31

335 18 6
                                    

- Mamo! Jedziemy do sklepu!
- Uważajcie na siebie!
Jest 17 pora kupić jakieś procenty na ognisko. O 18:30 przyjdzie do mnie Kris i razem pójdziemy.
- Co pijesz?- zapytałam zapinając pasy.
- Nie piję. Ktoś musi cię pilnować.
- Przestań. A od kiedy się tak martwisz, co?
- Ty i alkohol to złe połączenie.
- Oh, nie przesadzaj. Nie wiesz jak jest.
Pojechaliśmy do zaprzyjaźnionego sklepu, żebym na luzie mogła kupić alkohol. W sumie Martinus może mieć trochę racji. Nie mam słabej głowy, ale nie chcę palnąć czegoś głupiego przy laskach, za którymi nie przepadam. Wzięłam trzy piwa. Najwyżej mi zabraknie albo oddam je Kris jeśli będę miała już dosyć. Zobaczymy.
- A co będziesz jadł?
- Teraz?
- No może być teraz- chodziło mi bardziej o ognisko, ale w sumie to jestem głodna.
- Pizza?
- Jedziemy?
- Skoro prosisz.
- Tak!

- Kris, szybciej! Musimy wychodzić!- jak zwykle przyszła i musi jeszcze zrobić tysiąc różnych rzeczy przed wyjściem.
- Nie spóźnimy się przecież. Nawet jeśli to nic się nie stanie.
- No w końcu. Wychodzimy!- powiedziałam rodzicom, że jest to spotkanie klasowe a skoro rzadko tu jestem musieli mnie puścić.
- Kris, pamiętasz gdzie to jest?
- Tak, głupie pytanie.
- No to prowadź.
- Pieszo?
- Nie, samolotem. No po piwie chyba nie chcesz wracać do domu autem?
- On nie pije.- wzruszyłam ramionami jakby mało mnie to interesowało, bo w sumie tak jest.
- Nie? Jesteś dziwny.
- Nawzajem, słonko. Dalej- odtworzył samochód stojący kilka metrów od nas.

*

Nie wiem która jest godzina, ale jest ciemno i zdążyło zrobić się trochę zimno. Mimo tego wciąż siedzimy na dworze przy ognisku. Nie powiem, trochę kręci mi się w głowie, ale nie ma tragedii. Wypiłam więcej niż ze sobą przywiozłam. W porównaniu do innych dziewczyn jak na przykład Anny, czy Sophie bardzo dobrze się trzymam. Ogólnie mówiąc jest alkohol, muzyka a nawet znajomi spoza klasowego grona. No cóż, tak to już na ogniskach bywa.

Przyjaciel Camerona, Carl co jakiś czas wymienia się spojrzeniami z Martinusem, nie wiem o co im chodzi... Jakąś godzinę temu oboje gdzieś zniknęli, nie wiem czy razem czy było to zwykły zbieg okoliczności bądź przypadek. Nie podoba mi się też to w jaki sposób Ally patrzy na Martinusa. Z tego co mi wiadomo to przed zakończeniem szkoły kręciła z Cameronem.
- Lea- Kris usiadła na trawie obok mnie.
- Co jest?
- Jestem głodna- oparłam głowę o moje ramię.
- I co mam zrobić? Nie mam nic.
- Zjadłabym sobie kebaba.
- Kebaba?- dobra teraz już wiem. Martinus i Carl zniknęli razem, jak poprzednio. Właśnie idą sobie razem za budynek domu, co jest grane?
- Mhm.
- Czekaj, załatwię ci- wstałam, rozejrzałam się czy aby nikt na mnie nie patrzy. Każdy jest zajęty sobą. Co oni kombinują? Sorry, ale muszę to sprawdzić.
Na początku trochę chwiejnym krokiem ruszyłam za nimi. Nic nie mówili, panowała cisza. Jedyne głosy jakie słyszałam należały do osób siedzących przy ognisku. Po chwili usłyszałam charakterystycznym dźwięk zapalniczki. Carl wstydzi się przy nas zapalić? No nie wierzę. Przecież nie ma nic do ukrywania, na pewniaka wyszłam z ukrycia.
- Carl, Ty palisz?- spojrzałam co trzyma w dłoni.- Zaraz, chwila. Skąd masz jointa?
Spojrzałam na Martinusa, który trzymał w ustach to samo. Wypuścił dym prosto w moją twarz.
- Debilu! Dałeś mu to?
- Uspokój się mała. Chciał - dostał. Też chcesz?- zaproponował mi bucha.
- Pojebało cię już do reszty? Nie. Skąd w ogóle to wziąłeś?
- Nie uważasz, że nie powinniśmy poruszać tego tematu tutaj, teraz?
- Zabierz to- wyrwałam to paskudztwo Carlowi i oddałam właścicielowi. - A ty co się tak cieszysz? Idź już. A my musimy pogadać.- oddelegowałam Carla do reszty.
- Czego chcesz?
- Chciałam, żebyś zawiózł mnie po kebaba dla Kris, ale teraz to już chyba sobie to odpuszczę.
- Kebab? O tej godzinie?
- Jeden jest jeszcze otwarty.
- To dlaczego nie chcesz jechać?
- Wydaje mi się, że nie jesteś w stanie.
- Nie takie rzeczy się robiło.
- Okeej, to jedziemy?- skoro twierdzi, że może. Przekonam się.
- Jadę, ale nie z Tobą.
- Co ty teraz? To z kim?- rozejrzał się za moimi plecami.
- Z nią.- wskazał na Vanessę.- Fajniutka.
- Fajniutka?- pierwsze słyszę, żeby użył takiego słowa. On jej nawet nie zna. Chociaż to mu pewnie nie przeszkadza.
- Mam jechać czy nie?- aha, spoko.
- Jak chcesz- już mam to gdzieś. Skoro chce sobie ją zabierać proszę bardzo.
Bez słowa wyminął mnie, na luzie podszedł i zagadał do brunetki, która najwidoczniej się z tego ucieszyła, bo zaczęła się uśmiechać i poprawiać włosy. Przyglądałam im się jak razem szli w stronę samochodu, a kiedy już zniknęli z mojego pola widzenia wróciłam do Kristen.
Położyłyśmy się na kocu obok ogniska, reszta siedziała na trawie, krzesłach lub na innym kocyku.
- I jak?
- Dostaniesz to co chciałaś.
- Super, jestem głodna.

Po jakiś 40 minutach raczyli do nas wrócić. Przywieźli Kris to, o co prosiła, Martinus do ręki dał coś Cameronowi. Nie wiem co to było, ale chciałabym, aby to nie było nic "groźnego". Kiedy spojrzał w moją stronę odwróciłam wzrok, by na niego nie patrzeć. Po chwili poczułam na plecach spory ciężar.
- Złaź ze mnie. Nie gadam z Tobą.
- Co, zazdrość zżera?- nie odpowiedziałam. Nie będę z nim gadać.- Nie przesadzaj.
- Podoba ci się, "fajniutka jest".
- Wydaje ci się.- wstając uderzył dłońmi w moje pośladki. Co on sobie wyobraża? Kurde, irytuje mnie swoim zachowaniem. Swoją drogą to chłopcy go polubili, przynajmniej tak mi się wydaje, nie są wrogo do niego nastawieni. Carl wręcz przeciwnie, teraz to go chyba i nawet uwielbia. Dobra, przesada. Ale po co dał mu tego spróbować? Nienormalny. Oby to było ostatni raz kiedy coś komuś tutaj daje, bo nie ręczę za siebie.

*

Przez resztę klasowego spotkania, a raczej picia nie odezwałam się do niego. Widziałam jak rozmawia sobie z dziewczynami, które wręcz go pożerały wzrokiem, a to z Vanessą a to z kilkoma na raz. Bajerował je wszystkie a one nabierały się na jego urok. Gdybyśmy byli u niego nie pozwoliłby na coś takiego, bo "mogą nas obserwować i trzeba się pilnować". A tu lata za każdą.

Kiedy po godzinie trzeciej odwieźliśmy Kris postanowiłam przerwać swoje milczenie.
- Komuś jeszcze dawałeś to świństwo?
- Nie.
- Nie skończyły ci się teksty na podryw?
- O co ci chodzi?
- Korzystałeś z tego, że tutaj nie jesteśmy obserwowani i bajerowaleś wszystkie dziewczyny które tam były. Nie jest ci wstyd?
- Nic na to nie poradzę, że mam branie.
- Żałosne. Jesteś narcyzem.
- Żałosna jest twoja zazdrość o mnie.
- A spierdalaj.- odpiełam pas i usiłowałam otworzyć drzwi. - Odblokuj.
- Nie.- na środku drogi zatrzymał samochód. - Nie zostawiaj mnie.- chyba poraz pierwszy dzisiaj spojrzał mi w oczy. Nie wiem co to ma znaczyć, po chwili ciszy  spowrotem zapięłam pasy i zdenerwowana oparłam rękę o drzwi, po czym ruszył.

Wróciliśmy do domu. Wykąpałam się, jestem już gotowa do spania. Rodzicie i Sam nie przebudzili się więc nie będzie przypału. Wchodząc do pokoju o mało nie dostałam zawału.
- Co tu robisz? Wystraszyleś mnie- Martinus stał przy biurku, na którym stała włączona lampka.

My addiction || Martinus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz