3

4.8K 228 6
                                    

Alister

Przez całą drogę byłem spięty, wiedziałem, że jeśli się rozluźnię zrobię coś, co mi zaszkodzi. Nie powinienem się ujawniać, ale widok tej dziewczyny... po prostu nie potrafiłem znowu odejść, nie zamieniając z nią choćby jednego słowa. Jej reakcja była do przewidzenia, ale mimo wszystko czułem się dziwnie, jak wtedy kiedy pierwszy ją spotkałem. Praca u jej ojca była przykrywką, gdzie udawana lojalność trzymała mnie przy życiu, ale w pewnym momencie przestałem w to wierzyć. Musiałem przez pewien czas zniknąć z mojego prawdziwego życia, a propozycja ochroniarza Ronny była zrządzeniem losu. 

— Zawieź mnie do Jedynki — powiedziałem,  gdy wreszcie krew w moich żyłach stała się chłodna, a ja znów potrafiłem walczyć z samym diabłem. 

— Ale... — Marcus przerwał, gdy tylko spojrzał na mnie we wstecznym lusterku. Kiwnął głową i skręcił w nowym kierunku. 

Spojrzałem na telefon, gdzie pośród licznych nowoprzybyłych maili widziałem potwierdzenie o dostawie ślubnego garnituru. Musiałem go sprawdzić tak samo, jak inne rzeczy i ludzi,  którzy wezmą udział w ślubie Ronni. Choć tyle mogłem dla niej zrobić. Wiedziałem, że ten dzień nie będzie normalny, dziewczyna nie będzie płakać ze szczęścia, lecz z poczucia utraty wolności. Ojciec z ufnością nie odda swojej jedynej córki innemu mężczyźnie. Nie będzie zabawy, lecz grobowa cisza. Nie przejmowałbym się tym, gdybym nie znał tej kobiety. 

— Jesteśmy. — odezwał się Marcus, stojąc pod schodami jednej z kryjówek. Podniosłem głowę, chowając do kieszeni spodni telefon. Bez słowa wysiadłem i szybkim krokiem ruszyłem do drzwi. Otworzyłem je i weszłem do środka paląc przy tym światła na całym piętrze. W salonie widziałem pokrowiec z garniturem, ale to nie on interesował mnie teraz najbardziej. Wkroczyłem do pokoju, które pełniło tymczasowo moje biuro i otworzyłem pierwszą z góry szufladę. Prawy kącik drgnął, gdy wyciągałem małe czarne aksamitne pudełeczko. Otworzyłem je, a widok obrączek,  które każde  z nich przypomina trzy splecione żyłki złota w różnych kolorach. 

— Idealne. — mruknąłem pod nosem.

Chwilę potem rozdzwonił się mój telefon. Niechętnie odebrałem połączenie i przystawiłem telefon do ucha, nie odwracając wzroku od obrączek. 

— Słucham. — odezwałem się pierwszy. 

— Mówi Kold, z nieoficjalnych informacji dowiedziałem się, że panna Volk zniknęła. 

— Jak to zniknęła? — warknąłem, wiedząc, że poza ochroną jej ojca kilku znanych mi ludzi też ma na nią oko.

— Nie ma jej w posiadłości tak samo, jak kilka prywatnych rzeczy z wyjątkiem telefonu i portfela. 

Mądra, a zarazem głupia dziewczynka. 

— Jeszcze jakieś informacje? 

Chwila ciszy, która nie była dobra zarówno dla niego, jak i dla niej. Zegar tykał i tykał. 

— Właśnie dowiedziałem się, że prawdopodobnie wsiadła do miejskiego autobusu. Zdjęcie, na którym być może jest panna Volk przedstawia ją w otoczeniu przystawiających się do niej pijanych mężczyzn.

Odetchnąłem dopiero wtedy, gdy skończył zdanie. Z zaciśniętych pięści na podłogę kapnęła kropla krwi. Chciałem zapytać Kolda,  jakie to uczucie samemu sobie wiązać pętlę na szyi, ale wiedziałem, że podobną odpowiedź dostanę od pechowców ze zdjęcia. Strach to strach, jest tylko jeden nawet jeśli nieświadomy. 


Związek krwiWhere stories live. Discover now