👻Sekcio One👻

81 5 4
                                    

W otaczającym białym mnie pokoju można było usłyszeć przez chwilę mój cichy i ochrypły kaszel. Odbijał się pustym i dźwięcznym echem po ścianach, by w końcu w którymś momencie całkowicie zaniknąć i pozostawić mnie powtórnie samemu sobie. Siedziałem zamknięty pośród czterech ścian, których kolor tak dobrze znałem i widziałem niemalże na każdym kroku mojego pobytu w tym pustkowiu. Z początku nie wiedziałem, że moja "gościna" tutaj może aż tyle zająć, miałem tutaj pobyć dosłownie przez chwilę, a ci którzy mnie tutaj więzią nawet nie zorientowali by się, kiedy im znikłem. 

Sprawy jednak przybrały kompletnie innego obrotu zdarzeń, aniżeli się spodziewałem. 

Zatem siedziałem. Siedziałem i zastanawiałem się nad samym sobą, a jednocześnie w międzyczasie spoglądałem i grzebałem w swoich własnych myślach, by odciągnąć się od tego wszystkiego. Widziałem własnymi oczami jak pomiędzy moimi wspomnieniami znajduję się kilka takich, o których wolałbym zapomnieć, a nawet je kompletnie wymazać. 

Zepsuć.

Zniszczyć.

Zabić.

Jednak taka chwila nigdy nie nadeszła, a ja sam dobrze też wiedziałem, że tylko się głupio łudzę, że będzie inaczej. Jednak lubiłem trwać w tym małym kłamstwie. Sprawiało ono bowiem, że wierzyłem w to, że w końcu kiedyś zobaczę ponownie światło dzienne. Oprócz niego moim marzeniem ponownie było zobaczyć gwiazdy, które kiedyś tak bardzo kochałem.

Nadal je kocham.  

Tymczasem ja siedzę, sam pośrodku tych czterech białych ścian i rozmyślam. Rozmyślam nad wszystkim i niczym, nie zdając sobie sprawy z tego, że może być już za późno.

---

Nie zdając sobie sprawy z tego nawet kiedy, otworzyłem oczy. Straciłem kompletnie poczucie czasu, kiedy to już wstałem, było to jakieś dziesięć, pięć, piętnaście minut temu? Nie wiem, ale też nie chcę zaprzątać sobie głowy takimi błahymi rzeczami. Przetarłem po woli powieki, które jakby nadal mi mówiły i namawiały mnie do dalszego oddania się w objęcia Morfeusza, jednak na przeciw samemu sobie, podniosłem się i spojrzałem na swój własny pokój. 

Kiedy się tutaj przeprowadzałem, denerwowała mnie biel ścian. Kobieta, która wynajęła mi dom, w którym aktualnie wiodłem swój żywot, była staruszką w podeszłym wieku, która mieszkała w dość zapyziałej kanciapie, z czterema pokojami i wiecznie zakurzonym strychem. Zdecydowała się na zapewne na dzierżawę mi tego lokum, tylko dlatego, że mój rywal, miał dosyć ekstrawagancki wystrój i ubierał się jak totalny gbur.

Mimo wszystko nie miałem na co narzekać. Staruszka, która zgaduję, że pamiętała czasy wojny tylko na pierwszy rzut oka zdawała się nie różnić niczym innych od typowych pań, w podobnym do jej wieku. Okazało się, że była naprawdę miła osobą, która raz na kilka tygodni odwiedzała to zapyziałe miejsce, by zapytać się jak tam leci u jego "ulubionego wnusia", by zapytać się czy wszystko u niego w porządku i czy przypadkiem nie występują jakieś komplikacje w mieszkaniu, o które powinna zadbać. 

Właśnie tak też, spędziłem w tym miejscu cztery miesiące, a niedługo wybiję też piąty, co oznaczało, że znowu będę musiał się ponownie spakować i poszukać jakiegoś miejsca, w którym na pewno cywilizacja mnie nie znajdzie. 

- O to pomartwimy się później... - Wymamrotałem sam do siebie, po czym wstałem i podniosłem się z mojego łóżka, by po chwili później, przy próbie wstania uderzyć w żyrandol. - Cholera... - Jęknąłem, gdy poczułem jak miejsce gdzie się uderzyłem się odznacza, by po chwili później napuchnąć i zapewne zaczerwienić się. - Będzie z tego siniak. - Odetchnąłem i tym razem wymijając znienawidzony przeze mnie przedmiot w tym lokum, skierowałem się do szafy, by sięgnąć jakieś ubrania na dzisiejszy dzień i jakoś go rozpocząć.

Experiment 049 |DPxCP|Where stories live. Discover now