Rozdział 14

3.9K 310 117
                                    

Ron szedł korytarzem, jednocześnie przeklinając pod nosem. Miał dość dzisiejszego dnia. Zarówno Hermiona, jak i jego siostra miały dziś gorszy dzień i odbijali to sobie na nim. Skoro przerwa zimowa powoli się kończyła, rudowłosy chciał od swojej dziewczyny trochę pomocy w zadaniach. Nie zamierzał znowu utknąć z całym stosem wypracowań, w ostatni dzień. Ale brunetka tylko prychnęła i poszła się ukryć do swojego dormitorium. Za to Ginny po prostu ukarała go jednym z tych okropnych, swędzących zaklęć. Za co? A za to, że zwrócił jej uwagę, że migdali się ze swoim chłopakiem na środku dormitorium. Mogli mieć przecież choć trochę wstydu, a nie wciskać sobie języki do gardła przed wszystkimi. A teraz jeszcze dyrektor wysłał mu notkę, że ma poszukać Liliana, bo ten ostatnio nie pojawiał się na posiłkach.

- Cholerny Snape, wszystko kręci się wokół niego... - mruczał pod nosem rudzielec.

Od niego zaczęły się wszystkie problemy. Pojawił się nowy w szkole i od razu zaprzyjaźnił się z tymi obrzydliwymi wężami. Nawet jego siostra śliniła się przez moment na jego widok, dopóki czarnowłosy nie ogłosił przy całej sali, że jest gejem. I nagle cała jego rodzina, wraz z dyrektorem, chcą połączyć jednego z jego braci z mniejszą wersją oślizgłego drania. Przecież wiadomo, że to się nigdy dobrze nie skończy. W ogóle nie wynikłoby z tego nic dobrego, a jeden z nich miałby za teścia Nietoperza z Lochów. Wszystkie święta, urodziny czy inne imprezy zrujnowane, bo przecież nie wypada nie zaprosić partnerów rodzeństwa, nieważne jak bardzo zniszczy to atmosferę. To po prostu będzie okropne.

A teraz utknął, szukając tego węża po całej szkole. Był już wszędzie i zostały mu już tylko wilgotne lochy. Nienawidził, każdej sekundy przebywania w tych zimnych korytarzach, zwłaszcza że wszyscy ślizgoni, których mijał, patrzyli na niego z góry. Jeszcze kiedyś im pokarze, ale na razie musiał wykonać swoje zadanie. Więc dalej szedł, szukając Snape'a. Oślizgłego, podłego, zdradzieckiego małego gada, który rozwalał mu rodzinę. Wredny, okropny...

- I jeszcze pedał! - Z irytacji kopnął w ścianę.

- A dlaczego tak ci to przeszkadza? - Zapytał ktoś.

Lekko przestraszony Ron szybko odwrócił się w stronę głosu. Za nim ścianę stał oparty Zabini... Blade? Bloise? Imię nie było ważne, to był jeden z przydupasów Malfoy'a, więc pewnie był tak samo zły, jak fretka.

- A co cię to obchodzi?! - Weasley odwarknął w odpowiedzi.

Ślizgon wzruszył ramionami.

- Zwykła ciekawość.

Rudowłosy wiedział, że drugi gra z nim i najprawdopodobniej chce się tylko pośmiać. Ale Ron niestety musiał coś odpowiedzieć, ponieważ nie był dziś w nastroju na bójki, a Zabini blokował drogę, którą przyszedł. Wstyd się do tego przyznać, ale szesnastolatek rzadko zapuszczał się do lochów i nawet po sześciu latach w Hogwarcie nadal istniała szansa, że zgubi się w tej części szkoły. Musiał więc jakoś odzyskać swoją drogę powrotną.

- To naturalne, dziwne... to po prostu złe! - Powiedział Ron z wypiekami na twarzy.

Brunet wyglądał, jakby zastanawiał się nad tym, co usłyszał.

- Więc uważasz, że złe jest bycie z kimś, kogo się kocha. Że szukanie szczęścia w związku, jeśli nie jest on normalny, nie powinno mieć miejsca, albo, że jeśli ktoś odstaje od innych, powinien po prostu ukryć to w sobie i nie pokazywać, nawet jeśli robi to wbrew sobie?

Jeśli tak to przedstawić to, co powiedział Ron, wydawało się okropne, ale oślizgły dupek tylko próbował nim manipulować. Jego matka ciągle mu powtarzała, że ma znaleźć sobie miłą dziewczynę i ułożyć sobie życie, że ma nie robić, żadnych dziwnych rzeczy. Przecież dorośli się nie mylili. Mieli w końcu więcej lat doświadczenia i wiedzieli więcej.

- A powiedz... - Ron drgnął, gdy głos zabrzmiał tuż obok niego.

Nawet nie wiedział, kiedy Blaise znalazł się tak blisko niego.

- ...jeśli homoseksualna miłość jest zła, to jak nazwiesz próbę morderstwa? - Najpierw zmieszanie, po chwili strach zalały Weasley'a, gdy w końcu zrozumiał, do czego odnosi się pytanie. - Jak nazwiesz kogoś, kto dla zwykłej wygranej w meczu jest w stanie, niemal zabić człowieka, byle by wygrać. Jak nazwiesz kogoś takiego? Potworem? Bestią? A może masz na to jakieś usprawiedliwienie? Wiem, że to ty zepchnąłeś mnie z tamtych schodów.

Rudzielec otwarł usta, ale nie wypowiedział żadnych słów. Nie wiedział, co powiedzieć. Myślał, że nikt się nie domyśli i, że od upadku ślizgon zapomniał. Jeśli tak nie było, to dlaczego wywlekał to dopiero teraz?

- To dlaczego nie poszedłeś z tym do profesorów?

Brunet spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- Wy gryfoni naprawdę jesteście tępi.

Ron chciał się sprzeciwiać obrażaniu jego domu, ale wtedy został... pocałowany? Raczej brutalnie popchnięto go na ścianę, a do jego ust zostały przyciśnięte obce wargi. Próbował się przez chwilę wyrwać, ale jego ręce zostały złapane i unieruchomione po bokach. Tak więc pozostawał na łasce ślizgona i jedno, co musiał przyznać to, że brunet wiedział jak używać swoich ust. Całe to doświadczenie było nieziemskie.

Z Hermioną był od niemal dwóch lat, a nigdy czegoś takiego nie robili. Mówiła, że takie coś jest nieodpowiednie, że powinni poczekać do ślubu. To ona zawsze była tą mądrzejszą i Ron ją podziwiał, bo była taka mądra. Ale teraz, doświadczając tego... Merlinie! Gdyby go teraz zobaczyła, najpewniej ukarałaby go jakąś okropną klątwą. Wszystkie myśli wyleciały przez okno, gdy kolano otarło się o jego pachwinę. Aż jęknął z wrażenia. Nawet nie wiedział, kiedy jego ręce zostały uwolnione, ale gdy się zorientował, od razu sięgnął nimi, aby dotykać drugiego. Jeździł po twardej klatce piersiowej, ramionach, tylko po to, by na koniec spleść ręce za szyją drugiego i przyciągnąć go bliżej.

Cholera.

Musieli niestety oderwać się od siebie, gdy zaczęło im brakować powietrza. Stali blisko siebie patrząc sobie w oczy i niemal oddychając tym samym powietrzem. Ron próbował spojrzeć obiektywnie na ślizgona. Podobały mu się krótkie włosy, szeroka i płaska klatka piersiowa i umięśniona od Quidditcha ramiona. Nawet to, że został teraz szorstko potraktowany, wpłynęło na niego. Bardzo wyraźnie czuł przecież wybrzuszenie w swoich spodniach.

Wtedy do niego dotarło. Melinie...

Był pedałem.

---

Bo niektórych rozdziałów nie należy łączyć z innymi XD

Z 400 słów powstało 1000 słów

W uścisku węża - Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz