"Absolutna rozpacz" - Oneshot 8

40 5 0
                                    

Historia jest w pełni kanoniczna. Tylko tyle mogę powiedzieć. Jeśli nie jesteś w nastroju na łzy/smutek/cokolwiek tego typu, odpuść ten rozdział, przynajmniej na razie.

---

(Del-2 pov)

- Szybciej się nie da?!? - krzyknąłem, wyraźnie zdenerwowany.

- Jadę najszybciej jak mogę! - odparł Daniel, mój partner z pracy.

Jego słowa mnie nie uspokajały, ale wiedziałem że nie ma innej opcji. Byłem tak zdenerwowany że nie byłbym w stanie się teleportować, więc musiałem skorzystać z jego pomocy.

Był 18 października, godzina 22:18. Tego dnia dwójka moich dzieci, Spirit i Vision, zostali w szkole na jakichś warsztatach dla młodzieży. Razem z żoną wahaliśmy się czy pozwolić im na to, ale uznaliśmy że mają po 15 lat i nic im nie będzie. Ustaliliśmy jednak, że jeden z nas odbierze ich gdy zajęcia dobiegną końca. Pierwotnie miałem to być ja, ale w pracy sprawy uległy komplikacji i musiałem zostać dłużej. Ann powiedziała że odbierze dzieciaki, więc byłem spokojny...

Jednak gdybym na to nie pozwolił... Gdybym uparł się, wyrwał z pracy i sam pojechał po nich... sprawy mogłyby wyglądać inaczej.

Bo nie wyglądały ani trochę dobrze: gdy miałem wychodzić z pracy, dostałem telefon, którego nikt nie chciałby dostać... Telefon informujący mnie, że Ann i dzieciaki miały poważny wypadek i trafiły do szpitala w ciężkim stanie.

Gdy tylko to usłyszałem, ruszyłem z Danielem do szpitala. Ten znajdował się tylko 15 minut drogi stąd, ale nawet przekraczając prędkość trasa ciągnęła się w nieskończoność...

- Jesteśmy - powiedział, zatrzymując się przed wejściem. - Mam poczekać na ciebie?

- Nie, jedź do domu, dam radę! Dzięki! - krzyknąłem, biegnąc do środka.

Natychmiast ruszyłem w stronę rejestracji. Biegłem tak szybko że gdybym nie wyhamował, przewróciłbym całą ladę przy zderzeniu.

- Przepraszam...! - wydusiłem. - Podobno moja rodzina trafiła tu przed chwilą... Ann, Spirit i Vision Crafter, wypadek...

- Już spraw- O, to doktor który się nimi zajmuje! Proszę z nim porozmawiać.

- Dziękuję - cofnąłem się i ruszyłem do lekarza. - Dzień dobry, ja-

- Wiem, słyszałem pana rozmowę z recepcjonistką - przerwał mi. - Pan Crafter jak mniemam? Doktor Wheets, zajmuję się nimi...

- Słyszałem... Co z nimi? Wszystko dobrze?

Widziałem jak wzdycha. 

- Możemy przejść w ustronne miejsce...?

- Oczywiście... - ruszyłem za nim w odosobnioną część szpitala. - Co moją żoną i dziećmi?

- Cóż... Pańska córka jest mocno poobijana i ma złamaną kość w przedramieniu, ale wyjdzie z tego, choć bez szwów i gipsu się nie obędzie... Z synem gorzej... Ma kilkanaście poważnych złamań i musiał zostać zaintubowany. Szanse w jego kwestii są 50/50.

- A Ann? Co z moją żoną?

Lekarz odwrócił wzrok. Momentalnie poczułem duży niepokój.

- Co... co z nią...?

- Chciałbym mieć dobre wieści... Proszę mi wierzyć, ciężko mi o tym mówić, ale...

- Ale co?!? - aż krzyknąłem, zdenerwowany.

W tym momencie padły te cholerne słowa.

- Przykro mi... Śmierć była natychmiastowa. Nic nie dało się zrobić.

To było jak uderzenie przez ciężarówkę. To było uczucie jakby ktoś wyrwał moje serce z wnętrza klatki piersiowej i zacementował moje płuca, odbierając mi możliwość oddychania.

- N... nie... - tylko tyle byłem w stanie wydusić z siebie. Oparłem się plecami o ścianę, bo moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, i osunąłem się na ziemię, do pozycji siedzącej. To... To nie może być...

- Potrzebuje pan czegoś? Wody czy jakichś leków? - jak przez mgłę usłyszałem głos lekarza.

- N-nie... ja... chcę być sam. P-proszę... - wydusiłem. 

- Zrozumiano. Proszę mówić jeśli będzie pan czegoś potrzebować, będę niedaleko. I jeszcze raz... przykro mi.

Po tych słowach oddalił się. W tym czasie naprawdę dotarły do mnie słowa, które skierował do mnie.

Ann... ona... ona nie żyje... Nie... NIE!!!

Skuliłem się pod ścianą i zacząłem płakać. Nie byłem w stanie pohamować łez... Dosłownie czułem jak wszystko wokół mnie rozpada się i jak absolutna rozpacz wypełnia moje serce.

Nic się nie liczyło.

Nic nie mogło mi pomóc.

Moja żona... Miłość mojego życia... odeszła.

I nic nie było w stanie tego zmienić.

[✔] Randomowe rzeczy V2Where stories live. Discover now