I

2.6K 103 21
                                    

- Konie... jak można w ogóle jeździć na jakimś brudnym zwierzęciu? Ha, koniary! - parsknęła i spojrzała na mnie ironicznie. Nie wierzę, że jest moją "przyjaciółką"...

Jeśli można to tak nazwać. Ludzie niestety mają niepokojącą skłonność do niezdawania sobie sprawy, że są chamscy. Cecha gatunkowa...

...przynajmniej dla młodzieży w naszym wieku.

Na lekcji edukacji dla bezpieczeństwa pani profesor mówiła o najniebezpieczniejszych sportach - wspomniała o jeździe konnej. Oczywiście reakcja dziewczyn i niektórych chłopaków była przecudowna - nie dość, że wszyscy wiedzą, że jeżdżę konno, to jeszcze wiecie - konie.

Mogłabym to podsumować słynnym stwierdzeniem składających się z dwóch spółgłosek - XD.

Tak to właśnie wyglądało - drugi rok klasy ogólnej, liceum numer siedem imienia Henryka Sienkiewicza.

Niby mam gdzieś ich komentarze i tak dalej, ale... to tylko podkreśla moją inność. Wiecie czym się różnię, nie licząc tego? Nauką. Oczywiście, inaczej być nie mogło.

Mogłam iść do lepszego liceum, ale wtedy nie miałabym tyle czasu na jeździectwo i inne rzeczy, poza tym obawiałam się, że nie dam rady.

A tak w ogóle, jestem Samantha Hoops. Miło poznać.

***

Stajnia i Klub Jeździecki "Końskie Wzgórze" to miejsce, w którym ponad setka dziewczyn znalazła swoje miejsce. W nich i ja!

Nie mam swojego konia, rodziców nie do końca stać... to nie jest tak tanie, jak niektórym się wydaje. Mam swojego ulubionego konia - Blizzarda, siwo - jabłkowitego wałacha belgijskiego. Bardzo lubię go między innymi za prędkość, żywy chód i chęć do pracy. Czasem zdarza mu się być narowistym, ale mi to nie przeszkadza. 

Nie przepadam za to za końmi bez charakteru, posłusznymi, matowymi i znudzonymi. Mam wtedy wrażenie, że jeżdżę jedynie na cieniu konia, ledwo zauważalnemu...

Wysiadłam z autobusu i ścieżką przez las udałam się do stajni. Już po chwili moim oczom ukazały się trzy pastwiska - mniejsze dla kucyków i kuców, większe dla koni prywatnych i ostatnie - średniej wielkości - dla koni szkółkowych. Między tym pierwszym i trzecim a drugim wiodła wydeptana wśród trawy ścieżka.

Radośnie podbiegłam do Blizzarda wyglądającego zza drewnianego, białego ogrodzenia. Obok niego od razu pojawiła się Kara - takiej właśnie maści klacz fryzyjska, jedyny ujeżdżeniowy koń szkółkowy. Potrząsnęła grzywą i zarżała na powitanie, a Blizzard odszedł, zauważywszy, że nie mam żadnych przysmaków dla niego. Taki już był - piękny i wspaniały w jeździe i razem z człowiekiem w boksie - ale na pastwisku liczyła się dla niego chwila odpoczynku od ludzi.

Za to Kara była zawsze towarzyska i lubiana przez dzieci, ze względu chociażby na szczoty przy kopytach i długą, pofalowaną grzywę, a mali jeźdźcy chętnie wsiadały na nią i na Łatę - srokatą klacz rasy tinker. Pogłaskałam przyjaźnie konia i odeszłam.

Na dziedzińcu stajni, która była w kształcie litery C, rósł prostokątny skrawek trawy, otoczony drewnianą balustradą, do której przywiązywano konie. Wisiały na niej najczęściej zapomniane przez kogoś czapraki i uwiązy. Dzisiaj akurat nikogo tam nie było. 

Zdziwiłam się. Panowała tutaj nienaturalna cisza. Sprawdziłam w uporządkowanej siodlarni i w gabinecie właścicielki, ale nikogo nie było. Panowała wręcz nienaturalna cisza, znacząca i odbijająca się od białych, nieco przybrudzonych, obrośniętych w wielu miejscach bluszczem ścian i brązowego dachu, powoli blaknącego pod wpływem deszczy, wiatrów i słońca. 

Usiadłam na kostce siana leżącej przy boksie, zastanawiając się, gdzie wszyscy zniknęli. Nie było to naturalne, że nikogo tu nie było. Jeśli nie jeźdźców - zarówno posiadających swoje konie, jak i nie - można tu było zawsze znaleźć właścicielkę stajni...

Wtedy usłyszałam przerażone rżenie.

HunterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz