dwadzieścia sześć

432 34 26
                                    

Jisung wyszedł ze szkoły i zaciągnął się kwietniowym powietrzem pełnym smogu i pyłków. Całe szczęście nie jest alergikiem. Skierował się do sklepu, by kupić coś dla siebie i Minho. Nie za bardzo wiedział, co starszy może chcieć czy lubić, więc musiał zdać się na siebie. Wszedł do tego samego marketu, w którym dwa tygodnie temu zgubił się, szukając śmietany. Pierwsze o czym pomyślał to chipsy. Stanął przed wielkim regałem pełnym przeróżnych smaków i firm. Gapił się na wszystkie paczki dobre kilka minut. Ostatecznie wziął zwykłe solone, bo nie chciał ryzykować za bardzo.

Następnym punktem na jego „liście zakupów" było coś do picia. I tutaj Han został postawiony przed bardzo ciężkim wyborem. Mianowicie, Coca-Cola czy Pepsi. Jednakże chłopak słucha Lany Del Rey, a w jego ulubionej piosence baba śpiewa „My pussy tastes like Pepsi Cola.", więc dla niego wybór był prostu. Poza tym, Coca-Cola jest dla niego za słodka.

Kierując się do kasy czuje, że jego telefon zaczyna wibrować. Wyjmując go z tylnej kieszeni widzi zdjęcie Minho i od razu odbiera.

- Halo? Tak, jestem już w sklepie, debilu. No, dobra, za dziesięć minut będę. Siema. - Rozłączył się i akurat kasjerka zaczęła kasować jego zakupy.

Wyszedł ze sklepu i spacerkiem poszedł do przyjaciela. Będąc pod jego blokiem, upewnił się jeszcze czy ma wszystko i zadzwonił domofonem. Nikt nie odebrał, ale za to otworzono drzwi od klatki, więc po prostu wszedł na górę. Nie wiedział czy po prostu wejść czy zapukać, ale jednak wybrał drugą wersję.

- Otwarte, kurwa. - Brunet wstał z kanapy i wszedł do przedpokoju, w którym już stał młodszy.

- Wow, przefarbowałeś włosy, Jisung. - Zauważył dopiero po chwili.

- No tak, nie mówiłem ci? Dziwne. - Podał starszemu swoje zakupy i zdjął buty.

Po chwili oby dwoje siedzieli na kanapie pijąc i jedząc. Oczywiście byli zbyt leniwi, żeby wziąć szklanki czy kubki. Dzielenie jednej butelki całe szczęście nie było dla nich problemem. Przez około pół godziny siedzieli obok siebie, oglądając Pingwiny z Madagaskaru. Można powiedzieć, że nawet wczuli się w akcję. Minho z każdą sekundą co raz bardziej pochylał się do przodu i skupiał na bajce. W pewnym momencie musiał podeprzeć się dłońmi o swoje kolana inaczej by roztrzaskał swoją twarz o stolik przed nim.

- Geez, co się tak skupiasz? - Zaśmiał się Jisung, kończąc paczkę chipsów i wstając by ją wyrzucić.

- Cicho, akcja jest, nie widzisz. - Drugi tylko parsknął głośno i poszedł do kuchni.

Nie musiał pytać, gdzie jest kosz na śmieci, bo przecież każdy normalny człowiek ma go pod zlewem. Wielkie było jego zdziwienie gdy zamiast tego zobaczył półki z garnkami. Analizował sytuację przez chwilę. Tego w życiu by się nie spodziewał. Zaczął się szybko rozglądać po pomieszczeniu, ale nie znalazł swojego celu.

- Minhooo, gdzie masz kosz na śmieci? - Krzyknął i zaraz potem usłyszał jak Lee wstaje i idzie do niego.

- Jak to gdzie, pod zlewem. - Odpowiedział mu i otworzył szafkę, która uprzednio została sprawdzona przez jego przyjaciela.

Krótkie „Co jest kurwa?' padło z jego ust. Nie wiedział czemu, dlaczego, kto, gdzie czy kiedy. Stał i patrzył to na Jisunga, to na środek szafki. Bardzo dobrze pamiętał, że jeszcze tydzień temu kosz znajdował się właśnie w tym miejscu. Gdyby coś się tu działo, na 100% by to zauważył. No chyba, że zadziało się to wczoraj, gdy cały dzień był poza domem.

- I co geniuszu? Pod zlewem, tak? - Han oparł się o ścianę, cały czas w dłoni trzymając pustą paczkę po chipsach.

- Cicho siedź, wczoraj ktoś musiał tu coś odjebać, bo dwa dni temu pamiętam jak wyrzucałem puszkę i kosz tu kurwa był. - Cały czas był zdezorientowany.

bITCHWhere stories live. Discover now