Rozdział IV - NIEZNAJOMY

4 0 0
                                    

Zapraszam do przeczytania kolejnej części mojego opowiadania. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.

Rozdział IV - NIEZNAJOMY

W te wakacje w szkole był remont. Dlatego zamknęli jedno z wejść i teraz wszyscy muszą korzystać z takich wąskich drzwi do których prowadzi jeszcze węższy korytarz, w którym postawili jeszcze dodatkowo szafki i na moje nieszczęście moja jest jedną z nich. Spróbować się tam dostać. W tym korytarzu obowiązuje prawo dżungli. Wszyscy się przepychają. Nie ma zasad. Kilka razy wisiały ogłoszenia typu: obowiązuje ruch prawostronny. Niestety nie podziałało. Każdy chodzi jak chce. Już byłyśmy prawie na końcu korytarza wystarczyło tylko skręcić w lewo i bylibyśmy w klasie. Nie zdziwiłam się kiedy ktoś we mnie wszedł, więc po prostu poszłam dalej. Ale ten ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się ze zdzwioną miną i napotkałam spojrzenie wysokiego bruneta. Znaczy to nie było od razu spojrzenie, bo chłopak jest dość wysoki, musiałam unieść wzrok i głowę żeby patrzeć mu w oczy.

-Szukam wychowawczyni Maksa Turskiego.- Maks Turski to nowy uczeń, dołączył do mojej klasy we wrześniu. Nigdy nie widziałam tego faceta. Ale on wyraźnie czeka na odpowiedź. Tylko nie wiem, skąd pomysł, że randomowa osoba wie kim jest Maks Turski.

- Pani Rudek, jest w 9...- zanim zdążyłam dokończyć zdanie nieznajomy przerwał mi i zapytał:

-Gdzie jest ta klasa?

-Właśnie idziemy do tej klasy. Zapraszam za mną.- Boże jak oficjalnie mi to wyszło. Niezręcznie. Trudno, pewnie już się nie spotkamy. Z dziwnym uśmieszkiem idzie za nami do klasy numer 9. Wiola otwiera drzwi i wszyscy wchodzimy.

-To właśnie tutaj.- mówię odwracając się za siebie. Razem z dziewczynami siadamy w czteroosobowej ławce, a nieznajomy rozmawia z Rudnikową.

-Czego od ciebie chciał ten gość?- pyta Ramona.

-Szukała wychowawczyni Maksa- odpowiadam.

-Ciekawe kim dla niego jest- zastanawia się Olka, która jest w pewnym stopniu zainteresowana Maksem. Chłonie o nim wszystkie informacje jak gąbka.

-Patrząc na wiek, pewnie bratem, albo kuzynem – myśli głośno Wiola, a ja kiwam głową na potwierdzenie. Staram się nie patrzeć w tamtą stronę. Nie chcę, żeby myśleli, że się gapię.

-No tak, ale po co wzywali brata? Myślicie, że nie ma rodziców? W sumie to nie powinni nikogo wzywać, przecież jest pełnoletni. -stwierdzam. Pogrążyłyśmy się na chwile we własnych domysłach. Po czym Ramona stwierdza.

-Wiecie, że Rudnikowa, jest przewrażliwiona, przecież wciąż tylko rodzice, mogą nam pisać usprawiedliwienia. Co nie wyjaśnia, dlaczego jest tu on, a nie ojciec, albo matka.

-Kto wie, może to ojciec, tylko miał młodo syna, albo dobry krem przeciwzmarszczkowy.- żartuję, i się śmiejemy. W tym momencie, nieznajomy podnosi na nas wzrok, a ja go szybko odwracam. Zawsze, mam wrażenie, że wychodzi to nienaturalnie, jakbym dała się przyłapać, ale nie umiem tego powstrzymać. Ciężko patrzeć mi ludziom w oczy. Mam wtedy takie uczucia, jakby ktoś patrzył bardziej w głąb mnie. Ale wiem też, że jak to zrobisz to wszystko wydaje się bardziej szczere i prawdziwe, takie wręcz ważne. Wracając do wątku, ten facet na pewno nie jest ojcem. Nie wygląda na więcej niż 24 lata. W klasie zebrali się już prawie wszyscy uczęszczający na zajęcia. Większość z ciekawością przypatruje się scenie, którą i my obserwujemy. Pani Rudnik około 35 letnia kobieta, ze strojem jak z innej epoki. Taka szara myszka, bez makijażu, siedzi zgarbiona przy biurku, a obok niej młody mężczyzna, ciemnowłosy, ubrany w czarne spodnie i czarną koszulkę. Nie ma przy sobie kurtki, a przecież jest, jakby nie patrzeć grudzień. Pewnie przyjechał samochodem. Oboje patrzą w ekran wiekowego komputera stacjonarnego, którego monitor działa tylko wtedy kiedy jest odłączony od tablicy interaktywnej i nie jest do niego podłączone żadne USB. Pewnie kontrolują oceny Maksa. No, bo co innego mogą robić, nawet się nie odzywają. W klasie jest nienaturalnie cicho. Wszyscy się zastanawiają kim jest ten facet. Wiadomo nowa plotka, trzeba się jak najszybciej dowiedzieć, o co chodzi, żeby móc przekazać to dalej. Nie rozumiem tego. Ale cóż. Właśnie w tym momencie, do klasy wchodzi spóźniony Maks. Nie zwracając uwagi, na to co się dzieje wokół siada na swoim miejscu. Nie wiem, czy już zauważył sytuację, ale nie chcę się odwracać, tak jak reszta towarzystwa, bo Maks siedzi za mną. W tym czasie przeglądam sobie Instagrama. Jest nienaturalnie cicho. Jednak po 15 minutach nieznajomy wychodzi z klasy , a Rudnik bez słowa przechodzi do lekcji. Może nieznajomy kłamał i wcale nie jest bratem Maksa? Nie mam pojęcia. Kolejna sprawa z gatunku nierozwiązanych. Trzeba dopytać się u źródła, ale ja raczej tego nie zrobię. Może coś wypłynie.

-Jak dobrze wiecie, w następny piątek, jest koncert kolęd, który organizuje nasza szkoła zamiast jasełek. – tak jestem w liceum, a wciąż urządzane są takie apele. - Musimy się wreszcie zdecydować, na coś konkretnego i rozpocząć próby. Do tej pory, jedyną propozycją jest piosenka świąteczna „Mario, czy już wiesz" – na tą propozycję wywracam oczami, jesteśmy amatorami, na pewno nie uzyskamy odpowiedniego efektu. Już nie mówię, że chyba nikt z nas nie ma talentu. Ja nawet nie mogę tego słuchać. Ale najlepsze , z najlepszych jest to, że Rudnikowej się podoba. Jej chyba słoń na ucho nadepnął. Śpiewaliśmy tą piosenkę 5 razy. Każdy zaczynał kiedy mu się podobało, już nie mówię, o momentach, w których trzeba było wydobyć bardzo wysokie dźwięki. To wyszło nam strasznie. Wreszcie, jedna z śpiewających osób, nieśmiało pyta:

-Może zmienimy piosenkę?- dałabym sobie uciąć rękę, że słyszę zbiorowe, westchnięcie ulgi. Tych osób, które śpiewają i tych, którzy nie śpiewają, a musza słuchać, jestem całym sercem z nimi. Kiedy sporządzaliśmy listę osób chętnych do występu, na tym koncercie, pani Rudnik (zaczynam grzecznie, ale wierzcie mi, z takim złowieszczym uśmiechem, ukazującym moją ukrytą w głębi serca furie.) powiedziała, że ja nawet nie muszę, nad tym myśleć, bo ona mnie wpisze. Ja mówię, że wolałabym nie występować. Ona, odpowiedziała, że nie ma mowy. Nie byłam jedyna. Zagroziła, obniżeniem oceny z zachowaniu. Nie potrzebne mi problemy, więc przystałam na „prośbę". Ale ja w sumie tam tylko stałam i w większości momentów ruszałam ustami.

- No dobra, ale czy ktoś z was ma jakąś propozycje? Moim zdaniem wychodzi wam to całkiem nieźle.- powiedziała Rudnik, na co wszyscy popatrzyli na nią z niedowierzaniem.

-Myślę, że lepsze byłoby cos żywszego, bardziej wesołego.- powiedziała Ola.

-No dobra, ale oczekuje, konkretnej propozycji. – mówi Rudnik. Ktoś zaproponował „Skrzypi wóz". Reszta przystała. Do końca lekcji ćwiczyliśmy już nową piosenkę. Nawet trochę pośpiewałam. Nie było najgorzej. Na pewno jest to sto razy lepsza piosenka. Da się ją śpiewać, przez zespół beztalenci. Jest to z mojej strony, oczywiście żart. No ale zbytnio talentu w nas nie ma.

C.D.N.

Dziękuję, za przeczytanie tego rozdziału.

Czekajcie na następną część, która pojawi się 4.01.2020r.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 02, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Cudowna abstrakcyjność- czyli (nie)zwyczajny romansWhere stories live. Discover now