Rozdział 2 - Nie wchodź mi w drogę

12 0 0
                                    

 Pierwszy dzień zajęć powitał uczniów ponurą jesienną aurą. Eleanor nie miała ochoty ruszać się z ciepłego łóżka, ale postanowiła nie podpadać nauczycielom już na samym początku roku. Nie czekając na pozostałe współlokatorki zeszła w przykrótkiej piżamie do Wielkiej Sali, marząc o wypiciu soku dyniowego. Powitał ją gwar, od którego bolała głowa. Pochmurne niebo za oknem znalazło swoje odzwierciedlenie na sklepieniu, które co jakiś czas przeszywała błyskawica.

- Wyglądasz tak, jakby Merlina traktowali przez wiele godzin Crucio, potem zabili, a następnie wskrzesili. – Powitał ją Theo, widząc jej brązowe włosy pozostawione w nieładzie, lekkie cienie pod oczami i niedbały strój.

- Zimno tutaj, daj mi swoją szatę – mruknęła Eleanor w odpowiedzi, nakładając sobie jajecznicy i kilka tostów. Była wściekle głodna. Zbliża mi się okres, pomyślała z odrazą.

- Mogę cię przytulić, mój promyczku – zaśmiał się chłopak, niezdarnie próbując ją objąć. Wood jednak wykonała unik, przez co część jej włosów wylądowała w soku dyniowym. Spojrzała z chęcią mordu na Blacka i wymamrotała:

- Nienawidzę cię, Theo.

Brunet nic sobie nie robił z jej ponurego wzroku. Ostatni raz spojrzał na odkryte uda dziewczyny, po czym szarmancko okrył ją swoją szatą. Eleanor poczuła zapach jego perfum, które bardzo jej się podobały, jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. Miała w zwyczaju robić przytyki, nie zaś prawić komplementy.

- Gdzie Malfoy i Nott? – zapytała, rozglądając się dookoła.

Uczniów przybywało. Przy stole Gryfonów co chwila ktoś wybuchał śmiechem – Wood była ciekawa, co ich tak bawi w pierwszy dzień szkoły, zwłaszcza tak pochmurny. Uważała większość uczniów Gryffindoru za napuszonych tępaków, którym brakuje sprytu. Kilkoro z nich chciało się umówić na randkę – cudownie było ich spławić. Krukoni siedzieli raczej spokojnie i dostojnie, zaś Puchoni dyskutowali o czymś z przejęciem. Eleanor chyba najmniej lubiła tych ostatnich. Byli mili, skorzy do pomocy, ale cholernie niezdarni i raczej niezbyt bystrzy. Według jej ideologii, większość z nich powinna służyć bardziej utalentowanym czarodziejom. Dziewczyna dziwiła się, czemu w ogóle znaleźli się w Hogwarcie.

- Abraxas ma swoje sprawy do załatwienia, a Charles – z tego, co widziałem - rozmawiał z Cynthią.

- Malfoy ma sprawy, w które nie jesteś zamieszany? Aż dziwne – odpowiedziała Wood. – A Nott nie ma szans u młodej Foster. Jest zbyt brzydki i za mało bogaty.

- Ale z ciebie jędza, Eleanor. A co z charakterem? – Do rozmowy przyłączyła się Beatrice, siadając obok Blacka i poprawiając swoje idealne czarne włosy. Biust wylewał jej się spod szaty, a pełne usta układały się w uśmiechnięty dziubek. Eleanor miała ochotę się skrzywić, ale ze wszystkich Ślizgonek to właśnie z Davies warto było utrzymywać kontakt, więc się powstrzymała.

- Nie mów mi, Beatrice, że poleciałabyś na Charlesa. – Szatynka przywołała na twarz pobłażliwy uśmiech.

- W moim sercu jest miejsce tylko dla Riddle'a – westchnęła na to Davies i zabrała się za jedzenie. Ta prosta odpowiedź przypomniała Eleanor o obmyśleniu planu, który pozwoliłby jej dowiedzieć się, kto jest przywódcą tajemniczego stowarzyszenia.

- Tom raczej nie jest zainteresowany, Beatrice – odpowiedział brunetce Theo.

- Mną każdy jest zainteresowany, Black.

Theodor chciał jej coś odpowiedzieć, ale pojawił się Slughorn z planem lekcji w dłoni. Wood czekały dzisiaj eliksiry, dwie godziny zaklęć, zielarstwo i obrona przed czarną magią. Nie było tak źle, jak się spodziewała – mało lekcji z Gryfonami, sporo z Krukonami. Black za to jęczał wniebogłosy, narzekając na transmutację i magiczne runy.

Panna Wood | Tom RiddleWhere stories live. Discover now