Rozdział VI

1.2K 156 20
                                    

Draco siedział na jednej z kanap w pokoju gościnnym, rezydencji należącej do jego rodziny. Blaise Zabini zajmował fotel naprzeciw niego i opowiadał o czymś z pasją. Każdemu słowu towarzyszył zamaszysty i wymowny gest ręką. Uśmiechnął się, obserwując wyczyny chłopaka. Gdyby w posiadłości znajdowali się jego rodzice, żaden z nich nie pozwoliłby sobie na takie wygłupy. Prawdopodobnie, jeśli Lucjusz Malfoy, kiedykolwiek przyłapałby swojego syna rozpartego na kanapie, z nogami przerzuconymi przez podłokietnik, żywcem by go oskórował.

Na szczęście zarówno ojciec chłopaka, jak i jego matka przebywali obecnie na jakiejś niesamowicie porywającej muzycznej gali, gdzie łasiła się do nich tona, nieposiadających godności, lizusów. Draco nigdy nie potrafił myśleć o tych ludziach inaczej. Obrzydzał go sam ich widok, jakby mieli zacząć się ślinić na samo spojrzenie rzucone im przez Lucjusza. Jeśli tylko rodzice pozwalali mu łaskawie towarzyszyć sobie w podróżach, zwykle trzymał się gdzieś miedzy matką a ojcem, upewniając, że żaden z „wielkich fanów" nie zechce bliżej się z nim zapoznać.

Kiedy był dzieckiem, marzył o tym, by pewnego dnia być jak ojciec. Szanowny, dostojny i bogaty. Lucjusz Malfoy był idolem i niedoścignionym wzorem młodego chłopca. Bohaterem o wiele lepszym od tych, których normalne dzieciaki oglądały w komiksach czy telewizji. A potem, po latach nauki w kolejnych prestiżowych szkołach muzycznych, obraz ten rozpadł się na miliony kawałków i Draco zrozumiał, że oddałby całą sławę i prestiż swojej rodziny, za choćby jednego prawdziwego przyjaciela.

Tak pojawił się Blaise. Syn znanej malarki, zamożny, na tyle, by móc obracać się w towarzystwie Malfoy'ów bez wywoływania skandalu, a jednocześnie nie na tyle bogaty, by stanowić zagrożenie. Draco odetchnął z ulgą, kiedy jego ojciec obiecał tolerować pierwszego przyjaciela swojego syna, ale, mimo wszystko, każdy z chłopców musiał naprawdę mocno pilnować się w towarzystwie Malfoy'ów, ponieważ jedno przeoczenie mogło stać się powodem do zakończenia przyjaźni.

– Mówię ci, praktycznie zemdlała, kiedy skłamałem, że nie przyszedł jeszcze żaden list z Hogwartu! – Blaise odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się na całe gardło. – A potem zrobiła się cała czerwona... Poważnie przez chwilę myślałem, że przetrzepie mi skórę! Gdyby nie zajmowała się tym swoim nowym adoratorem, wiedziałaby doskonale, że dostałem potwierdzenie już trzy tygodnie temu.

Draco rzucił przyjacielowi pełne współczucia spojrzenie. Doskonale wiedział jak boli, kiedy rodzice cię ignorują. Całe życie dorastał pod opieką nauczycieli i opiekunek, ponieważ Lucjusz i Narcyza jeździli na turnée po całym świecie, w domu spędzając łącznie około dwóch lub trzech miesięcy. Choć, prawdę mówiąc, ich obecność w domu niewiele zmieniała. Poza lekcjami muzyki i ocenami przynoszonymi z prestiżowych szkół syn dla nich nie istniał.

Doskonałe pojęcie wzajemnych problemów rodzinnych, było zresztą tym, co na dobre połączyło dwójkę nastolatków.

Ojciec Blaise'a odszedł, kiedy ten miał zaledwie kilka miesięcy. Nie był on pierwszym mężczyzną, którego pani Zabini owinęła sobie wokół palca i bynajmniej nie miał być ostatni. Żaden nigdy nie pozostawał na długo. Kobieta znana była z rozwodów oraz niespodziewanych zgonów swoich mężów, które niejednokrotnie przynosiły jej spory pożytek. Jednak nikt nigdy jej niczego nie udowodnił.

Blaise był również w o tyle gorszej sytuacji, że posiadał młodszą o dziesięć lat siostrę, którą musiał się opiekować. Mała Mary nie rozumiała, dlaczego jej tatuś odszedł bez słowa i po co w ich domu co chwila pojawia się jakiś nowy, obcy pan. Jej brat nie miał siły i serca tłumaczyć tego dziecku, które ciągle nie wyrosło jeszcze z bajek o kopciuszku, księciu i szczęśliwym zakończeniu. Nie chciał tak szybko skonfrontować dziecka z okrutnym światem i tym, że miłość rzadko kończy się słowami „(...) i żyli długo i szczęśliwie".

Akordy WspomnieńDonde viven las historias. Descúbrelo ahora