Rozdział 1

648 27 23
                                    

- Nie pozwolę się więcej krzywdzić, nie pozwolę się więcej krzywdzić - powtarzam to sobie, jak mantrę, kołysząc się na boki, kiedy John wychodzi z domu do pracy. - Już nigdy więcej mnie nie dotknie. - Jednak wiem, że to nie prawda.

Nie mam dokąd uciec, nikt mi nie pomoże, bo każdy myśli, że John to idealny dla mnie facet, że złapałam Pana Boga za nogi i powinnam być wdzięczna losowi, że postawił go na mojej drodze, ale tak nie jest i nikt nie ma pojęcia, co z niego za potwór. Szanowany pan policjant, dobrze wykonywujący swoją pracę, do tego jest przystojny i idealny. Właśnie dlatego zwróciłam na niego uwagę w pierwszej kolejności. Był szarmancki, uczynny, pomocny, miły i kochający, ale teraz wiem, że to wszystko było tylko pod publiczkę. Zakochałam się w nim bez pamięci, ale teraz żałuję, że w ogóle wyjechałam z Poznania. Gdybym tylko wiedziała, jak się moje życie tu potoczy, to nigdy nie opuściłabym rodzinnego miasteczka. John się nade mną znęca, zabrał mi paszport i praktycznie non stop przetrzymuje w domu, jedynie pozwalając wyjść do pobliskiego marketu. Odebrał mi nawet możliwość pracy, a robiłam to, co kocham najbardziej, czyli pracowałam jako przedszkolanka. Wiem, że dzisiaj będzie powtórka z rozrywki, jak tylko wróci do domu. Wyładuje na mnie swoją frustrację za pomocą brutalnego seksu i kilku ciosów pomiędzy współżyciem. Kiedyś się jeszcze broniłam, ale to nie ma najmniejszego sensu. Jest ode mnie silniejszy i przede wszystkim, jako policjant może mnie bez problemu wsadzić za kratki, wymyślając jakąś historyjkę, dlatego znoszę wszystko to, co mi zgotował los. Psychicznie powoli już nie wyrabiam, ale muszę być dzielna, bo wierzę, że kiedyś jakiś rycerz na białym koniu, przyjdzie mi z odsieczą i uwolni mnie z rąk tej bestii.

Sprzątam dom i gotuję obiad, bo mój oprawca codziennie dokładnie wszystko sprawdza, jeśli coś mu się nie spodoba, to mnie ukarze. Kary w jego wykonaniu są okropne. Na samą myśl robi mi się niedobrze. Kiedy wszystko jest już gotowe, słyszę znajomy warkot silnika i wiem, że to on właśnie skończył swoją służbę. Czasami miewa dobre dni i mam nadzieję, że dzisiaj też taki będzie. Myliłam się. Jest wściekły i trzaska drzwiami. Patrzy na mnie i od razu rzuca:

- Rozbieraj się!

- Ale John, kolacja jest na stole - próbuję odwrócić jego uwagę, bo się boję.

- Powiedziałem kurwa rozbieraj się suko - ryczy wściekły i idzie w moją stronę. - Nie będę się więcej powtarzał.

Wali mnie z otwartej dłoni w twarz, aż mi głowa odskakuje. Czuję w kąciku ust posmak krwi i wiem, że właśnie mi rozciął wargę, chory pojeb. Zdziera ze mnie ubranie i odwraca tyłem do siebie. Skuwa moje nadgarstki kajdankami i wpycha mi ścierkę do buzi, żebym za głośno nie krzyczała, bo co pomyślą sąsiedzi. On nie jest głupi i wie, w jakich miejscach mnie bić, żeby nie było widać siniaków, ale dzisiaj go poniosło. Słyszę, że zwala z nóg swoje ciężkie buciory i rzuca mundur obok. Teraz nastąpi najgorsze. Podchodzi do mnie i łapie mnie za pupę. Rozszerza moje pośladki i pluje na odbyt, po czym praktycznie na sucho wdziera się do środka. Krzyczę przeraźliwie, bo to tak okropnie boli. Czuję, że rozrywa mnie od wewnątrz, ale nie przestaje pompować, a ja prawię, mdleję z bólu. Dzisiaj jest o wiele brutalniejszy niż zwykle. Wali mnie z całej siły w pośladek, a ja krzyczę jeszcze bardziej, aczkolwiek z mojego gardła wydobywa się stłumiony dźwięk przez ścierkę, którą są zatkane moje usta. Wychodzi ze mnie i odwraca na plecy, po czym wdziera się w moją waginę z taką siłą, że mam uczucie, jakby mnie ktoś nabijał na rozżarzony pal. Przez łzy nic nie widzę, ale Johna w ogóle nie obchodzi, że robi mi okropną krzywdę. Pompuje z taką siłą, że aż sofa się przesuwa po podłodze. Ściska z całej siły moje piersi, ale ja właśnie w tej chwili wyłączyłam swój umysł i wyglądam, jak szmaciana lalka, która została sponiewierana. Kiedy dochodzi, rozkuwa moje zbolałe nadgarstki, rzuca moje, prawie że bezwładne ciało na podłogę i się oddala. Da mi dokładnie sześćdziesiąt minut, żebym doszła do siebie i ten sam koszmar zacznie się od nowa. Chciałabym umrzeć albo zasnąć i się nigdy nie obudzić.

Wstaję i powoli człapię do sypialni, wlokąc nogi jedna za drugą. Moje całe ciało jest obolałe i pali żywym ogniem. Zastanawiam się, czy ten koszmar się kiedyś skończy? Boże, czy ktoś mnie uratuje z rąk tego potwora i tego cholernego koszmaru, który się rozgrywa, niemalże codziennie? Wiele razy myślałam o samobójstwie, ale jestem zbyt słaba, żeby podjąć taki krok. Nienawidzę siebie za to, że pozwalam, aby John tak się nade mną znęcał. Ale co mam zrobić? Jak temu zapobiec? On nie jest zdrowym człowiekiem. Ewidentnie ma jakiś  problem ze sobą. Jest bestią w ludzkiej skórze. Kiedy docieram do sypialni, od razu kładę się do łóżka, żeby przygotować się mentalnie na to, co za niedługi czas nastąpi, ale czy na takie coś w ogóle się można przygotować?

***

Dokładnie po godzinie John wraca do sypialni. Widzę w jego dłoni skórzany pas i aż się krzywię na ten widok, bo wiem, po co go przyniósł i co mi nim zrobi. Modlę się do Boga, żebym to przetrwała, bo John jest dzisiaj naprawdę wściekły i jak zwykle tę złość wyładuje na mnie. Podchodzi do łóżka i szarpie za kołdrę.

- Wstawaj suko, ale już – syczy przepełnionym groźbą głosem.

Podnoszę się powoli, ale to mu się zdecydowanie nie podoba i łapie mnie mocno za włosy, ciągnąc i po drodze wyrywając mi kilka kłaków. Momentalnie łzy pojawiają się w kącikach moich oczu z tak okropnego bólu, ale staram się je powstrzymać, ile się da.

- John, proszę, to boli. Nie rób mi krzywdy. Błagam cię na litość boską.

Płaszczę się przed nim, ale wiem, że on i tak się nie ugnie.

- Zamknij ryj – rzuca moim zmaltretowanym ciałem o podłogę, a ja uderzam głową o wystającą nogę łóżka.

Mam mroczki przed oczami i od razu robi mi się słabo. Leżę jak kukła i nie jestem się w stanie podnieść i to bardzo duży błąd. John łapie moje na wpółżywe ciało i agresywnie podciąga je do góry. Nie jestem już w stanie powstrzymywać dłużej łez i zaczynam głośno szlochać.

- Radzę ci, żebyś się zamknęła, bo poniesiesz tego konsekwencje i jeszcze bardziej cię ukarzę. Nie prowokuj mnie bardziej dziwko! – krzyczy mi prosto w twarz i wymierza siarczysty policzek.

Zapiekło.

Zabolało.

Na pewno będę jutro miała na twarzy ogromnego siniaka.

- John, nie rób tego. Dlaczego tak się zmieniłeś? Mówiłeś, że mnie kochasz, a mnie krzywdzisz. Czy ty tego nie widzisz? – pytam, bo już opadam z sił. – Po prostu mnie zabij, bo ja mam takiego życia dosyć, rozumiesz?

Moja głupota nie zna granic. Sama stawiam na sobie krzyżyk, bo wiem, że tym wyznaniem go tylko jeszcze bardziej rozsierdziłam. Podchodzi do mnie wolnym krokiem jak lew do swojej zdobyczy i znienacka łapie mnie za gardło. Ściska mocno, odcinając mi dopływ potrzebnego do życia tlenu. Próbuję złapać, choć odrobinkę powietrza, ale wtedy jego dłoń zaciska się coraz bardziej. Klepię go w dłoń odruchowo, żeby przestał, ale ten drań mi się tylko śmieje w twarz. Widok ten przyprawia mnie o dreszcze. Czuję, że się duszę i zaraz będzie po wszystkim. Jeszcze tylko chwila i mój marny żywot dobiegnie końca. Nagle John luzuje trochę uścisk i kiedy nabieram duży haust powietrza, ten diabeł na nowo ściska moje gardło tym razem mocniej. Powoli odpływam i po chwili zapadam się w ciemność.

Toksyczna miłość/ Zostanie wydane nakładem Wydawnictwa WasPos <3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz