Rozdział 1

262 17 40
                                    

*ROK PÓŹNIEJ*

Jedna za drugą puszka taniego piwa. Tak teraz wygląda życie niebieskookiego mężczyzny, niegdyś szczęśliwego. Raz w tygodniu napije się jakiejś dobrej wódki. Albo dwa.... lub trzy? Kto by to liczył. Dla niego czas nie ma znaczenia. Przeczesał dłonią swoje włosy, które od roku nie były farbowane. Ich kolor można porównać do zeschniętej trawy. Okropne. Pod pachami zbierał się już kilkutygodniowy pot. To nie tak, że Duncan wcale nie dbał o higienę. Można powiedzieć, że oszczędza wodę. No i po prostu z lenistwa. Nic dziwnego, prawda? Pół dnia spędzone na piciu, drugie pół na pracy w jakimś małym spożywczaku. Skądś trzeba wziąć pieniądze na alkohol, co nie? To jedyny sposób, by zapomnieć o zmartwieniach, które zaprzątały głowę chłopaka. Teraz za bardzo o nich nie myśli. No bo jak skoro jest upity do nieprzytomności, albo jedyną rzeczą jaką jest w stanie zrobić to przełączenie programu z wiadomościami na mecz piłkarski, przy którym i tak zaraz zaśnie? Jednak, gdy był w miarę trzeźwy to we śnie widział kobietę, przy której był najszczęśliwszy na świecie. I która mu odebrała to szczęście. Nigdy nie zapomni tej twarzy, tych nóg, uśmiechu czy czego tam jeszcze. Zdradzieckie nasienie... Phi, to było widać jak na dłoni! Laska, dla której najważniejszy jest seks (a i tak go opieprzała za to jak okropny jest w łóżku i, że ma się nauczyć lepiej TO robić) i władza nad partnerem. Manipulacyjna zdzira. Bezduszna kurwa, którą należy spalić na stosie. Tak o niej myśli od czasu "wypadku". Nigdy się nie dowiedział kto rzekomo go uratował i jak ten ktoś się tam wziął. Najwyraźniej ta kwestia nigdy nie stanie się jasna. Nie ważne, to nie jest istotne. Ważne jest...

- Kurwa, gdzie ona jest?!

Przerzucając puszki po piwie, które były rozwalone na podłodze szukał tej ostatniej. Pod oszpeconym stolikiem kawowym leżała jedna samotna puszka. Bez wahania sięgnął po nią i w cichym mieszkaniu rozbrzmiał trzask otwierania napoju. Po kilu łykach rzucił puszkę na bok siadając na kanapie.

- Przydałoby się... - Beknął. - posprzątać. 

Rozejrzał się po zawalonym puszkami po piwie salonie. Zamknął tylko na chwilę oczy i zasnął.

Postanowił sprawdzić godzinę na telefonie macając gdzie go w ogóle położył. No w końcu. 16. 

- Spałem aż 3 godziny? Dobra, koniec tego. - Wstał chwiejnie z siedzenia kładąc jedną rękę na oparciu kanapy. Nadal go nieźle trzymało. 

Od tygodnia nie sprzątał, musi się nareszcie za to zabrać. Czyli pozostało mu pójść na zewnątrz i wywalić te puszki. Innego dnia zetrze wszystkie kurze. Za kolejny tydzień. Albo po prostu, gdy mu się zechce. Ospały idzie do kuchni, by wziąć worek na śmieci. Do niego włożył z kilkadziesiąt puszek. Ubrał kurtkę, założył buty i  wyszedł z mieszkania. Chłodny jesienny wiatr owiewał jego zaniedbane włosy. Dostawał się również pod niezbyt ciepłą kurtkę, więc jedną ręką się obejmował, w drugiej niósł śmieci. Po paru minutach doszedł do kontenera i wyrzucił worek z aluminium. Miał zamiar wrócić prosto do mieszkania, ale jeszcze przed tym kupi paczkę fajek. Wstąpił do osiedlowego sklepiku prosząc o dwa opakowania papierosów. Zapłacił i wyszedł. Potem skierował się do swego małego mieszkanka, by pooglądać telewizję i być może zapalić trochę. Ale nie wiedział, że ktoś przeszkodzi mu w wykonaniu tych czynności...

Pod swoimi drzwiami zastał jakiegoś mężczyznę.

- A pan tu...?

- Nie płaci Pan rachunków. Właściciel mieszkania się skarżył, że nie odbiera Pan telefonu. Ja tu jestem, by zabrać wszystkie sprzęty. To nie jest już Pana mieszkanie, Panie Nelson.

Tak, zdecydowanie mógł się tego spodziewać. To był komornik. Przecież tak długo nie zalegał z opłaceniem czynszu. Chyba... Zresztą i tak nie miałby czym zapłacić. Cała kasa idzie na alkohol, papierochy, ewentualnie na jedzenie... Zarobki jego nie są zbyt duże, więc cóż poradzić. Duncan jeszcze chwilę kłócił się z mężczyzną choć wiedział, że nic nie wskóra. Gdy komornik wynosił rzeczy takie jak telewizor, jakiś komputer i inne, to punk zabierał najpotrzebniejsze rzeczy. Trochę pieniędzy, ubrania, jedzenie, komórkę i w sumie to tyle. Nic innego nie miał co mógłby ze sobą wziąć. Wyszedł z mieszkania i stoi ze swoim "bagażem" na środku chodnika powstrzymując łzy. To już nie jest jego dom. W ogóle nie ma domu.

- Jestem... bezdomny. - Pomyślał

Nie będzie się tu mazał. Sam sobie jest wszystkiemu winien. Mógł coś zrobić, ale nie jest w stanie przywrócić życia jakie prowadził dawno temu. Poszedł przed siebie nawet nie wiedząc dokąd zmierza. Gdzieś gdzie ukryje się przed spojrzeniami ciekawskich ludzi. Jego wygląd na pewno, by wzbudził zainteresowanie. Wygląd "menela". No cóż, tu raczej nie znajdzie takowego miejsca. Ciągle się ktoś kręci. Matki z dziećmi omijają go szerokim łukiem. Czuje się trendowaty. Niestety na osiedlu jest bardzo rozpoznawalny, więc musi jak najszybciej się stąd wynieść.

Godzina łażenia i już się ściemnia. Trzeba poszukać jakiegoś schronienia. Gdy mijał budynki znalazł jakiś zaułek, do którego raczej nikt nie wchodzi. Obok śmietnika, cudownie. Ale lepsze to niż nic. Podszedł do kontenera w poszukiwaniu czegoś czym mógłby się okryć. Jakaś stara gazeta, może być. Położył się na ziemi i okrył nią swoje ciało. Obok postawił reklamówkę z prowiantem i ciuchami is próbował zasnąć. To było nie lada wyzwaniem. Przekręcanie się z boku na bok przez dość długi czas. Nie wiedząc nawet kiedy w końcu dopadło go zmęczenie czując na sobie zimno koszmarów kłębiące się w jego głowie.

***

Obudził go jakiś brzęk. Przez ciemność mógł tylko dostrzec, że coś okrągłego, prawdopodobnie moneta wylądowała obok niego. Wtem podniósł do góry głowę, ktoś nad nim stał. Z zarysu można było ujrzeć, że była to sylwetka mężczyzny w długim do kolan płaszczu. Wyraz twarzy był nieznany punkowi, nie wiedział czy on był przyjaźnie do niego nastawiony czy wręcz przeciwnie. Wtedy on spytał:

- Co ty tu robisz?

Ukryci w mroku - Aleduncan (Total Drama fanfiction) ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now