\12

9 1 0
                                    

pytam się

[nigdy natrętna być nie chciałam,
rymów zarówno jak pytań unikałam]

nadchodzi zima, długie rękawy,
pędzel w dłoń, by nie wyjść z wprawy
przydługie kosmyki, uśmiech na twarzy,
serduszko powoli przestaje się żarzyć

bluza ciemna, ręce odsłonięte,
kreski kreskami nierówno przecięte
on jest artystą przez lud niezcenionym,
krzyż na mundurze, w życiu spełniony
w szkole cegiełka za cegłą buduje
rzeźbę, swe dzieło, lecz coś je rujnuje

włosy z pędzelków na ziemi leżą,
mur pada murem, wieża za wieżą
on się rozpada, a w konkret – te chęci
wyryte jedna za drugą z pamięci

co się zdarzyło? czy to wypadek?
za młody by spisać testament czy spadek...
w kolejce stoją wciąż nieubłagalnie
każdemu rzucają się w oczy nachalnie
malunki na jego przedramionach
pomóżcie mi, proszę, szybciej, nim skona!
czy to artysty niezrozumiana wola
by każdy widział, czy dola czy niedola?

i będą szeptać, atencji mu się chciało
i będą mówić – jemu jeszcze mało?

a w kącie tuż przy nim, a jednak nieblisko
ukryta w rękawach ryska za ryską
zamkniona poetka siedzi prościutko
taż wierszokletka patrzy i krótko
wzdycha, bo pomóc – by chętnie pomogła,

gdyby tylko wiedziała jak i mogła...;

fragile like a bombOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz