Prolog

55 6 0
                                    

Ogień zajął już całe wrzucone do kominka drewno, gdy na fotelu usiadł gospodarz, zbliżający się wiekiem do starości. Słudzy w pośpiechu rozpalili kominek na wieść o powrocie swego pana. Mężczyzna odetchnął. Nareszcie w domu. Ktoś podał mu złoty puchar z winem. Pan podziękował i upił łyk. Nie mógł jednak zbyt długo cieszyć się domowym spokojem. Spojrzał na trzymaną w drugiej dłoni kopertę z królewską pieczęcią. Westchnął niezadowolony i odłożył kielich, po czym złamał zabezpieczenie koperty, wyjmując z niej list.
Lordzie Dominique!
Podejrzewałem, że gdy powrócisz do stolicy, ja nie zakończę jeszcze mojej wizyty w Królestwie Laran, dlatego kazałem zostawić Ci ten list. Masz ważną misję i liczę, że zaczniesz od razu. Nie mam czasu na szczegóły. Królestwo Argaanii pozwala sobie na zbyt wiele. Po ostatnim ataku na jeden z naszych okrętów transportujących rudę z Górniczej Doliny Khorinis skończyła się moja cierpliwość! Zbierz tylu żołnierzy, ilu będzie Ci potrzebnych i zaatakuj Wyspy Południowe. W kopercie znajdziesz także nakaz wydania Ci Świętego Młota z Klasztoru na wyspie Khorinis, którym posługiwał się mój ojciec, w czasie ostatniej kampanii na Argaanii. Wszelkie pytania kieruj do Arcymaga Oprina.

Niech Płomień Innosa rozświetli Twą drogę i strawi naszych wrogów,
Król Rhobar II.

Lord wstał i wpatrując się w kartkę szedł powoli w stronę stołu, na którym stała świeca. Mężczyzna przyłożył list do płonącego knota. Zgodnie z oczekiwaniami na pergaminie pojawiły się dodatkowe słowa. Myrtańczyk uniósł brwi.
- O Innosie... Miej nas w swojej opiece - wyszeptał, po czym zwinął list w rulonik i wyszedł pośpiesznie z domu kierując się w stronę królewskiego pałacu.

Do portu w Vengardzie zawinął kolejny statek. Młody mężczyzna, ciemnowłosy, niebieskooki podróżnik wrócił do domu najmując się jako marynarz na statku kupieckim. Poprawił torbę podróżną schodząc po trapie na stały ląd. Nie był zbyt postawny, ale nie był także cherlawy. Stanął przed miejską bramą i spojrzał na jednego z pilnujących jej strażników. Barczysty, wąsaty, w mundurze, z dwuręcznym mieczem na plecach. Młodzieniec chwilę mu pozazdrościł, jednak szybko stwierdził, że podoba mu się jego życie. Że muskuły to jednak nie wszystko, że wąsy zawsze można sobie zapuścić, że lubi swoje chaotyczne życie wędrowca i nie spieszno mu do monotonnej posady stróża prawa, że taki miecz mu niepotrzebny, bo lepiej się posługuje jednoręcznym. Jakby na potwierdzenie tego uśmiechnął się do siebie i przeszedł przez bramę. W mieście jak zwykle panował duży ruch. Skierował swoje kroki do dobrze znanego sobie sklepu alchemika. Otworzył drzwi i przy dźwięku stojącego nad nimi dzwonka wkroczył do środka. Podszedł do lady i zastukał palcami o blat. Po kilku chwilach z zaplecza wyszła nieznana mu dziewczyna.
- Dzień dobry - powitała go z nieśmiałym uśmiechem.
- Dzień dobry - odpowiedział. - Poproszę flakonik perfum z alkojagód.
Sprzedawczyni pokiwała głową i schyliła się. Znalazła buteleczkę i postawiła ją na ladzie.
- 200 sztuk złota.
- Proszę bardzo - powiedział mężczyzna jedną ręką rzucając mieszek ze złotem, a drugą zabierając perfumy. Już miał wychodzić, gdy nagle stwierdził, że musi zaspokoić ciekawość. - Co się stało ze starym... to znaczy z panem Mingiem?
Dziewczyna wydawała się zaskoczona tym pytaniem.
- Świekier zmarł już przeszło rok temu. Teraz mój mąż odziedziczył po nim ten sklep - odpowiedziała.
- Ach, tak... Pan Chang odziedziczył po ojcu zdolności alchemiczne. No nic, dziękuję. Do zobaczenia - uśmiechnął się szybko do sprzedawczyni i wyszedł.
Będąc na zewnątrz postanowił iść już prosto do domu. Zaskoczyła go śmierć Minga, który mimo wieku był przecież okazem zdrowia. Obawiał się, że pod jego nieobecność wiele mogło się zmienić. Ale nie było go ledwie dwa i pół roku. Miał nadzieję, że w domu wszyscy zdrowi. Przyspieszył kroku. Coś mu mówiło, że jednak nie jest tak, jak było gdy wyjeżdżał. Niemiłe zaskoczenia po powrocie były z pewnością najgorszą częścią dalekich podróży. A to była dopiero jego pierwsza wielka wyprawa! W końcu stanął przed chatką, w której się wychowywał. Wygląd nic się nie zmienił.
- Znowu w domu - powiedział do siebie, otwierając frontowe drzwi.

Gothic - Płomień InnosaWhere stories live. Discover now