18.

1.2K 62 7
                                    

Jakby na złość nie mogli wsiąść do tego samolotu. Kidy połowa buntowniczej drużyny była w środku, a na swoją kolej czekała już tylko Sara i Steve, żeby już stąd odlecieć, drzwi hangaru znów otworzyły się wydając z siebie sapnięcie. Mieli kolejnych gości, których spodziewali się zaraz po tym, jak Bruce, siedzący za sterami, odpalił samolot.

- Idź już, muszę chociaż spróbować im wytłumaczyć. - mruknął do Sary, która obdarzyła go niepewnym spojrzeniem, dlatego dodał po chwili: - Obiecuję, że nie wpłynie to na naszą misję. Po prostu chcę im wytłumaczyć, że tak trzeba.

- Jeśli zaczną atakować, nie będę stała bezczynnie. - powiedziała jeszcze dziewczyna, odpuszczając i na potwierdzenie swoich słów stając niedaleko wyjścia by móc szybko zareagować.

Steve tylko skinął głową i ruszył przed siebie na idących w ich stronę Tony'ego, Thora, Visiona i Rodney'a. Czuł, że to spotkanie może być jedno z trudniejszych i obawiał się, że z ostatnich. Po ich minach widać było, że nic nie będzie takie samo kiedy wrócą i to go przerażało.

- Nie chcę z wami walczyć, ale... - zaczął Steve, kiedy stanęli naprzeciw siebie z większą przerwą.

- Więc każ wyłączyć silniki i poddajcie się. - przerwał mu obojętny głos Tony'ego, zakładając ręce na siebie. Mimo, że próbował to ukryć, było widać, że jest zdenerwowany całym tym wydarzeniem, a także zaskoczony. Nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś może powtórzyć się coś takiego jak Wojna Bohaterów, co było legendarną nazwą nadaną przez ludzi. Oni sami rzadko jednak jej używali, a jeszcze rzadziej przywoływali do pamięci to zdarzenie. Wiązało się jedynie z kłótniami. Nic tym nie osiągnęli i wstydzili się tego do dziś.

- Tony, nie rozumiesz... - zaczął ponownie Steve, ale i tym razem mu przerwano.

- Kapitanie, jeszcze nie jest za późno. Proszę się poddać. - powiedział, jak zawsze spokojnym głosem Vision, po którym blondyn załamał się nieco, spuszczając głowę.

- Nie mogę go tak zostawić, jest moim przyjacielem... - mówił Steve, ale tym razem nikt mu nie przerwał, sam to zrobił. Do złudzenia przypominało mu to ostatni tego typu incydent i nie tylko jemu, jak po chwili zauważył po wyrazie twarzy reszty. - Muszę mu pomóc i chciałbym wam to wszystko wytłumaczyć, żeby znowu nie wyszło tak jak ostatnio, ale nie mamy na to już czasu. Po prostu spróbujcie zrozumieć, a kiedy wrócę wszystko wam dokładnie opowiem.

- W więzieniu będziesz miał wystarczająco ilość czasu na to. - warknął Tony, tracąc cierpliwość.

Prawda była taka, że jego słowa były puste, bo wcale tego nie chciał. To po prostu te silne emocje na niego tak zadziałały. Poczucie zdrady, jakie na niego spadło przytłoczyło go. Nie przyznawał tego głośno, ale Steve był jego bliskim przyjacielem, wiedział, że może na niego liczyć i zaufać. Teraz jednak zostało to mocno podważone. Spiskował, za jego plecami i to jeszcze z kilkoma innymi osobami, którym potrafił powierzyć życie na nie jednej misji. Zdrada uderzyła w niego równie mocno, jakby powstała ona między kochankami. Przyćmiła mu logiczne myślenie i posunęła do siłowego rozwiązania problemu.

Szatyn ruszył na przód wypełniony złością i gotowy do zaatakowania byleby zatrzymać zdrajców i przestępców. Jednak Sara była bardzo dobrą obserwatorką, jak i uczucie złości było jej bardzo znane. Wiedziała co chcę zrobić dlatego od razu zareagowała.

Tony zrobił ledwie dwa kroki, a potem boleśnie w coś uderzył. Dopiero gdy dobrze się przyjrzał zauważył na swojej drodze przezroczystą, iskrzącą co chwila w innych miejscach na fioletowo taflę, która uniemożliwiała mu przejście dalej. Od razu wzrok wszystkich powędrował na Sarę, która bez trudu zagradzała im przejście z rękami wystawionymi przed siebie. Posłała w stronę Steve znaczące spojrzenie, które mężczyzna od razu zrozumiał.

- Wytłumaczę wam wszystko, jak wrócimy. - zapewnił, choć mały głosik w głowie kazał mu dodać jeszcze słowo „jeśli", które miało w tym przypadku duże znaczenie.

- Nie waż się odchodzić, Rogers. - warknął Tony, ignorując jego słowa, ale blondyn już dawno podjął decyzję mimo, że nie do końca się z nią zgadzał.

Kiedy rozległy się pierwsze uderzenia w ochronną tarczę, Steve zaczął biec w stronę samolotu, Nie ufał sobie w tym momencie. Zostawiając swoich przyjaciół z tyłu czuł się okropnie, czuł, że musi zawrócić, powstrzymać te kruszące się fundamenty przyjaźni. Wiedział jednak, że jeśli to zrobi, to inna budowla się zawali, ta druga, do której właśnie biegł. Był między młotem, a kowadłem i nie potrafiłby wybrać między tym gdyby nie obietnica złożona Bucky'emu, o chronieniu Sary i obiecanie samej dziewczynie w uratowaniu jej ukochanego.

Właśnie to dało mu siłę, żeby zostawić swoje życie za sobą i wsiąść do samolotu.

- Ruszamy! - zawołała Sara, stając teraz przy drzwiach, nie zamykając ich jeszcze.

Wielka maszyna ruszyła, powoli tocząc się ku wejściu. Za nią cały czas majaczyła fioletowa tarcza, która przesuwała się naprzód wraz z przemieszaniem się osoby ją rzucającej. W końcu jednak Sara odpuściła, kiedy zauważyła pierwsze przebłyski granatowego nieba na końcu tunelu pnącego się w górę. Wiedząc jednak, że na pewno pozostali nie odpuszczą, gdy byli już na tyle blisko wyjazdy zmobilizowała w sobie całą swoją moc i rzuciła potężną fioletową kulę na sufit. Trwały, ale niemogący wytrzymać takiego napięcia mocy, beton skruszył się by po chwili zawalić się, torując drogę biegnącym za nimi i gotowym do pościgu Avengersom.

Zanim zdążyli oni zawrócić, przedostać się na górę i wyjść na zewnątrz Sara i jej kompani byli już w niebiosach powoli zbliżając się do swojego upragnionego, jakże ironicznie to w tej sytuacji brzmi, celu.

I'm still with you || Bucky Barnes ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz