théorie de la connaissance

408 32 23
                                    


   W tamtej chwili nie rozmawiali ze sobą zbyt długo. 

Harry czuł się dziwnie zawstydzony w jej towarzystwie. 

Nie wiedział czym było to spowodowane, ale plątał mu się język, nie potrafił się wysłowić, a kiedy mówiła coś do niego, patrząc jednocześnie w jego oczy, uciekał wzrokiem na boki, bo nie potrafił znieść jej spojrzenia. 

Już dawno nie czuł czegoś podobnego w towarzystwie żadnej kobiety. 

Ona po prostu onieśmielała go swoim wyglądem, nawet jeśli nie wyglądała jak milion dolarów (choć w jego osobistym mniemaniu było dokładnie odwrotnie). 

Pożegnał się więc szybko, twierdząc, że ma kilka rzeczy do zrobienia, a potem wrócił do domu, przeklinając się w myślach. 

― Co z tobą chłopie.. ― powiedział sam do siebie, kiedy stawiał czajnik na kuchenkę gazową i odpalał palnik. 

Krzątał się chwilę po kuchni, kiedy usłyszał delikatne pukanie do drzwi, tak ciche, że w pierwszej chwili wydawało mu się, że się przesłyszał. 

Nie chciał jednak wyjść na gbura, w razie gdyby jakiś nowy sąsiad próbował się do niego dostać, dlatego wyszedł z kuchni i udał się w stronę ganku, by sprawdzić czy nie ma kogoś za drzwiami. 

Jak wielkie było jego zdziwienie, kiedy zobaczył w nich Elisabeth. 

Stała przed nim i uśmiechała się, a on dopiero wtedy zauważył, że nie ma na sobie ani trochę makijażu, a jej nos i policzki zdobią złote piegi. 

― Hej.. Mam małe wyrzuty sumienia za to jak potraktowałam cię rano.. Zdaję sobie sprawę, że nie zrobiłam na tobie dobrego pierwszego wrażenia, dlatego chciałabym to naprawić.. Przyniosłam ci sernik, który upiekła moja babcia, trochę malin z ogrodu i słoneczniki, które sama wyhodowałam... ― powiedziała, a on zamrugał kilka razy, nie dowierzając. Kobieta w tym czasie wyciągnęła w jego stronę szklane pudełko pełne ciasta i malin, a potem dmuchnęła w górę, by odgarnąć niesforne kosmyki, które opadały na jej czoło tworząc imitację grzywki. Była totalnie i stuprocentowo słodka, a fakt, że przyszła do niego z ciastem, jak na dobrą sąsiadkę przystało, jeszcze bardziej go zauroczył. A on potrafił wykorzystywać okazję, dlatego, z cwanym uśmieszkiem przejął od niej ciasto, a potem odpowiedział: 

― Masz ochotę skosztować go ze mną? Właśnie robię sobie herbatę. Z chęcią spędziłbym czas w twoim towarzystwie. ― zmierzył ją wzrokiem, starając się zrobić kuszącą minę. 

Ellie nie należała do najniższych kobiet, ale wciąż była niższa od niego, dlatego mógł na nią patrzeć z góry i starać się zawstydzić ją swoim spojrzeniem w takim sposób, jaki ona robiła to z nim. Z taką różnicą, że ona robiła to całkowicie nieświadomie. 

Przez moment się zawahała, zagryzając przy tym dolną wargę i ściskając słoneczniki przy piersi, a później westchnęła i odparła: 

― W zasadzie.. Czemu by nie. Mamy być sąsiadami, warto się lepiej poznać. 

Harry przesunął się i zrobił jej miejsce, aby mogła swobodnie wejść do środka, a kiedy ściągnęła białe converse, zaprosił ją dalej. 

Poprowadził ją wprost do kuchni, gdzie zabrał od niej kwiaty, a ona usiadła przy stole, rozglądając się po całym pomieszczeniu. On w tym czasie włożył kwiaty do wody i wyciągnął dwa kubki i talerzyki, a potem zabrał się za krojenie ciasta. 

― Zbyt wiele tu nie zmieniłeś ― zauważyła, choć po części chciała po prostu przerwać ciszę, która między nimi zapanowała. 

― Tak, nie chciałem za bardzo ingerować w wystrój tego domu. Lubię takie stare miejsca z jakąś historią. ― wzruszył ramionami, starając się przełożyć kawałek ciasta, który nieustannie spadał mu z noża, co nie uszło uwadze Ellie. 

Od razu wstała od stołu i podeszła do niego, po czym zaśmiała się uroczo. 

― Daj to, bo jak dalej tak pójdzie to ciasto wyląduje na podłodze, a nie w naszych brzuchach. 

A on stał i gapił się na nią, jak ciele na malowane wrota, bo kiedy znajdowała się tak blisko niego i tak wyraźnie czuł zapach jej perfum, tracił nagle panowanie nad umysłem i całą swoją pewność siebie. 

Pachniała delikatnie słodko, co idealnie do niej pasowała, bo cała właśnie taka była. 

Delikatna i słodka. 

― Widzisz, gotowe. Będziesz się jeszcze musiał dużo nauczyć. Umiesz na przykład plewić kwiaty i zajmować się ogrodem? ― zagadała, podczas przekładania na talerz kolejnego kawałka. ― Masz bardzo duży ogród, będziesz musiał się nim zajmować. Chyba, że masz od tego ludzi ― dodała, zupełnie nie zwracając na niego uwagi. 

Była w jego towarzystwie tak bardzo swobodna i traktowała go jak zwykłego człowieka, a nie znanego piosenkarza. Ba, to on zachowywał się tak, jakby ona była gwiazdą, a on zakochanym w niej fanem i za nic w świecie nie potrafił tego zmienić. 

― Harry, wszystko okey? Co tak nagle zamilkłeś? ― zapytała, odwracając się przodem do niego i mierząc go zdziwionym spojrzeniem ― Czy ty masz wylew? ― dodała, zdecydowanie bardziej zmartwionym głosem, przez co momentalnie się otrząsnął. 

― Wylew? Co ty wymyślasz? ― zapytał, śmiejąc się pod nosem ― Po prostu się zamyśliłem, przepraszam ― dodał, wyciągając ręce po talerzyki z ciastem, a potem zaniósł je na stół i wrócił na swoje poprzednie miejsce, to przy Ellie. 

Czajnik w tym czasie oznajmił im, że woda już się zagotowała. Oboje momentalnie obrócili się w stronę kuchenki gazowej, a z racji tego, że miejsca w kuchni było naprawdę mało, zderzyli się, a on odruchowo objął ją w talii, przyciągając do siebie. 

Przez moment stali tak, wpatrując się w swoje oczy, aż czajnik zaczął się niebezpiecznie trząść, a do Ellie wrócił zdrowy rozsądek. 

Odwróciła się od niego i wyłączyła palnik, a on w tym czasie odchrząknął znacząco i stanął w bezpiecznej odległości. 

Ten moment przypadkowego zbliżenia był dla niego tak intensywny, że nie potrafił już myśleć o niczym innym. 

A ona nagle poczuła się tak bardzo skrępowana, zwłaszcza, że miejsce w którym ułożył swoje dłonie na jej ciele, nagle zaczęło ją piec. 

Jego dotyk był silny i odważny, taki jakie lubiła najbardziej, a myśl o tym, że mogłaby tak trwać w jego objęciach doprowadzała ją do szaleństwa. 

By zając czymś myśli zabrała się za robienie herbaty, a on z dziką satysfakcją obserwował jej zakłopotanie. 

― Może usiądziemy w ogrodzie? Jest jeszcze ciepło, można korzystać z ładnej pogody ― zaproponował, na co kobieta skinęła głową, a potem, unikając jego wzroku zabrała dwa kubki i skierowała się w stronę drzwi tarasowych znajdujących się w salonie. 

Znała ten dom jak własną kieszeń, bo wcześniej często tu bywała. 

Od dziecka przyjaźniła się z wnuczką właścicieli, która przyjeżdżała do nich na wakacje, a kiedy obydwie dorosły, nadal utrzymywały kontakt. 

Kochała ten dom jak swój własny, dlatego tak bardzo liczyła na to, że kupi go ktoś miły, dzięki czemu od czasu do czasu będzie mogła nadal w nim przebywać. 

A Harry wydawał się być kimś właśnie takim. 

― Lubisz słoneczniki? ― usłyszała, kiedy usiedli wygodnie na ogrodowej huśtawce. 

― Uwielbiam, to moje ulubione kwiaty ― odparła, wzruszając ramionami ― Wiesz, że słoneczniki zawsze odwracają się w stronę słońca? ― dodała, uśmiechając się ― Bez względu na to jak go ustawisz on i tak odwróci się tak, by łapać słoneczne promienie. Niesamowite. 

Mówiła o tym z tak wielkim podekscytowaniem i fascynacją, jakby mówiła o najlepszej rzeczy na świecie. 

A on spijał z jej ust każde słowo, czując, że od teraz słoneczniki będą też jego ulubionymi kwiatami. 

Fine Line ○ harry stylesWhere stories live. Discover now