1.

88 14 4
                                    

Liam podskoczył przerażony, gdy nagle zabrzmiało stukanie do okna. Uspokoił się jednak szybko, kiedy dostrzegł delikatne, dziewczęce lico, a nie czerwone oczy i paszczę pełną kłów. Z trudem zbliżył się do okna, po czym uniósł je pozwalając dziewczynie wejść. Mimo bólu, podał jej rękę, by mogła spokojnie wgramolić się do środka, co nie szło jej zbyt zgrabnie. Nie dziwiło go to jednak. W końcu nie łatwo wspinać się po zarośniętej przez bluszcz drabinie, w sukience i dużym koszem przewieszonym przez rękę. 

- Wyglądasz potwornie - rzekła, odstawiając koszyk na blat toaletki. 

Liam uśmiechnął się pod nosem. Doceniał jej szczerość.

- Co tu robisz o tej porze? - spytał cicho, powoli zamykając okno, patrząc przy tym na ciemności spowijające okolicę - To niebezpieczne.

- Coś musiało cię poturbować, abyś w końcu zaczął mówić z sensem? - zaczęła grzebać w koszyku, w którym miała świeże bandaże - Przyszłam, bo chciałam zobaczyć jak się trzymasz. I zmienić ci opatrunki, bo znając ciebie nikomu nie powiedziałeś o tym co się stało - zmierzyła go wzrokiem - Dlaczego dalej jesteś taki brudny? Wyszedłeś ode mnie o świcie.

- Niedawno wszedłem.

- Zatem gdzie byłeś przez cały dzień?

- Siedziałem w stajni... Bałem się, że natknę się na którąś z gosposi. Wiesz, że jeśli ktoś się o tym dowie, to zaraz to dotrze do mojego ojca... Mogę ufać tylko tobie, Maisie.

- Mogłeś zakazić rany - wzięła się pod boki - Powinieneś był od razu wrócić i się wykąpać. A przede wszystkim poprosić kogoś o opatrzenie obrażeń.

Chłopak zmierzył ją wzrokiem, wciąż się słabo uśmiechając. Maisie była córką miejscowego lekarza i najwyraźniej chętnie się od niego uczyła. Zmierzył ją wzrokiem. Była niska i drobna, przez co wyglądała przy nim na sporo młodszą. Miała delikatne rysy, bladej twarzyczki, otoczonej przez ciemne loki. Przeszedł go dreszcz, kiedy wlepiła w niego duże, piwne oczy, otoczone przez gęste rzęsy. Jej wzrok był ciepły, ale też i stanowczy. 
Ubrana była w skromną, burą sukienkę, a włosy miała niedbale spięte. Maisie nie pochodziła z tak zamożnej rodziny, jak Liam. Jednak chłopak nie zwracał na to uwagi. Lubił ją, bo mimo delikatnej budowy, była harda duchem. Imponowała mu tym. Cenił w niej także inteligencję i chęć nauki. Nie było dnia, by nie natknął się na nią z książką na kolanach. A przy tym wszystkim była pracowita. Pomagała ojcu zarówno w domu, jak i w pracy. Często jeździła z nim do pacjentów.

Liam oprzytomniał, gdy Maisie pstryknęła palcami tuż przed jego nosem.

- Wróciłeś? Cudownie - wskazała na wannę - Wykąp się, a ja opatrzę ci rany.

Wzięła koszyk, po czym opuściła łazienkę, przechodząc prosto do jego sypialni.
Chłopak uśmiechnął się szerzej, nieco rozbawiony stanowczością przyjaciółki. Uśmiech jednak szybko spełzł mu z ust, gdy obrócił się w stronę wanny i poczuł rwący ból na poszarpanych plecach. 
Puścił wodę ze srebrnego kranu, licząc, że nikt w domu nie usłyszy szumu wody. Następnie ściągnął spodnie i bieliznę. Zwinął upaprane błotem i krwią ubranie, mając zamiar je wyrzucić. Wiedział, że gdyby któraś z gosposi zabrała się za pranie zakrwawionego ubrania, to zaalarmowałaby jego rodziców. A tego chciał za wszelką cenę uniknąć. Nikt poza jego znajomymi, nie wiedział, że opuścił dom w niezwykłą, czerwoną pełnię. I tak miało pozostać. 
Odruchowo jeszcze raz spojrzał na swoje odbicie. Miał wrażenie, że żyły na jego rękach stały się jeszcze bardziej widoczne, jego skóra potwornie zbladła, a usta mu zsiniały. W jednej chwili poczuł się słaby. W końcu oderwał wzrok od swojego odbicia i powoli wszedł do chłodnej wody. Chciał się jak najszybciej pozbyć brudu. Gdy tak się stało, wytarł się dokładnie, po czym owinął się w pasie ręcznikiem. Z każdą chwilą czuł się coraz gorzej. Piekły go policzki, a ciało zalała fala gorąca. Ból ogarnął nie tylko rany, ale i wszystkie jego mięśnie. Ledwo zdołał wyjść z łazienki i doczłapać do łóżka, na którym siedziała Maisie.

- Nie sądziłam, że to możliwe, ale wyglądasz jeszcze gorzej - poderwała się z miejsca.

- Cenię twoją szczerość do bólu - padł na łóżko, ledwo żywy.

- Mogłeś chociaż założyć jakieś gacie - zachichotała cicho, szukając środka dezynfekującego.

Lecz Liam już jej nie słyszał. Zasnął. Tak po prostu. 

- Liam? - podeszła do niego i lekko szturchnęła jego ramię - Liam? Śpisz?

Nie otrzymała odpowiedzi. Westchnęła ciężko, przewracając przy tym oczami. Usiadła obok niego, z koszyczkiem i korzystając z faktu, iż chłopak stracił przytomność, zajęła się myciem jego ran. Z każdą chwilą czuła jednak narastający niepokój. Młodzieniec miał coraz wyższą gorączkę. Bała się. Powinna kogoś zawołać, lecz wiedziała, że Liam by tego nie chciał. Postanowiła, że poczeka do rana. Zdołała owinąć bandażem jedynie jego poszarpaną rękę. Rysy na plecach zostawiła w spokoju, a w zamian zajęła się obniżaniem gorączki.
Robiła mu okłady, przez pół nocy, aż w końcu udało jej się opanować sytuację. Gdy nastała chwila spokoju, przykryła chłopaka kocem, po czym przejrzała jego regał z książkami. Nie było sensu by wracała do domu o tej porze. W dodatku bała się sama iść przez las. Im dłużej patrzyła na rany Liama, tym większy ogarniał ją lęk. To co go zaatakowało, mogło go rozszarpać na strzępy i to bez problemu.

Po wybraniu starych, zakurzonych baśni, usadowiła się obok chłopaka. Korzystając ze światła świecy, stojącej na szafce obok niej, oddała się lekturze. Zastanawiała się, czy to co zaatakowało chłopaka było zwykłym stworzeniem. Miała zamiar go o wszystko wypytać, jak tylko się obudzi.
Oderwała wzrok od teksu, gdy Liam mruknął coś przez sen. Następnie spojrzała na zegar, wiszący na ścianie. Głośno tykając, zapowiadał zbliżającą się godzinę, czwartą nad ranem. Westchnęła ciężko. Czekał ją bardzo ciężki dzień w szkole. Wiedziała, że prawdopodobieństwo, iż zaśnie na zajęciach, jest duże. Ale uznała, że było warto. Liam nie raz bronił ją w szkole przed uczniami, którym przeszkadza jej niezamożna rodzina. Teraz miała okazję się odwdzięczyć.
Ziewnęła zmęczona. Nawet książka w jej rękach, nie pomagała odegnać senności. W końcu się poddała. Odłożyła lekturę na szafkę, a następnie zdmuchnęła świecę. Uznała, że Liam się nie obrazi, jeśli pozwoli sobie na drzemkę.  Odsunęła się na krawędź łóżka, po czym skuliła się, chcąc zająć jak najmniej miejsca. Szybko zasnęła i tak twardo, że nie dotarły do niej kolejne pomruki Liama. 
Chłopak zaczął wierzgać. Obrócił się na bok, zwracając się tyłem do dziewczyny i ukazując jej poszarpane plecy. Przez sen mocno chwycił i docisnął do piersi poduszkę. Uspokoił się jedynie na krótką chwilę. Z każdą kolejną minutą było jednak coraz gorzej. Gorączka wróciła. Jego mięśnie napinały się tak mocno, że wyglądały, jakby miały się za chwilę rozerwać. Żyły stały się wypukłe i pociemniały. Liam zaczął oddychać chaotycznie i płytko. Nie mógł złapać tchu, a mimo to wciąż tkwił w potwornym śnie.
Znów widział ciemny las, tarczę księżyca, która przybrała jego zdaniem nienaturalną, krwistą barwę i oczy... Te upiorne, czerwone oczy...

WilkDonde viven las historias. Descúbrelo ahora