Potwór

9 1 0
                                    

Przez to, że zasnęłam przybiurku, wcale nie chciało mi się spać. Przewracałam się z bokuna bok nie umiejąc się ułożyć. Tej nocy księżyc w pełniświecił wprost w moje okno, przez co bałam się nieco mniej. Choćtyle dobrze- pomyślałam, próbując nie wiercić siędłużej.

Twarzą do ściany, szczelnie zakryta kołdrą od stóp do główwmawiałam sobie, że nikogo prócz mnie w pokoju nie ma. Bo któżmógłby być? Wszystkie starania poszły na marne, gdy zaczęłamsłyszeć coraz wyraźniej szmery. Skuliłam się pod kołdrą iprzewróciłam na drugą stronę. Przekonana, że cokolwiek by niebyło obok, nie zauważy mnie, gdy przez szparkę w kołdrze trochęsię rozejrzę.

Jak zwykle było pusto, ale z braku ciekawszego zajęcia,postanowiłam czekać. Po kilku minutach znów prawie niesłyszalnedźwięki rozległy się w pokoju. Byłam pewna, że pochodzą zszafy, lecz na wszelki wypadek wyszłam z łóżka dużym susem. Niezastanawiając się za bardzo, złapałam poduszkę i podeszłam doszafy. Jednym szybkim ruchem otworzyłam ją i wskoczyłam do łóżka.Jak zwykle w pierwszym momencie widziałam kogoś w ciemności.Wpatrywałam się w to miejsce, by moje przywidzenia zniknęły, aleim dłużej patrzyłam, tym wyraźniej widziałam zarys małejpostaci. Wzięłam głęboki oddech i zapytałam cichutko, co tutajrobi. Opowiedziało mi milczenie. Zdenerwowana rzuciłam poduszką wcoś, co siedziało w szafie i powtórzyłam pytanie.

- Nie bij- odezwał się cichutko. - Robię to, co muszę.

Czułam, jak strach przechodzi każdą część mojego ciała. Caładrżałam, ale za radą taty nie chciałam tego okazywaćnieznajomemu. Powiedział kiedyś, że można się bać, ale gdyogarnia nas strach, to jest najmniej odpowiedni moment, by go okazać,ale najodpowiedniejszy, by trzeźwo myśleć i działać.

Poprosiłam, by nieznajomy wyszedł z szafy. Ociągał się taksamo, jak z odpowiedzią, ale nie miałam już poduszki, by w niegorzucić. Stanowczo zażądałam, aby mi się pokazał. Niechętnie wświetle księżyca stanął mały stworek. Przypominał człowieka,choć uszy miał za duże i włochate a z tyłu wisiał długi,smukły ogon, który przydepnął sobie kopytkiem.

- Czemu siedzisz w mojej szafie?

- Bardzo długo musiałbym tłumaczyć- wymigiwał się miętosząc wręku koszulkę.

- Mam trochę czasu. Akurat nie jestem śpiąca.

- Niestety zauważyłem. - Westchnął. - Zacznę od tego, żenazywam się Franciszek. Jestem opiekunem twoich snów. Przepraszam,że napędziłem ci strachu. Po prostu nie wychodzi mi za dobrze mojapraca. Jak widzisz, do tej pory nie potrafię wracać do swojejwyjściowej formy po przemianach.

- Jesteś człowiekiem?

- Nie. Jestem raczej niematerialny.

- Czyli... jesteś duchem?

- Nie, nie... Duchy to dusze zmarłych ludzi. Możliwe, że jestemczymś pomiędzy. - Westchnął ciężko. - W ogóle nie powinnaśsię dowiedzieć o moim istnieniu. Nie mam pojęcia, co w tejsytuacji powinienem zrobić?... Miałaś już dawno temu spać, a tysię wiercisz od ponad godziny i wcale nie chcesz spać. Nie umiemzachowywać się tak cicho, jak inni. Jestem do niczego. - Zamknąłdrzwi od szafy i oparłszy się o nie, osunął się na ziemięchowając twarz w dłoniach.

- Jest was więcej? - zapytałam zaciekawiona.

- Tak. Każdy ma swojego opiekuna snów, ale tylko ja jestem takbeznadziejny, że mnie zobaczyłaś. Pierwszy raz w historii cośtakiego ma miejsce. Będą na mnie źli, jeśli to się wyda.

- Czy mogą zrobić ci krzywdę? - zmartwiłam się.

- Mogą na mnie nakrzyczeć, co jest bardzo nieprzyjemne.

Opiekunowie snówWhere stories live. Discover now