Prolog

155 20 23
                                    

Liam niewiele pamiętał z poprzedniej nocy.
Brudny i zakrwawiony, patrzył zagubionym wzrokiem na swoje odbicie w dużym lustrze. Ręce mu się trzęsły. Cały drżał. Lecz nie wiedział czy wciąż ze strachu, czy był to już skutek zmęczenia. Był wręcz wyczerpany. Nie spał już dobę i nie zapowiadało się, aby dane mu było tej nocy spokojnie zasnąć.
Patrzył w swe niegdyś zdrowe, niebiesko-zielone, a teraz potwornie przekrwione, oczy. Drżącą dłonią, odgarnął brudne od błota, niedawno jasne, blond włosy.
Ignorował brud na twarzy, rękach i całym ciele.
Próbował sobie przypomnieć. Cokolwiek. Pamiętał jedynie urywki. Starał się je do siebie dopasować, jak kawałki układanki.
Pamiętał śmiechy i maskaradę. Pomimo stanowczego zakazu i ostrzeżeń władz, urządził ognisko. Głęboko w lesie. On, paru znajomych i alkohol. Dużo alkoholu...
Przeszedł go dreszcz. Włosy na rękach stanęły mu dęba, a przedramiona naznaczyła gęsia skórka.
Przypomniał sobie czerwony księżyc. To z jego powodu urządzili zabawę. Wyśmiewali się ze starych legend i przestróg władz, zajmujących się ostatnimi, makabrycznymi zgonami.
Potem nie wiedzieć kiedy został sam. Pijany. Zataczając się, wracał osamotniony do domu.

Powoli zdjął podartą, brudną koszulę, ukazując siniaki i zadrapania. Powoli się obrócił, by spojrzeć na odbicie głębokich, poszarpanych ran, biegnących przez połowę jego pleców i bok. Następnie spojrzał na zabandażowaną rękę. Przerażony powoli zdjął opatrunek, odsłaniając jeszcze paskudniejszą ranę. Ugryzienie, równie poszarpane, co rany na plecach. Patrzył na nie ze łzami w oczach. Jego modlitwy poszły na nic. Błagał, aby to wszystko było tylko złym snem, halucynacją, wywołaną przez zbyt dużą ilość alkoholu we krwi. Jednak to nie był tylko koszmar. To była rzeczywistość. Potworna prawda, która dopiero teraz powoli do niego docierała.   

Powoli uniósł wzrok i znów spojrzał sobie w oczy.
Tu jego luki w pamięci były jeszcze bardziej uciążliwe. Z trudem przypomniał sobie chwilę, jak potykał się o własne nogi. Nie pamiętał jednak, gdzie dotarł, ani jakim cudem się tam znalazł. Nie wiedział jak daleko znajdował się od domu.
Powoli zamknął oczy, znów próbując zmusić pamięć do współpracy.
Drgnął niespokojnie, gdy oczami wyobraźni dostrzegł skąpany w mroku las. Znów poczuł przeszywający chłód, jesiennej nocy. W uszach znów  zabrzmiało mu przerażające wycie. Jego ciałem wstrząsnął potężny dreszcz. Zaparło mu dech. Wszystkie mięśnie się napięły, gdy przerażony oparł się o toaletkę, tracąc równowagę.
To wycie... Ten skowyt, był niczym wrzask nieszczęśnika, obdzieranego żywcem ze skóry i ryk jakiegoś stworzenia, razem wzięte. Pamiętał jeszcze wielkie cielsko. Coś odcięło mu drogę do domu.Patrzyło na niego świecącymi, czerwonymi ślepiami. Miał wrażenie, że jego wzrok wypala mu duszę. W tamtej chwili natychmiast wytrzeźwiał ze strachu. Rzucił się do ucieczki. Uciekał ile sił w nogach, co rusz, potykając się o ledwo widoczne na ciemnej ziemi, korzenie. Stwór go dopadł. Zarył szponami po jego plecach, przewracając go przy tym. Nie czując wtedy bólu, przez adrenalinę szybko się obrócił w stronę wielkiej paszczy, najeżonej ostrymi zębiskami. Patrzył w czerwone ślepia.
Znów poczuł smród sierści i krwi bijący od potwora, przez co mimowolnie się skrzywił. Zmarszczył twarz jeszcze bardziej, czując jak ból ręki się wzmożył. Stworzenie chwyciło go zębiskami za rękę, gdy próbował desperacko uchronić szyję. Jakimś cudem zdołał się wyrwać potworowi i znów rzucić do ucieczki. Chyba ogłuszył stwora kamieniem, ale tego nie był pewien. To wszystko działo się tak szybko... Był zbyt przerażony, aby zastanawiać się nad tym co robi.
Uciekał. Wiedział, że stwór znów by go dopadł. Jednak dostrzegł dla siebie nadzieję. A raczej usłyszał. Potężna lokomotywa właśnie jechała z kopalni i powoli zmierzała w stronę tunelu. Liam ryzykując zderzenie z pociągiem, wbiegł do tunelu. Nie zatrzymywał się, choć światła lokomotywy zbliżały się do niego szybko. Zdołał dotrzeć do nieukończonego rozwidlenia i skryć się w nim, by pociąg go minął. Huk był nie do zniesienia. Chłopak omal nie stracił przytomności. Pociąg sam w sobie był potwornie głośny, a stojąc tuż obok niego i to jeszcze w tunelu, hałas omal nie rozsadził mu głowy. Gdy minął go ostatni wagon, na chwiejnych nogach, powoli opuścił tunel. Piszczało mu w uszach, a ból ograniczał mu ruchy. Jednak osiągnął cel. Potwór uciekł, a on obolały ruszył do najbliższych zabudowań. Potrzebował pomocy i w tamtej chwili tylko jedna osoba, przyszła mu do głowy. 
Dopiero teraz dotarło do niego, że otarł się o śmierć. Niechybnie by zginął, gdyby nie odrobina szczęścia. 
Lecz nie wiedział, że ten atak to dopiero początek jego kłopotów...

***

I jak pierwsze wrażenia, kochani? Myślicie że coś z tego będzie czy niekoniecznie? Śmiało piszcie.

Wstawiony obraz to okładka wykonana przez pruszu

WilkWo Geschichten leben. Entdecke jetzt