[4]

48 8 4
                                    

   Poranek w mieszkaniu Bony przypadał zazwyczaj na godzinę szesnastą. Wtedy zwlekała się z łóżka, odsłaniała ciemne rolety i zaczynała powolne życie. Czasem coś zjadła, czasem po prostu oglądała coś w telewizji dopóki nie była na tyle zmęczona by znowu zasnąć. Dzisiaj wstała późno, około siedemnastej, i leżała w łóżku, bawiąc się telefonem. Ubrana w rozciągnięte piżamy, miała wrażenie, że zaraz utopi się w puszystej pościeli. Ktoś zapukał do drzwi. Bona przeklęła siarczyście pod nosem i czekała, aż gość się znudzi. Musiało się jednak palić i walić, bo pukanie nie ustępowało. W końcu Bona podniosła się i dolazła do drzwi, otwierając je. Po drugiej stronie stała Gaja, z jakimś pudłem w ręce. 
   – Cześć! – Przywitała się entuzjastycznie. – Win kazał przynieść ci obiad. Nasz obiad, dla ciebie pewnie będzie śniadaniem. Kazał pukać ile wlezie, bo lubisz ignorować. – Wypaliła na jednym wydechu, wciskając Bonie do rąk, jeszcze lekko ciepłe, pudełeczko. 
   – Dzięki – bąknęła, próbując ukradkiem zerknąć przez ścianki, co jest w środku. 
   – Ostatnio Honiek nam przerwał, ale chyba zgodzisz się kiedyś na mały wypad, jeśli masz trochę czasu? 
   – Nie, to zły pomysł. Jestem zajęta.
   – Pracujesz? 
   Bona przełknęła ślinę. Wypowiedzenie dostała tuż po przekroczeniu progu biura, a nowe CV miała pisać wczoraj, ale zamiast tego poszła spać. Gaja chyba wyczuła, że nie otrzyma odpowiedzi na to pytanie, więc odchrząknęła. Na jej ustach pojawia się mały uśmiech, życzliwy, może lekko wymuszony. Może nie. Bona nie zna się na tym, dla niej równie dobrze cała dobroć i urok Gai mogłyby być wymuszone, to przecież nie ma znaczenia, nie powinno mieć. 
   – Mogę dostać herbaty? – Spytała niewinnie Gaja, wsuwając powoli stopę w różowym kozaku do mieszkania Bony. Spytała, ale Bona wiedziała, że to raczej pytanie nie było. Bardziej stwierdzenie, oznajmienie, że powinna Gaję zaprosić do środka i zaoferować coś do picia. Ale Bona nie chciała nikogo zapraszać do środka. Jej kuchnia była obca i pusta, jeśli ostała się herbata to stara, bo ani Bona ani Honorata nie kupowały jej będąc na zakupach. Salon wyglądał jak pobojowisko, szary koc leżał na podłodze, gdzieś tam zawinięte w nim leżało pudełko tabletek przeciwbólowych i butelka wody, może nawet jakaś fajka, albo resztki żarcia. Spanie w salonie było wygodniejsze, niż w sypialni, bo telewizor dawał aluzję czyjejś obecności i zmniejszał poczucie przytłaczającej samotności. Chyba tylko sypialnia była czysta, ale do sypialni Gai nie zaprosi. To by było śmieszne. 
   Bona szykuje sobie w głowie odmowę, ale ostatecznie ulega i uchyla drzwi, a Gaja wchodzi do środka, odwieszając od razu różowawy płaszcz. 
   – Już myślałam, że będziemy tam sterczeć. – Śmieje się, wchodząc do kuchni Bony i siadając na krześle. – Przypilnuję cię przy okazji, żebyś wszystko zjadła. Honiak wraca późno, więc możemy potem gdzieś wyskoczyć, i tak nie mam innych rzeczy do roboty. 

   Gaja była uparta. Lubiła, jak wszystko było po jej myśli, tak jak Honorata. Bona śmiała się sama z siebie, że ją wpuściła, gdy wkłada obiad do mikrofali i włącza czajnik na herbatę dla Gai. Znalazła jakąś owocową w szafce, jeszcze zdatną do picia. Gaja wstała, Bona zajęła jej miejsce, czując, jak powoli zaczyna ją boleć przez to wszystko głowa. Nagle zamarła, czując dłonie Gai w swoich włosach. 
   – Śliczne są. Aksamitne i błyszczące. Wyglądasz trochę jak Roszpunka. 
   Bona milczała. Nienawidziła swoich włosów. Matka zabraniała ścinać, tylko podcinała regularnie zniszczone końcówki. Plątały się te kłaki i przeszkadzały i Bona mogła je ściąć, bo dawno od matki uciekła, ale coś ją blokowało. Stała wielokrotnie z nożycami przed lustrem, ale rezygnowała w ostatniej chwili, odrzucając narzędzie na podłogę. Gaja zaczęła pleść z jej włosów warkocz, nucąc jakąś piosenkę. Mikrofala zapikała, Bona poderwała się by wyjąć jedzenie, długi kosmyk wysunął się z palców Gai i opadł. Bona położyła talerz na stół i sięgnęła po czajnik, by zalać herbatę, gdy nagle zatrzymała ją ręka Gai na jej nadgarstku. 
   – Wyjdź ze mną gdzieś potem. 
   Głos rozsądku Bony śmieje się głośno. Kobieta wpatruje się pusto w twarz Gai, w głowie wiruje jej wiele myśli, echem nadal rozbrzmiewają słowa Honki, żeby Gai w nic nie wciągać, nie mieszać jej w to bagno, nawet nie tknąć palcem. Ale Gaja spogląda na nią tak łagodnie, jakby Bona była jakimś kwiatkiem. I wyglądała tak ładnie, mówiła tak miło i ani razu nie nerwowo. Jakby jej zależało. Słowa Honoraty jakoś tak znikają, mieszają się z dusznym powietrzem w mieszkaniu, a Bona delikatnie skina głową. 









napisana większosc na raz
ide jesc keks

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 21, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

II Bona II gxg IIWhere stories live. Discover now