2. Szantażysta

12 2 0
                                    


Wpociągu szkicowałam. Miałam nadzieję, że przyjdzie mi do głowypomysł, który w pięć minut przełożę na płótno. Nagledostałam sms.
Było tam zdjęcie przedstawiające mniewychodzącą z pracowni profesora B. Nie wyszłam na nim korzystnie.Ale może to po prostu moja twarz.
„Wycofaj się z konkursu.Inaczej wszyscy się dowiedzą, że masz romans z naszym profesorem".
Od kiedy siedzenie z kimś do późna i picie dużej ilości winato romans? To przecież proces twórczy. 
„Lol"- odpisałam.
„Mówię poważnie. Wiem, że daje ciprezenty".
To już mogłoby się rektorowi nie spodobać. Ale dasię to wyjaśnić.
„Żryj gruz".

Taka jestem twarda.

Wtedy dostałam zdjęciemnie i profesora tkwiących w uścisku. Przytulił mnie składającżyczenia urodzinowe. Czy teraz wszystko musi mieć podtekstseksualny?
„Nagraniaz kamer potwierdzą, że regularnie siedzisz do późna w jegopracowni. Konkurs albo twój profesor straci pracę ireputację".

Chciałam już coś odpisać, kiedy mój telefonstracił zasięg. Do tego poczułam zapach zgrzybiałości izapomnienia. Czyli byłam na miejscu.

Kiedy wysiadłam, złapałamstopa i podjechałam do szpitala. 

- Tato, o nie, co ci się stało– powiedziałam, kiedy zobaczyłam go na łóżku szpitalnym w salipełnej takich samych panów ze wściekłymi minami.

-Nie udawaj, że ci zależy – mruknął.

- Przecież nawet niepróbuję - powiedziałam, przysiadając na krześle obok jego łóżka.- Lekarz powiedział, że potrzebujesz stałej opieki. Musisz sobiezałatwić pielęgniarkę domową. 

- Nie będę wydawać na topieniędzy – odparł ze złością.

- To nie tak, że masz kogośna utrzymaniu i cię nie stać.

- Obowiązkiem córki jest opiekanad ojcem.

- W porządku – westchnęłam. - Poszukam ci miejscaw domu opieki społecznej. Zadowolony?

Ojciec się zagotował. 

-Zostajesz tutaj, inaczej nici ze spadku. 

Potrzebowałam tegospadku. Wszelkie swoje plany na przyszłość opierały się na tym,że pewnego dnia sprzedam nasz dom i kupię mieszkanie, w którymbędę mogła rozprostować ręce i nogi w tym samym czasie. 

-Dopóki nie ogłoszą wyników mojego konkursu – powiedziałam. -Potem pozwolisz mi wrócić do Warszawy.

- Niech ci będzie –odparł niechętnie.

Powiadomiłam profesora o szantażu.Kazał mi się nie wycofywać. Powiedział, że sobie z tymporadzimy.
W porządku.
Siedziałam w domu, na zmianęprzynosząc tacie herbatę i okłady na nogi. Nie miałam pojęcia, co munaprawdę dolega, oprócz bycia zgryźliwym człowiekiem.
Wróciłamdo ogrodu, gdzie malowałam. Dawno nie siedziałam w ogrodzie. Możeto świeże powietrze, może to dyszenie wrednego ojca na karku, aletworzyłam szybciej niż zwykle. I lepiej. Zanim się obejrzałam,obraz był skończony. Wysłałam zdjęcie do profesora, a ondopełnił wszelkich formalności za mnie.
Szybko dostałamwiadomość od szantażysty.
„Widziałem, że wysłałaś swojezgłoszenie. Oddaj mi oryginał albo profesor pożałuje, żekiedykolwiek się do ciebie odezwał".
Nie wiem kto to był, alebył na mnie wściekły. Czemu mu tak zależało, żeby mi się nieudało? Jakby chciał, żebym skończyła jako opiekunka swojegoojca. Chwila...
- Pokaż mi swój telefon – powiedziałam,wchodząc do pokoju ojca.
Siedział w łóżku i oglądałtelewizję. Nawet na mnie nie spojrzał.
- Mogę ci pokazać mójpusty kubek – powiedział. - Od trzech godzin nie zrobiłaś miherbaty.
- Czy ty mi grozisz, że ujawnisz mój romans zprofesorem, żebym mieszkała z tobą i robiła ci herbatę? Jakdobrą herbatę robię, że ci tak zależy? - stanęłam nad nim.
-Masz romans ze swoim profesorem – stwierdził kwaśno. - Mogłemsię spodziewać, że normalnie studiów nie skończysz. To twójsponsor, tak?
- To nie jest romans. To jest przyjaźń. Coś,czego nie rozumiesz, bo ciebie nikt nie lubi.
- A mylisz się,miałem kiedyś wspaniałego przyjaciela – usiadł ociężale ioparł się o ścianę. - Umarł. Zakatowali go na ulicy.
Ups.
-Przykro mi – powiedziałam pod nosem.
- Więc zanim następnyraz będziesz się wywyższać...
- Czekaj – wyprostowałam się.- Zakatowali? Czy ten przyjaciel miał pseudonim Grzyb?
- Tak, aco to...
- Przecież on żyje. Podsłuchałam kiedyś jak mama o tymmówiła. Nie wiedział, jak ci powiedzieć, że nie chce z tobą jużsię spotykać, więc upozorował własną śmierć.
- Twoja matkawiedziała?
- Całe miasto wiedziało. Publiczne aresztowanie,artykuły w miejscowej gazecie... Ale myślałam, że to tak naprawdę był żart ity o wszystkim wiesz.
- Nie – bąknął. - To co się z nimstało?
- Mieszka po drugiej stronie miasta – powiedziałam,wychodząc z pokoju. - Przykro mi. Prawie.

Dostałam odszantażysty adres skrytki pocztowej, na którą miałam wysłaćobraz. Ponieważ zgłoszenia mogli oglądać wszyscy, musiałamnamalować kopię. Nie była tak ładna i dopracowana jak oryginał,ale może się nabierze. Więcej czasu nie miałam.

W dniuogłoszenia wyników do drugiego etapu, zrobiłam ojcu siedem herbati upiekłam trzy zakalce.
- Amelia – zadzwonił do mniepodekscytowany profesor. - Nie uwierzysz.
- Drugi etap? -zapytałam z nadzieją.
- Tak. Przepraszam – powiedział, kiedymu się odbiło. - Drugi etap. Czy to nie wspaniałe? Tylkopiętnaście osób przeszło dalej. Kiedy wrócisz do Warszawy?
Wtej chwili dostałam wiadomość z kolejnym zdjęciem. Zrobione przedsekundą. To byłam ja, stojąca w oknie swojego domu.
- On tujest – powiedziałam. - Szantażysta.
- To może ja przyjadę do ciebie.
„Wiem,że nie dałaś mi oryginału. Pożałujesz tego".

Był weekend, pocztę właśnie zamknęli, nie mogłamjeszcze wysłać obrazu na konkurs. 

Niedobrze.

Portret studentki w ogniuWhere stories live. Discover now