Rozdział 25: w którym następuje czas zapłaty

504 43 27
                                    

   Wydawało się, że jasność wchłonęła się w głąb źródła, z którego dotychczas emanowała. Trwało to jedynie krótką chwilę, tyle co mgnienie oka. Razem z narastającą w sile ciemnością następowała też głucha cisza, zupełnie tak, jakby ciało Nathalie stało się czarną dziurą wsysającą całą materię dokoła. Był to widok przerażający, a jednocześnie bardzo fascynujący. Adrien, Marinette i Rose nie mogli oderwać wzroku od kształtującej się naprzeciwko nich osoby.

   Madjick była mocą samą w sobie. Mimo, że pozornie widać było kontury jej ciała, dłuższa próba analizy jej dokładnych kształtów umykała możliwościom ludzkiego rozumowania. Przestrzeń wokół niej załamywała się oszukując nawet najsprawniejsze oko, zupełnie tak, jakby była mirażem, gorącą fatamorganą na spieczonej słońcem pustyni.

   W chwili, gdy cały blask został wessany w jej wnętrze, odezwała się głosem, który przeszył ich na wskroś.

   - Jestem.

   Krótkie słowo, zdające się rozbrzmiewać tysiąckrotnym echem w ich głowach.

   Zaraz potem postać rozłożyła ręce na boki i uniosła je do własnych skroni, obejmując je niczym imadło. Jej usta rozwarły się tworząc bezkształtną dziurę, jednak zamiast wydać z siebie słowo - ich miejsce zajął przeraźliwy skrzek połączony z dźwiękiem trzaskającego ognia. Nim zdążyliby obrócić się ku sobie, szukając we wzajemnych spojrzeniach jakiegokolwiek wyjaśnienia zaistniałej sytuacji, Madjick upadła na ziemię, wspierając się o nią rękoma.

   Trójka przyjaciół patrzyła na te wydarzenia z prawdziwym niepokojem, w głębi serca zadając sobie tysiące pytań pozostających bez odpowiedzi. Jak do tego doszło? Co zrobili źle? Kim... lub czym jest ta postać przed nimi? Czy będzie chciała wyrządzić im krzywdę? Nim zdołaliby odpowiedzieć na którekolwiek z nich, jasność przecięła smuga cienia spadająca z nieba. Adrien, patrząc spod wpół przymkniętych powiek, zdołał rozróżnić jedynie kontur jego sylwetki. Mężczyzna. Wysoki i szczupły. Kiedy podnosił się po skoku z ziemi, wspierał się o równie smukłą laskę. Chłopak mimowolnie spojrzał w bok, na miecz, który zakrwawiony leżał spokojnie w trawie.

   - Nathalie, przestań.

   Mężczyzna nawet nie zwrócił uwagi na trójkę młodzieży, która siedziała w milczeniu za jego plecami. Starał się ich ignorować, a w szczególności osobę swojego syna, który z niewyjaśnionych przyczyn znajdował się tu w towarzystwie Marinette... te cholerne dzieciaki. Zawsze musiały napatoczyć się w najmniej potrzebnym momencie. Chcąc ich dobra, musiał jednak odsunąć je na dalszy plan, a swoją uwagę w pełni skupić na szalejącej od nadmiaru mocy Madjick. Ostatnim czego by sobie życzył, byłoby wyrządzenie szkody jego synowi. Myśl, że Adrien mógł być przez cały ten czas Czarnym Kotem, a potem Łowcą, odsuwał od siebie wbrew istniejącym, racjonalnym przesłankom.

   - W-władca Ciem? - głos Adriena załamał się w niepewności. Bał się go, bał się własnego ojca. Ale obok strachu czuł również wręcz niezdrową ciekawość, jak zdołał poznać tożsamość Nathalie. Od jak dawna musieli ze sobą współpracować? Czy zdawał sobie sprawę z tego, że kobieta może zagarnąć moc absolutną dla siebie? Czy obawiał się tego, że może pokrzyżować jego plany wskrzeszenia Emilie?

   - Nathalie, już dosyć.

   Z trudem ignorując swojego syna, Władca Ciem ruszył w przód, skupiając się na skondensowanej formie magii. Im bliżej niej się znajdował, tym lepiej widział, że mimo swojej pozornie duchowej postaci - jej twarz pokryta była strużkami krwi. Również ziemia przed nią nosiła znamiona czerwonych plam. Mężczyzna poczuł wewnętrzny dyskomfort. W podobny sposób kaszlała krwią Emilie, tuż przed tym, gdy uszkodzone mirakulum uwięziło ją w świecie wiecznego snu.

Miraculous: Kryzys Bohatera [zakończone]Where stories live. Discover now