14.

1K 55 11
                                    

Idealnie w momencie, kiedy naciągnął na biodra luźne dresy przystosowane do spania, oszczędził sobie koszulki, którą uważał za ograniczenie go podczas tak ważnej czynności, rozległ się alarm, a w każdym pomieszczeniu w budynku, zaczęło migać ostre, czerwone światło, które miało jeszcze bardziej podkreślić powagę sytuacji. Wiedział, że zaraz wszyscy wybiegną, byli już w tym wyćwiczeni, dlatego sam też tak postąpił. Pognał do drzwi, jeszcze przed wyjściem mierząc włosy dłonią by wyglądały, jakby wyrwano go z głębokiego snu, a nie jakby dopiero co odszedł od lustra przy którym starannie je układał. Avengersi zwracali uwagę na każdy szczegół i z pewnością domyśliliby się, że tej nocy był na nogach, dlatego musiał zachować wszelaką ostrożność.

Niemal równocześnie wszystkie drzwi od pokoi sypialnianych, które znajdowały się na całym piętrzę, na którym aktualnie się znajdowali, otworzyły się, by po kolei mogli z nich wyjść wszyscy mściciele. Na ich twarzach było widać zmęczenie, jednak oczy były całkiem żywe, latające po całym pomieszczeniu, doszukując się czegoś podejrzanego.

- Nie można mieć nawet chwili spokoju. - westchnął Tony, przecierając zaspaną twarz.

- Taka praca. - mruknął Steve, starając się zachować normalnie.

Ze wszystkich sił starał się ukryć to cholernie mocne bicie serca, które miał wrażenie, że zaraz stanie, bo wszyscy przejrzą go i całą resztę. Łatwo było kłamać, kiedy do, można nazwać, legendarnego wydarzenia był jeszcze kilka chwil, ale stawało się to trudniejsze, a nawet niemożliwe do wykonania, kiedy to wszystko działo się już teraz. Nie pamiętał już nawet kiedy ostatnio czuł taki stres przed misją, która w zasadzie była prosta. W końcu znał to miejsce jak własną kieszeń, nawet mimo niedługiego pobytu tutaj w porównaniu ze starą bazą, i znał kod do każdych możliwych drzwi. Avengersi też nie stanowili większego problemu, bo w końcu wiedział o nich wszystko, jak i sam plan dnia, w którym zawsze znalazła się jakaś rutyna.

Jednak to ta uporczywa myśl, że właśnie samodzielnie dąży do zniszczenia całego nowego świata, który starannie tworzył od wybudzenia, nie dawała mu spokoju. W końcu miał przyjaciół, pracę, którą kochał, a i w sprawach miłosnych powoli mu się układało z Sharon. W końcu zebrał się do tego po namowach Bucky'ego, który widział, jak ta dwójka na siebie patrzy. Tak, jego też miał jeszcze niedawno, najlepszego przyjaciela z dzieciństwa. Jak widać już wszytko musiało się posypać, kiedy go porwali, a za tym wszystkim stała oczywiście HYDRA. Tylko to trzymało go uporczywie przy takiej decyzji, jaką teraz podążał.

Musieli ją raz na zawsze zniszczyć, bo inaczej każdemu z mścicieli po kolei by coś odbierała, bo nie dało się ich tak szybko zniszczyć, jak przypuszczali wcześniej. A teraz była najlepsza okazja, bo mieli przy sobie Sarę i może musiał opuścić wszystkich, to przynajmniej miał pewność, ze osoba z tak silną mocą, jak ona, jest po ich stronię i ufa mu. To było bardzo istotne w tej wojnie, która nawet nie wiedzą, kiedy rozpoczęła się między światem, a HYDRĄ i która ciągnie się już zbyt długa. W końcu musieli ją zakończyć swoim zwycięstwem, inaczej nie chcieli myśleć co by się stało z ich światem.

- Wiemy gdzie naruszyli zabezpieczenia? - spytał Steve, wiedząc, jak komicznie to brzmi, w końcu sam był sprawcą tego, przenosząc swoją uwagę na Bruce'a, który już trzymał przezroczysty tablet w ręku, gotów wykonywać swoje rutynowe zadania, a przynajmniej część z nich. Nie mógł przecież powiedzieć wszystkiego, ani pokazać każdego nagrania z monitoringu, a szczególnie tych, które sprytnie wykradł zastępując innymi i które ukazywały spokojnie, na pozór, idącą parę blondwłosych postaci oraz Steva wymykającego się w nocy z pokoju.

- Mały wybuch przy tylnym wejściu. - oznajmił, spoglądając porozumiewawczo na Steve, dając mu tym znak, że wszystko idzie zgodnie z ich planem.

I'm still with you || Bucky Barnes ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz