- Słucham, co o tym myślisz? - spytałam po tym, jak streściłam Erice wydarzenia dzisiejszego dnia. Siedziałam w moim pokoju przy biurku, próbując skleić kubek za pomocą SuperGlue. W końcu wydałam na niego pieniądze. Nie swoje, ale jednak.
- Penny, czy ty jesteś normalna?! Trzeba było mu w ogóle nie otwierać. I nie kraść pieniędzy! Co cię opętało?
Westchnęłam, słysząc spanikowany głos przyjaciółki.
- Wiem, że przesadziłam, ale wkurzył mnie.
- To żadne wytłumaczenie. Mogłaś trochę pomyśleć - fuknęła z wyrzutem.
- Zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Dlatego właśnie wymyśliłam plan. Zabunkruję się w domu i do końca wakacji z niego nie wyjdę. Tak będzie najlepiej dla mnie i dla reszty społeczeństwa.
- O, nie, nie ma mowy - niemal widziałam, jak kręci głową. - Po jutrze przyjeżdża moja kuzynka. Idziemy na imprezę, a ty razem z nami.
- Czego nie rozumiesz w zdaniu: „zabunkruję się w domu"? Zresztą sekundę temu byłaś na mnie wściekła.
- Nadal jestem, ale chcę dla ciebie dobrze. Moim zdaniem lepiej byłoby pójść na imprezę, żeby spędzić fajnie czas w zajebistym towarzystwie, a nie zadręczać się, gnijąc w łóżku.
Cóż, prawdę mówiąc, zapewne właśnie to bym robiła. Już pod koniec roku szkolnego moja egzystencja zmniejszyła swoją produktywność do minimum. Energia mnie opuściła i snułam się po domu z kąta w kąt.
- A jak on tam będzie? - po chwili ciszy wyraziłam swoją największą obawę.
- Myślę, że ma teraz inne rzeczy na głowie. Może nawet się ciebie boi? Ja bym się bała.
- Wątpię - stwierdziłam. Zrezygnowana, odstawiłam kubek, który wyglądał teraz jeszcze gorzej.
- Dawaj, jestem pewna, że to by ci poprawiło humor. Przestaniesz myśleć o tym wszystkim. O studiach, o Louise. W końcu, ile można?
- Niby tak - przyznałam. - Może to ewentualnie byłby jakiś sposób.
- O, tak słyszę, że masz ochotę na imprezę! Więc..?
- No już dobra - uległam. - Tylko...
- Ha, widzisz, ja zawsze mam rację! Jestem po ciebie w piątek o dwudziestej. A teraz kończę, bo muszę lecieć do pracy. Spróbuj się w nic nie wpakować w ciągu następnych dwóch dni.
- Pewnie - mruknęłam, zanim się rozłączyła.
Erica opiekowała się dziećmi rodziny, u której kiedyś pracowałam. Zrezygnowałam, żeby mieć więcej czasu na naukę, która szła mi teraz jak krew z nosa. Na niczym nie mogłam skupić uwagi. Oprócz Netflixa, ewentualnie pieczenia.
Wtedy mnie olśniło. Miałam przecież teraz mnóstwo składników!
Szybko wstałam z krzesła i zbiegłam na dół. W kuchni natknęłam się na tatę, który wyjadał ciastka o smaku masła orzechowego.
- Skąd ty wzięłaś tyle jedzenia? - spytał z pełną buzią. Był już ubrany do pracy, a na stole stała jego torba.
- Idziesz na popołudniową zmianę? - szybko zmieniłam temat. - Myślałam, że masz dzisiaj wolne.
- Jeden pielęgniarz zachorował i muszę go zastąpić - powiedział, strzepując ręce z okruszków. Podszedł do mnie i mocno przytulił. - Jutro spędzimy razem trochę czasu. Apropo, jak poszło dzisiaj z tym chłopakiem? - spytał.
Odsunęłam się od niego, próbując ukryć zmieszanie.
- Całkiem w porządku.
- Wydaje się być miły. No, może trochę nieogarnięty. Pasowalibyście do siebie - stwierdził z uśmiechem. - Ale mam nadzieję, że to ci nie przysłoni nauki - dodał już poważniej. - Ciężko pracowałaś i jesteś już na ostatnie prostej. Wiem, że są wakacje, ale dobrze, żebyś to jakoś produktywnie wykorzystała.
- Louis nie jest w moim typie, tato. A poza tym, to nie masz się czym martwić.
- Moja mądra dziewczynka - powiedział, całując mnie w czoło. - Cieszę się, że wiesz, czego chcesz. W przeciwieństwie do... - zawiesił na chwilę głos, po czym odchrząknął. - Właśnie. Myślałaś może o tym, żeby...
- Tato, błagam - jęknęłam. - Rozmawialiśmy już o tym. Nawet niewiadomo, czy jest aktualny.
- Powinnaś chociaż spróbować. Tak byłoby fair.
- Nie będę fair w stosunku do kogoś, kto nigdy nie był taki dla mnie - powiedziałam stanowczo. - Skończmy o tym gadać.
- Obiecaj, że chociaż się zastanowisz - popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
- Tak - znowu skłamałam. - Obiecuję.
Popatrzył na mnie czule, wziął torbę, a chwilę później wyszedł.Czułam się nieswojo po tej rozmowie. Odruchowo zerknęłam w stronę toalety. Uderzyła mnie fala wspomnień z czasów, kiedy każde zmartwienie kończyło się dla mnie staniem nad deską klozetową i wymiotowaniem wszystkiego, co zjadłam wcześniej w ciągu dnia. Na szczęście szybko z tym skończyłam. Aż dziwnie myśleć, że ja, osoba, która teraz uwielbia gotowanie i jedzenie, kiedyś miała taki problem.
Właśnie. Kiedyś, ale dzisiaj już nie. Czasem tylko musiałam sobie to przypomnieć, a po chwili było już dobrze.
Odwróciłam wzrok i odetchnęłam.
Denerwowało mnie, kiedy Erica myślała, że wie wszystko o wszystkich czy wygłaszała swoje pseudo motywacyjne tyrady. Tylko że tym razem miała rację. Pora się ogarnąć.
Na telefonie puściłam filmik, na którym jakiś ładny student omawiał egzaminy z wcześniejszych lat. Wyciągnęłam potrzebne składniki i zaczęłam piec mocno czekoladowe babeczki.
Kiedy mieszałam ciasto, spojrzałam za okno. W oczy rzucił mi się niebieski samochód, zaparkowany na posesji Louisa. Ten sam, który minął mnie, kiedy upuściłam zakupy. Zaraz jednak o tym zapomniałam, bo telefon prawie wpadł mi do lukru.***
Jest, po dwóch tygodniach! Lenistwo przejęło nade mną górę, co więcej mówić :p Liczę, że rozdział się podoba, chociaż nie za długi i "spokojny". Ale mam plan na więcej akcji w kolejnym. Wrócimy do głównego wątku :D
Trzymajcie się cieplutko w tej kwarantannie, buziaki <3
YOU ARE READING
Count on you
Teen Fiction"Proszę, zaopiekuj się nią. Ma na imię Annie. Porozmawiam z Tobą niedługo, muszę chwilę odetchnąć. Kocham Was" - Trochę nie nadążam - przyznałam. - Na początku byłem pewien, że ktoś chce mnie wrobić - kontynuował Louis. - Albo że to jakiś głupi żar...