Rozdział 1 - Tęsknota

26 1 2
                                    

Theodore Black stanął przed drzwiami do pokoju swojej najlepszej przyjaciółki i przez chwilę się zawahał. Przez myśl przeszły mu wszystkie obelgi, jakie mogłaby skierować w jego stronę panna Wood, która – będąc niesamowicie wściekła – stanowiła tykającą bombę zegarową. Dziewczyna mogła się jeszcze nie uspokoić po swojej niedawnej kłótni z Abraxasem, przez co mogło oberwać się Theodorowi, ale z drugiej strony – jako jej przyjaciel powinien ją uspokoić.

 Odetchnął głęboko, po czym delikatnie nacisnął na klamkę. Eleanor stała przy oknie. Nie odwróciła się na dźwięk otwieranych drzwi, doskonale zdając sobie sprawę, że istniała tylko jedna osoba, która mogłaby przyjść do niej kiedy dziewczyna była zdenerwowana czy smutna.

- Przyszedłeś usprawiedliwiać tego bezmózga? – zapytała chłodno, kiedy zamknął drzwi. 

Theodor westchnął i usiadł na łóżku. Przez chwilę bawił się frędzlami przy poduszce, intensywnie zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Abraxas miał trochę racji, Nellie. – Odwróciła się ku niemu, mierząc go lodowatym spojrzeniem. Na jej policzkach nadal widniały rumieńce, znak, że była wściekła. Theodor znał ją na pamięć. – Jesteśmy zamieszani w coś, w czym najprawdopodobniej nie będziesz mogła uczestniczyć, a my nie możemy powiedzieć ci, w czym. To tajemnica.

- Bo jestem kobietą, Theodorze? To znaczy, że moje delikatne, wrażliwe serduszko nie zniosłoby złych rzeczy, które planujecie albo robicie? – Każde słowo niemal wypluwała. Nie zbliżyła się do niego nawet o cal, ale nie musiała – jej magia wirowała, czuł ją.

- To znaczy, Eleanor, że staliśmy się częścią grupy, a jej założyciel nie akceptuje w niej roli kobiety. Nie mam w tym temacie niczego do powiedzenia, to nie ja decyduję, ani tym bardziej Abraxas. Tym razem nie chciał zrobić ci na złość. Powiedział prawdę – bolesną, ale prawdę. 

Założyła ręce, nieświadomie uwydatniając biust. Theodore wiedział, że nie powinien się na nią gapić, ale jednak to robił. Pochłaniał ją wzrokiem, lecz była tak zaaferowana jego słowami, że niczego nie zauważyła.

- Któż więc, mój drogi, jest założycielem owej grupy? Nie odpowiedział. Wstał z łóżka i zbliżył się do niej. Kolorowe tęczówki spoglądały na niego z wyrzutem i złością. Była niższa, ale niewiele. Pachniała bzem.

- Myślisz, że cokolwiek jest dla mnie ważniejsze, niż ty, Eleanor? – zapytał, całkowicie zbijając ją z tropu. Uniosła brwi w geście zaskoczenia.

- Mam nadzieję, że nie – szepnęła, przygryzając wargę.

Theodore musiał się odsunąć, jeśli nie chciał niczego zepsuć. Eleanor nienawidziła, kiedy dotykano ją bez wyraźnego przyzwolenia, a on miał ogromną ochotę ją pocałować. 

Jest tylko twoją przyjaciółką, pomyślał. To jej magia na ciebie działa.

- Uspokój geny Morgany, bo zaraz się na ciebie rzucę – zażartował, próbując rozładować atmosferę. Kąciki ust Eleanor uniosły się ku górze i już wiedział, że się udało.

- Morgana na pewno nie ma niczego wspólnego z twoją nadpobudliwością, Black.

A jeśli faktycznie nie miała i był tylko zakochanym głupcem?

- Przyznaję, że zazdroszczę ci tak potężnej czarownicy w rodzie. To trochę jakby być praprawnukiem Merlina! – Theodore szybko zmienił temat.

- Może i lepiej, że nie masz nikogo takiego. Już widzę, co robiłaby żeńska część Hogwartu na twój widok. – Dziewczyna ostentacyjnie wzdrygnęła się na tę myśl.

Panna Wood | Tom RiddleWhere stories live. Discover now