3. Trzy dni.

383K 11.6K 74.8K
                                    

– Przecież to bzdura.

Westchnęłam cicho, przymykając ociężałe powieki, które z każdą kolejną chwilą ciążyły mi coraz bardziej. Mój organizm zaczynał mieć dość dokładnie tak samo, jak mój umysł i wcale się temu nie dziwiłam. Nie chciało mi się nawet otwierać oczu, toteż wygodniej poprawiłam się na białej kanapie, na której siedziałam, a następnie oparłam się plecami o jej oparcie, wbijając w jej skórzany materiał. Zmarszczyłam twarz, przykładając dłoń do głowy i masując kciukiem oraz palcem wskazującym moje obolałe skronie. Jak ja nie znosiłam takich momentów.

– Tego nie wiemy. – do moich uszu dotarł cichy głos mojego brata. Miałam ochotę przekląć go za to, że nadal prowadzi tę prowadząco donikąd debatę.

Wydawało mi się, że jedynie ja w całym pomieszczeniu miałam totalnie gdzieś, o czym właśnie rozmawiamy i dlaczego tak właściwie poruszamy ten temat. Theodor, który zajmował jeden z wysokich stołków przy wyspie kuchennej, oddzielającej kuchnię i salon naszego mieszkania, cały czas mówił, w przeciwieństwie do mnie, ponieważ od trzydziestu minut tego cyrku, nie odezwałam się ani razu. Chciałam iść już do swojej sypialni i położyć się po ciężkim dniu, a następnie przygotować się do ostatniego egzaminu, który dzielił mnie od wolności mojego studenckiego życia, które dawno studenckiego nie przypominało. Ciekawe, czy wzięłam wszystkie książki z biblioteki...

– Cóż, Theo. Nie trudno się domyślić, że to stek bzdur. – z letargu ponownie wyrwał mnie pełen powagi głos Ericka. I wtedy naprawdę poczułam, że mam już tego dość.

Z niechęcią uchyliłam powieki, unosząc głowę, a spomiędzy moich ust znów wyrwało się zirytowane westchnięcie, które jasno dawało znak, że ta rozmowa działa mi na nerwy. Bo działała. Odchrząknęłam cicho, zakładając ręce na piersi i patrząc na dwóch mężczyzn przede mną. Mój brat nadal siedział na swoim miejscu, bawiąc się pomarańczą w koszyku obok. Minę miał nietęgą, ale nadal zawziętą, co jasno dawało mi do zrozumienia, że jeszcze nie zamierzał zaprzestawać tej prowadzącej donikąd rozmowy z Erickiem Clintonem. Erickiem Clintonem, który swoje ostre spojrzenie wlepiał wprost w moją twarz. Jego cienkie wargi wykrzywiały się w niezadowoleniu, o którym jasno i klarownie nas informował. Cały czas. Jak zwykle wyglądał nienagannie. Lniane, jasne spodnie idealnie układały się na jego długich nogach, dopasowując się do czarnej koszuli, której rękawy podwinął do łokci. Stał naprzeciw mnie, z rękoma założonymi na klatce piersiowej, przez co jego mięśnie ramion napięły się. Cóż, przynajmniej dobrze wykorzystywał karnet na siłownię, który podarowałam mu miesiąc wcześniej na urodziny. Tyle dobrego.

– Victoria, bądźmy poważni. – mruknął swoim ciężkim barytonem. Ten ton znałam już za dobrze, ponieważ kierowany był w moją stronę naprawdę często.

Co i tak jest niczym w porównaniu do kilkunastu miesięcy wcześniej.

– Erick, o to chodzi. – odparłam, starając się pozbyć z głowy tych głupich myśli. Odetchnęłam cicho, kręcąc głową. – To wy prowadzicie ze sobą tę głupią rozmowę. Nie ja. – fuknęłam, ponieważ to miałam dość tego, co działo się od tych cholernych dwóch dni. Byłam sfrustrowana. – Prawdę mówiąc, ja mam to totalnie gdzieś. Jak tylko przyszedłeś, jasno powiedziałam, że nie zamierzam się na ten temat wypowiadać, bo nie ma o czym. A wy pieprzycie o tym od trzydziestu minut.

– Ponieważ chcę, żeby to wszystko było jasne. – jego ton głosu zmieniał się z każdym kolejnym słowem i nie była to zmiana przyjemna. Był zły, a ja zastanawiałam się, o co tyle krzyku.

– Czego od nas oczekujesz? – zapytałam, a następnie pokręciłam głową. – Inaczej. Czego oczekujesz ode mnie? – zapytałam, wskazując na siebie swoją dłonią. Posłałam mu pytające spojrzenie, w którym nie ukryłam tej dawki zirytowania.

Extinguish The HeatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz