WIDZIAŁAM, jak bardzo Gilbert denerwował się zjedzeniem z nami obiadu, szczególnie ze względu na zadawane przez mojego tatę pytania.
— Więc, Gilbercie, dlaczego myślisz, że jesteś wystarczająco dobry dla mojej córki? — zapytał, przez co zakrztusiłam się wodą, a brunet uniósł zaskoczony brwi.
— Tato, to chyba nie jest odpowiednie pytanie.
— Oczywiście, że jest. To dość oczywiste, że pomiędzy wami coś jest. Jestem pewny, że jesteście kimś więcej niż przyjaciółmi. Wiecie, kiedyś też byłem w waszym wieku.
— Znowu, to nieodpowiednie.
— Cóż, szczerze mówiąc, nie wiem, czy jestem wystarczająco dobry dla Niny. Kto by był? — odpowiedział Gilbert, na co wściekle się zarumieniłam. — Ale naprawdę ją lubię i myślę, że będę ją uszczęśliwiał.
Wow, naprawdę dobrze mu poszło.
— Mhm... — mruknął mój tata, ponownie mrużąc oczy. — Dobra odpowiedź.
Westchnęłam i spuściłam wzrok na talerz, dopiero teraz zauważając, że już zjadłam.
— To chyba czas, żeby Gilbert wrócił do domu — powiedziałam, spoglądając na zdenerwowanego chłopaka.
Blythe otworzył usta, by coś powiedzieć, ale mój tata mu przerwał.
— Oczywiście, że nie. Jeszcze nie. Wiesz co? Może pójść sprawdzić, czy z końmi wszystko jest w porządku, kiedy ja i Gilbert porozmawiamy, co?
— Oczywiście.
Westchnęłam i wyszłam z domu.
Podeszłam do stodoły, w której były konie.
Sprawdziłam, jak ma się Pérola, koń mojego taty i upewniłam się, że ma wystarczająco dużo jedzenia oraz picia, a potem podeszłam do Marcelo.
Przebiegłam dłonią przez jego czarne futro.
— Hej — przywitałam się, głaszcząc jego twarz. — Jak się masz? Ostatnio nie jeździliśmy razem, co? Może jutro pojedziemy.
Odpowiedział parsknięciem. Zaśmiałam się, a następnie złapałam za marchewkę z pobliskiej miski i podstawiłam mu ją pod nos.
— Wezmę to za tak.
Westchnęłam, po czym usiadłam na niewielkim stołku u jego kopyt, nadal trzymając warzywo w dłoni.
— Wiesz, w końcu czuję się jak w domu. Kiedy przyjechaliśmy do Avonlea myślałam, że będzie okropnie i nigdy się nie przyzwyczaję, ale cieszę się z przeprowadzki. Poznałam cudownych przyjaciół, takich jak Ania, Diana i wszystkie dziewczyny ze szkoły. I Jerry'ego. Poznałam przemiłych ludzi jak Mateusz i Maryla. Oczywiście, jest też Gilbert. Boże, doprowadza mnie do szaleństwa. Chłopcy potrafią być bardzo irytujący, wiesz?
Popatrzyłam na Marcelo, który wydawał się skupiony na swojej marchewce.
— Opowiadam o swoich uczuciach koniowi. — Westchnęłam. — Przynajmniej nie możesz odpowiedzieć. W tym chłopaku jest coś, co mnie uszczęśliwia. Sposób, w jaki się uśmiecha, jak na mnie patrzy. Kocham w nim po prostu wszystko. Chyba jestem w nim zakochana? Czy to dziwne? To znaczy, poznaliśmy się kilka miesięcy temu i nadal jesteśmy bardzo młodzi.
Oparłam głowę o ścianę.
— Ale Enzo zawsze mówił, że po prostu wiesz, kiedy jesteś zakochany, nieważne ile masz lat. Chyba powinnam wracać. Dziękuję za cudowną rozmowę, Marcelo.
Gdy zamknęłam stodołę, szybko wróciłam do domu.
Gdy weszłam do środka, zobaczyłam mojego tatę i Gilberta, którzy siedzieli razem przy stole.
— Wow, Włochy wydają się cudowne. — Usłyszałam głos Gilberta.
— Tak, są cudowne. Jest pięknie i mają najlepsze jedzenie na świecie — przyznał mój tata, na co chłopak się zaśmiał.
— Widzę, że dobrze się bawicie — powiedziałam, przez co oboje na mnie spojrzeli.
— Och, tak. Tylko rozmawialiśmy. — Tata wstał razem z Gilbertem. — Cóż, miło było mi cię poznać, Gilbercie. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.
— Ja również.
Mężczyzna podszedł w moim kierunku i mnie przytulił.
— Lubię go — wyszeptał mi do ucha, na co się uśmiechnęłam.
— Ja też — odszepnęłam.
Gdy mój tata wrócił do swojego pokoju, Gilbert do mnie podszedł.
— Powinienem wracać do domu. Tata pewnie na mnie czeka.
— Tak.
Pochylił się i ucałował moje usta.
— Widzimy się jutro w szkole, tak?
— Będę. — Zachichotałam i przyciągnęłam go do szybkiego uścisku.
Odprowadziłam go do drzwi i obserwowałam, jak wychodzi z farmy, dopóki nie zniknął z zasięgu mojego wzroku.
Uśmiechnęłam się do siebie. Dzisiejszy dzień był bardzo udany.
Po wielu miesiącach w końcu czułam, że byłam w domu.
Zamknęłam drzwi i wróciłam do środka. Zgasiłam wszystkie świeczki, a następnie weszłam do mojego pokoju.
Przebrałam się w koszulę nocną.
Położyłam się na łóżku, pod ciepłą pościelą.
Popatrzyłam na obraz, który wisiał trochę przekrzywiony na ścianie naprzeciwko mnie.
Przez ostatnie kilka miesięcy dużo się nauczyłam.
Nauczyłam się, czym jest przyjaźń. Nauczyłam się dawać i otrzymywać. Nauczyłam się zawsze wszystko doceniać.
Nauczyłam się, że miłość przejawia się w różnych formach i rozmiarach.
Nauczyłam się, że płakanie za czymś, czego nie ma, tego nie przywróci.
Ale co najważniejsze, nauczyłam się, że szczęście nie zależy od tego, gdzie jesteś ani co robisz. Zależy od ciebie i ludzi, którzy są z tobą.
KONIEC
CZYTASZ
CANDY SKIES ━ GILBERT BLYTHE
Fanfiction❝ niebo z waty cukrowej, dlaczego nie możesz być moje? ❞ © univrsalize | 2018-2019