15

3 0 0
                                    

– A wpuuuuuściiiiiisz mnieeee?

– Tak, jak się umawialiśmy. – Mrugnęłam porozumiewawczo do Zuzi.
– Pod warunkiem.

– Trzeba iść na północ.

– Daleko?

– Hen i jeszcze trochę. To teraz wpuuuuuśćććć mnieeeee.

– Powiedziałam: pod warunkiem.

– Pod jakim warunkiem?

– Możesz wejść panie Zbyszku, pod warunkiem, że nikogo już nie będzie w domu.

– Ty smarkulo! – zezłościł się pan Zbyszek i syknął na mnie przez okno, szczerząc swoje długie zębiska.


Zuzia aż zakryła oczy i pisnęła cicho. Co on sobie myśli?! Straszyć moją Zuzię! Podeszłam do okna, a potem zrobiłam z palców znak krzyża.

– Aaaa!! – wrzasnął pan Zbyszek i zniknął gdzieś w ciemności, odklejając się od okna jak plaster od skóry.

– No! – kiwnęłam do Zuzi. – Wiesz, Zuziu. Bo wampiry to bardzo nie lubią, jak się robi znak krzyża w ich kierunku. Robert mi powiedział. 

I wtedy wpadłam na świetny pomysł. Skoro Robert tak dużo wiedział o potworach i też chciał wyruszyć w podróż, może zabiorę także i jego. Postanowione!

Odsunęłam zasuwkę, wymknęłam się z pokoju i cichutko podeszłam do pokoju Roberta. Zapukałam.

– Kto tam? – odpowiedział po chwili.

– Julka.

– Wchodź.

Usłyszałam chrzęst zasuwki.

W pokoju Roberta była totalna rozwałka. Wszystko leżało wszędzie. Tylko pokoju nie widać, jak by to mama powiedziała.

– Zobacz. Już się spakowałem – wskazał na stojącą na środku pokoju walizkę.

– To kiedy ruszamy? – dodał, jakby czytał mi w myślach.

– Zaraz. Tylko muszę jeszcze coś załatwić.

– Dobra – odpowiedział konspiracyjnie, a Solar zamerdał ogonem.


Wzięłam głęboki wdech i weszłam na górę do Zombika. Coś huknęło, beknęło i prysnęło gdzieś w ciemność. Pstryk. Włączyłam światło. Zuzia przytuliła się mocniej do mojej ręki.

– Wyłaź! – wrzasnęłam w kierunku strychu.

Nie musiałam krzyczeć dwa razy. Po krótkiej chwili zza wielkiego kartonowego pudła wylazł Zombik i pełzł powoli w moim kierunku z wyciągniętymi przed sobą łapkami. W jednej trzymał obwiązane sznurówką pudełko od zapałek. Wyglądało to jak walizka. Wyszczerzył się w swoim zombiakowym uśmiechu, a pompon czerwonej krasnoludkowej czapki, którą miał na głowie dyndał mu na lewo i prawo.

– Właściwie to się cieszę, że wyruszamy. Tak tu strasznie na tym strychu.

Izarowscy: Apokalipka czyli Julka Dziwadełko i przygody z potworamiDonde viven las historias. Descúbrelo ahora