Rozdział I, część 2

26 1 0
                                    

Szturchana przez ciągłe porywy wiatru, wzdłuż brzegu fiordu szła młoda dziewczyna. Mimo, że Geirangen jest otoczone wysokimi, malowniczymi fiordami, to zdarza się tu dość mocny wiatr. Dziś nie widziała żadnego statku, rejsy po fiordzie były wstrzymane, ze względu na niebezpieczeństwo spowodowane przez wiatr w małych przesmykach. Wtedy kamienie spadające z wysokich i stromych gór, mogły zabić ludzi w dole. Alice Ødegård była zadowolona z dzisiejszej pogody mimo, że woli jak jest ciepło. Nie było przynajmniej dużej ilości natarczywych turystów ciągle pytających o drogę i nieumiejętnie szprechających po angielsku, o norweskim nie wspominając. Alice miała dopiero szesnaście lat, a wiedziała dużo więcej o świecie niż niektórzy dorośli. Była bardzo inteligentną nastolatką. Nauka szła jej na średnim poziomie, bo mimo swoich możliwości, nie chciało jej się uczyć. Zazwyczaj chodziła w swoich ukochanych glanach. Aktualnie były dwa stopnie, ale nawet to nie przeszkodziło jej, aby wyjść w bluzie i narzuconej na to czarnej kurtce z ćwiekami. Nie gardziła też bojówkami w barwy moro i łańcuchami do tego. W wiosce nikt jej nie lubił oprócz grupy chuliganów, którzy byli znani z rozrób nie dziejących się rzadko w restauracji „U Patricka". Pełniła ona często rolę klubu nocnego, gdzie spotykała się w nocy młodzież z całego Geiranger.

Policja nie była tu nigdy potrzebna. Nikt nie zadał sobie trudu na wybudowanie tutaj komisariatu i zatrudnieniu odpowiednich służb. Nic się tutaj nie działo. Życie toczyło się tutaj wolno i spokojnie. Przez to, że każdy każdego znał, wszelkie spory załatwiało się po sąsiedzku. Zdarzało się też, że od czasu do czasu pięści szły w ruch, jeśli było to jedyne rozwiązanie konfliktu. Sprawiedliwość zawsze wygrywała. Nie zapowiadało się na żadne zmiany w tej kwestii.

Alice Ødegård właśnie pędziła do centrum wioski. Miała się tam spotkać „U Patricka" z Erikiem Olsenem, szefem miejscowego gangu, ale także jej chłopakiem. Był on trzydziestoletnim, szczupłym, lecz lekko umięśnionym i wysokim, bo mierzącym sto osiemdziesiąt osiem centymetrów mężczyzną. Prawie każda dziewczyna wzdychała do tego bardzo przystojnego faceta. Mógł przebierać do woli w kobietach różnorodnego wieku, lecz podobno tego nie robił. O tym wiedziała tylko jego ukochana, nikt inny. Ustalili jakiś czas temu, że zamiast oświadczyć się jej na osiemnastkę, Erik zabierze ją za jakiś czas na satanistyczną mszę, podczas której wezmą ślub w tymże obrządku. Żadne z nich nie było chrześcijaninem. Natomiast byli wierni satanistycznej teologii, nie kultu szatana mającego samym w sobie być bogiem. Nie zajmują się oni pozerskimi czarnymi mszami, które organizują dzieci, aby sobie wywoływać duchy. Ezoteryka nie jest zabawą, jest to natomiast bardzo niebezpieczne zajęcie mogące prowadzić do opętań, nawiedzań przez dusze zmarłych, których pokój został zakłócony, ale też i śmierci. Nie warto zadzierać z bytami niższymi jakimi są niektóre demony oraz anioły.

Erik stał przed szklanymi drzwiami od restauracji i się rozglądał. Alice dostrzegła go, więc rzuciła się biegiem w tamtą stronę. Był ubrany w czarne dżinsy, skórzaną kurtkę oraz przecierane na czarno glany. Weszli do słabo oświetlonej knajpy, gdzie od razu podszedł do nich jej właściciel – Patrick.

- Witaj młodzieży! – krzyknął do nich uśmiechnięty.

- Witam pana. Poprosimy stolik gdzieś w kącie jeśli to możliwe. Nie chcę mieć świadków.

- Jak najbardziej. Za mną proszę.

Wtedy poszli w głąb starego jak świat lokalu. Nie wyglądał on tak tragicznie patrząc na ciągłą zmianę właścicieli. Remontu dawno też tu nie było i póki co nie zapowiadał się. Nie bardzo kto chciał w to inwestować. Dziwki też nie zaglądały tu za często, więc i dochody za duże nie były.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 11, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Upiory z GeirangerWhere stories live. Discover now