.

   - Babciu, pozwolisz, że wyjdę się przejść...

   - Słucham? To są chyba jakieś żarty - odpowiedziała zaskoczona decyzją swojej wnuczki. - Jest zbyt niebezpiecznie, żeby taka mała dziewczynka jak ty szwendała się sama po ciemnych uliczkach...

   - Daj spokój babciu, nie jestem "małą dziewczynką"...

   - Powiedz to tym wszystkim zbirom, którzy ostrzą sobie pazury na taką łatwą ofiarę. Czasem wydaje mi się, że rodzice wychowują cię zbyt beztrosko, Marinette - kiedy kobieta zdała sobie sprawę, że przywołała niepotrzebny temat, odchrząknęła znacząco. - Wybacz. Nie powinnam...

   - Nie ma sprawy - szybko wcięła się w jej słowo, dotknięta wzmianką o swoich rodzicach. - Ja po prostu...

   - Chciałabyś zostać chwilę sama. Rozumiem to - kto jak kto, ale babcia rzeczywiście była osobą, która umiała czytać z Marinette jak z otwartej książki. Tak było w przeszłości, tak było i teraz. - Ale nie mogę ci na to pozwolić.

   - Babciu...

   - Nie, Marinette - jej głos był stanowczy. - Wybij to sobie z głowy.

   Dziewczyna westchnęła ciężko i nachyliła się w przód, opierając się przedramionami o balustradę. Kiedy zerknęła w dół, dojrzała Tikki, która wychynęła swoją czerwoną główkę spod połów jej żakietu.

   - Musimy jak najszybciej iść do Mistrza Fu - szepnęło Kwami.

   - Wiem, Tikki... ale jak mam to zrobić? To nie jest takie proste...

   - Dotychczas twoja pomysłowość pozwalała nam wyrwać się z nawet gorszych sytuacji, Marinette... wierzę w ciebie!

   - Ten pokój jest taki mały i ciasny, że nawet nie mam się gdzie schować...

   - To może po prostu wyjdziemy tą drogą? - Kwami wskazało na drugą stronę balkonu; gdyby wyskoczyły, być może cudem nie połamałyby sobie nóg.

   - Odważnie, Tikki, ale bez twojej pomocy to raczej niewykonalne - przyznała dziewczyna, wychylając się przez barierkę. Trzecie piętro było jednak zbyt wielkim wyzwaniem. - Nie ma szans.

   - Hm...

   - Mogłabym też spróbować wyjść do toalety, ale co jeśli nie będę wracać zbyt długo i babcia zacznie mnie szukać? Te sprawy tak się pokomplikowały, że nie wiem, czy dam radę załatwić je do rana... - przed oczyma pojawiło jej się wspomnienie Czarnego Kota spowitego w płomienie, z pazurami długimi tak, że mógłby przebić ją na wylot bez najmniejszego problemu. Jak miałaby z nim walczyć? Jak go pokonać? Przecież to zadanie było praktycznie niemożliwe do zrealizowania... - Tikki, pomożesz mi?

Miraculous: Kryzys Bohatera [zakończone]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang