Rozdział 20

1.5K 53 11
                                    

Bardzo długo lecieliśmy tym helikopterem. Na miejsce dolecieliśmy dopiero wieczorem. Nawet nie wiedzieliśmy co to jest dokładnie za miejsce. Po drodze, jak wprowadzili nas do środka, po prostu widzieliśmy jakiś ogromny budynek. Nie miałam na nic siły i nie zwróciłam na niego szczególnej uwagi. Wciąż miałam przed oczami śmierć Chuck'a.

Jeden z ludzi, którzy nas tu przyprowadzili zaprowadził nas do jadali, gdzie wreszcie mogliśmy się najeść. Mówiąc szczerze po tych wydarzeniach nie miałam apetytu.

- Tess... - Thomas zerknął na mnie. - Musisz coś zjeść.

- Nie mam ochoty... - szepnęłam i powstrzymałam wypłynięcie kolejnych łez.

- Hej, Tessa? - zawołał Patelniak więc na niego spojrzałam i po chwili na mojej twarzy i włosach wylądowała jajecznica.

- Już po tobie. - zaśmiał się Minho.

Powoli otarłam twarz i włosy.

- Przegiąłeś. - spojrzałam na niego. - Naprawdę chcesz ze mną zadzie... - zanim zdążyłam dokończyć oberwałam drugi raz, ale tym razem sałatką. - Ok, już po tobie. - zaśmiałam się i rzuciłam w niego pomidorem.

Właśnie w ten sposób zaczęła się wojna na jedzenie. Byłam bardzo wdzięczna Patelniakowi za to, że poprawił mi humor. Reszcie zresztą też. Wiedziałam, że oni również przeżyli śmierć Chuck'a.

Po kilku minutach, gdy już się najedliśmy, a wojna się skończyła, usiedliśmy w jednym miejscu by odpocząć. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo do jadalni wszedł jakiś mężczyzna. Miał szare włosy, biały sweterek oraz czarną kurtkę i spodnie. W dodatku jego twarz trochę przypominała szczura.

A co gorsza miałam wrażenie, że go skądś kojarzę.

- Jak się macie? - zapytał, gdy podeszliśmy do niego. Przyjrzał nam się uważnie po czym mówił dalej. - Wybaczcie zamieszanie. Zaatakował nas rój.

- Kim pan jest? - spytał Thomas.

- Dzięki mnie żyjecie. - uśmiechnął się przez co jeszcze bardziej przypominał szczura. - I oby tak zostało. Chodźcie, przydzielimy wam kwatery. - dodał i kazał iść za sobą.

Złapałam Thomas'a za rękę.

- Ja go skądś kojarzę... - szepnęłam do bruneta. - Thomas, nie podoba mi się to... - spojrzałam mu w oczy.

- Wiem, mnie też, ale na razie nie mamy innego wyjścia. Zobaczymy co on nam powie.

- Jakiś problem? - spytał Szczurowaty.

- Nie. - odparł od razu Thomas. - Już idziemy. - wziął mnie za rękę i razem z pozostałymi poszliśmy w ślad za tamtym typkiem.

***

- Możecie mówić mi Janson. - powiedział Szczurowaty i prowadził nas w tylko sobie znanym kierunku. - Dowodzę tu. To nasz azyl. Z dala od koszmarów świata na zewnątrz. Uznajcie to za stację przesiadkową. Coś jak... Tymczasowy dom.

- Zabierzecie nas do domu? - spytał Thomas.

- W pewnym sensie. - odparł Janson na co wymieniliśmy z Thomas'em spojrzenia.

- Z poprzedniego niewiele zostało... - mówił dalej Szczurowaty. - Ale mamy dla was miejsce. Schronienie poza Pogorzeliskiem. Gdzie DRESZCZ już was nie znajdzie. Co wy na to?

Zerknęłam na Minho, a on na mnie.

- Dlaczego nam pomagacie? - spytał Azjata.

- Sytuacja na świecie jest tragiczna. Możemy nie przetrwać. A to, że jesteście odporni na wirusa... Sprawia, że jesteście nadzieją całej ludzkości. Niestety jak już pewnie zauważyliście... Staliście się przez to celem ataków. Za tą grodzią czeka na was nowe życie. - powiedział i przyłożył swoją kartę do czytnika, a po chwili drzwi się otworzyły. - Ale po kolei... Najpierw pozbądźcie się tego smrodu.

***

Po kąpieli dostaliśmy nowe, świeże i czyste ubrania. Jakieś dresy i koszulki. Później zaprowadzili nas na badania i co niektórym podali niby potrzebne witaminy, ale za to wszystkim pobrali krew. To zdecydowanie dziwaczne miejsce.

Chciałam jakoś porozmawiać z Thomas'em, ale nie miałam jak, bo mnie przydzielili innemu lekarzowi, podobnie jak i Teresę. Siedziałam na jednym z łóżek i czekałam aż ta cała pani doktor się pojawi. W oddali dostrzegłam, że jakiś strażnik prowadził gdzieś Thomas'a. Brunet spojrzał na mnie ostatni raz, a potem zniknął za drzwiami.

Streferka (PL)Where stories live. Discover now