2

169 15 44
                                    

*Lara's POV*

Tydzień minął jak z bicza strzelił. Ten okres oczekiwania na rozwój akcji przysporzył nam wielu nerwów. Miałyśmy nawet momenty, że żałowałyśmy prośby skierowanej do naszych ojców i karciłyśmy się za zmarnowanie naszego życia w tak młodym wieku. Ryzyko niepowodzenia w końcu było ogromne. 

Ustalona godzina 22:00 zbliżała się nieubłaganie, a po chłopakach ani śladu. Znajdowałyśmy się z Norą w salonie i czekałyśmy na nich, siedząc jak na szpilkach. Biały siedział na fotelu obok będąc w stałej łączności z ludźmi przed domem, którzy wypatrywali piątki naszych "porwanych". Zaczęłam się mocno denerwować. 

- To zupełnie nie tak miało wyglądać Nora. Cały plan diabli wzięli. Przez tych idiotów, jeszcze skończymy w pace. Dlaczego my się za to w ogóle zabrałyśmy? - westchnęłam i spojrzałam na moją wspólniczkę, która w tym czasie grzebała coś w swoim nowym telefonie. 

Nasi ojcowie byli bogaci. Na sprzedaży narkotyków, nielegalnej broni czy organizowaniu wyścigów z przyjmowaniem zakładów zbijało się dużo brudnych pieniędzy, nie dało się tego ukryć. Każda nasza zachcianka była spełniana w mgnieniu oka, szczególnie gdy polegała tylko na kupieniu jakiegoś sprzętu, więc wszystkie nowinki techniczne dostawałyśmy w dniu premiery albo zaraz po. Myślę, że w ten sposób chcieli nam wynagrodzić brak prawdziwej kochającej się rodziny. 

Nie miałyśmy co narzekać, ja i Nora miałyśmy siebie nawzajem i ludzi z mafii, których po tylu latach traktowałyśmy jak najbliższych. To oni byli zawsze obok i można było na nich polegać. Może byli przestępcami ale większość z nich była w stanie poświęcić dla nas wiele i vice versa, co liczyło się najbardziej. 

Spojrzałam na minimalistyczny zegarek wiszący na ścianie, którego wskazówki szybciej lub wolniej zmieniały swoje położenie. Zostało 10 minut, żeby wszystko stało się jasne. Zresztą jeśli mieliby się nie stawić i przy tym poinformować policję, pojawiłaby się ona tu wcześniej nie teraz, gdy wszyscy są gotowi. 

Chyba że wydział kryminalny przygotował już na nas specjalną zasadzkę. Sprytny plan, dzięki któremu bez żadnych problemów zostałybyśmy aresztowane, szczególnie że aktywność fizyczna nie była dobrą stroną Nory, ani moją, więc prędzej nawet pojmaliby nas dwie, niż resztę z członków gangu.

- Lara, jeden z nich właśnie się pojawił. Mam po niego iść sam? - zapytał Biały, poprawiając słuchawkę w uchu. 

Wydałam mu szybko polecenie a on podniósł się z mebla, poprawiając skórzaną kurtkę mocno przylegającą do jego szerokich umięśnionych ramion i sprawnie je wykonał. Chwilę później w tej samej jadalni, co tydzień temu, siedział wokalista zespołu. Wystraszony patrzył to na mnie, to na Norę, widocznie nie spodziewał się tego, że dotrze do nas pierwszy. Biały w tym czasie poszedł odnieść jego walizkę na górę. 

 - Gdzie reszta? - zapytała Nora wpatrując się w blondyna morderczym wzrokiem, dosłownie wbijając go bardziej w drewniane krzesło.

- J-ja nie wiem, powinni tu zaraz być. Chyba pakowali instrumenty... - zaczął się jąkać.

- Kurwa, nie dość, że jedna z tych waszych marionetek dzwoni do mnie w środku nocy z instrukcją, że mamy zabrać wszystko ze studia, to jeszcze do mnie teraz sapie! - usłyszałyśmy głos chłopaka, który po chwili wyłonił się zza ściany, wyrywając się jednemu z facetów chroniących naszą posesję przed niechcianymi gośćmi

- Oj Kondziu... Mówiłam Ci już przecież, że musisz się nas słuchać, bo nie będzie fajnie - Nora podeszła i wbiła lekko paznokieć w jego klatkę piersiową. - Te nasze, jak ty to mówisz, marionetki robią wszystko, co im każemy więc radzę ci jednak uważać na słowa - na jej twarz wkradł się złośliwych uśmiech, kiedy przejechała nim również po jego żuchwie. 

Do szpiku kości |FeliversWhere stories live. Discover now