1

120 17 6
                                    

Brudnozielony, zakurzony płaszcz, wiszący na ramionach chłopaka kołysał się w rytmie wiatru. Bryza biła od ogromnego jeziora, zaznaczonego na mapie jako miejsce niebezpieczne. Soonyoung chciał wypłynąć na głebiny. Słyszał plotki o syrenach, zamieszkujących jezioro od wieków, bajarze opowiadali historie o pieśniach, śpiewanych przez piękne istoty, zwodzące marynarzy na sam środek jeziora. Tam, według gawędziarzy, topiły śmiałków i pożerały razem z koścmi. Dla większości te opowieści wydawały się przerażające, jednak nie dla samotnika, którego los pozostawił samemu sobie. Jeżeli miałby zginąć, to z rąk pięknych istot, zapewniających mu dobrobyt i szczęście. Dlatego właśnie jeszcze tego samego dnia, gdy po kilku dniach morderczej wędrówki przez pustynię i bagna (cóż za ironia, że sobie sąsiadowały), umówił się z właścicielem starej łódki, przycumowanej przy drewnianym pomoście. Gdy wsiadł do niej po raz pierwszy, miał wrażenie, że woda wlewa się do środka, jednak była to tylko deszczówka, która ulokowała się na dnie przez kilka tygodni. Soonyoung zaśmiał się jedynie i powiedział staruszkowi, że czyszczenie nie będzie konieczne. W końcu, i tak nie miał wrócić ze swojej przygody. Zapłacił odpowiednią sumę i dorzucił swój srebrny pierścień, który udało mu się zdobyć podczas bitwy z pustelniakiem. Idiotyczne stwory — myślał młodzieniec, wyjmując sztylet z zaschniętego ciała.

Pustelniaki były specyficznymi potworami. Jeżeli pustelnik, czyli ktoś, kto decyduje się żyć na pustyni, umiera przed tym, jak przekaże swój pierścień komuś innemu, jego skóra zaczyna schnąć. Staje się szorstka, brązowa, śmierdząca stęchlizną. To wszystko przez klątwę ciążącą na srebrze z Krainy Fiedelvan. Wykute przez elfy z głębi Przeklętych Kopalni, przetworzone na pierścienie przez lokalne krasnoludy. Ród pustelników malał z dekady na dekadę, az w końcu wyginął prawie całkowicie. O ostatnich potomkach słuch zaginął — prawdopodobnie zostali zamienieni w pustelniaki. Pierścienie można było znaleźć w wydmach Pustyni Cynezyjskiej lub na palcach stworów, mordujących podróżnych pogrążonych we śnie. 

Droga z dworu Celiot aż na brzegi jeziora Huevo dłużyła się i wyczerpała Soonyounga tak bardzo, że jak tylko wjechał do miasteczka, zamarzył o tawernie i ciepłym posłaniu. Zdecydował się jednak najpierw porozmawiać z tutejszymi przy ogromnym ognisku, które od małego chciał zobaczyć. Znajdowało się na rynku, na samiutkim środku, otoczone głazami zebranymi z dna jeziora przez pradawnych mieszkańców krainy Nobro. Co przesilenie letnie organizowana jest biesiada, na której każdy jest mile widziany. Przyjezdni, lokalni ludzie, nawet inne rasy (oprócz ghuli, ale one nigdzie nie są mile widziane) są zapraszani. Dlatego Soonyoung nie chciał ominąc tej okazji, jednej na rok. Uraczył się piwem korzennym oraz tamtejszymi przysmakami. Najbardziej smakowały mu pstrągi tęczowe palone w ognisku, a gdy obdarzona dużymi piersiami tubylczyni podała mu misę z krwią bizona, by spróbował ryby zamoczonej w niej, był wniebowzięty. Dawno nie jadł niczego tak pysznego, przez ostatnie kilka dni raczył się suchym chlebem i wodą, której dwa baniaki włożył w juki przewieszone przez konia. Niestety, zwierzę nie przeżyło spotkania z pustelniakiem. Tak naprawdę obroniło Soonyounga przed stworem.

Ułożenie się pod kołdrą z owczej wełny było dla podróżnika jak balsam na zmęczone ciało. Ciepło, które dawał materiał sprawił, że poczuł się jak w objęciach swojej matki. Zapach olejku, który palił się tuż przy łózku przypominał Soonyoungowi o domu, do którego tak tęsknił, jednak nie mógł wrócić. Wygnanie za liczne kradzieże, akty przemocy (zmyślone w dodatku przez szlachcica rządzącego w dworze). Łza wypłynęła spod na wpół zamkniętej powieki i podążyła ścieżką przez jego polik, aż do brody, skąd skapnęła na materac ze słomy. Tak właśnie coś w sercu samotnika złamało się i zaczął gorzko szlochać z tęsknoty za rodzinnymi stronami. Chciał wrócić tam jako bohater, jednak był za słaby. Nie mógł zostać wojownikiem ze sztyletem i procą w kieszeni. Wolał nigdy nie wracać niż błagać o wybaczenie oszusta sprawującego władzę. Minęło kilkanaście lat, może już dwadzieścia — Soonyoung tego nie liczył. Nie pamiętał, kiedy po raz pierwszy jego szczecina na brodzie przeszkadzała mu tak bardzo, że musiał znaleźć kogoś, kto by mu ją usunął. Nie pamiętał, ile czasu minęło odkąd zmężniał. Chociaż, według samego siebie, dalej wyglądał jak chłopiec, którego pamiętał z odbicia w tafli kałuży na ulicy w jego rodzinnym dworze.

abyss |soonhoon| ⚣ Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum