Rozdział 5.

262 16 8
                                    

Pov's Zayn

- Po cholerę chcesz bilet na samolot do Stanów? - Pyta Niall, z stojącym u boku Harrym.

Od godziny stoimy u mnie w salonie i męczę go o ten jebany bilet do Los Angeles, a ten się mnie wypytuje po co? Kurwa, nie jego sprawa, w końcu to ja tu rządzę. Nie musi wszystkiego wiedzieć. 

Dwa lata temu uparłem się, że ją znajdę i mimo iż Harry próbował mi ją wybić z głowy, co dalej próbuje, ale mało skutecznie. Nie poddam się i jej nie zostawię, od tak. Kocham tą uciekinierkę czy tego chce czy nie. Nie mam zamiaru się tego wypierać, wiem co czuje.

- Nie twój zasrany interes - warczę.

- To ci go nie załatwię - Zaczyna mnie już irytować coraz bardziej. Podchodzę do niego i łapię za koszulkę, podnosząc do góry. 

- Załatwisz. To jest kurwa, jebany rozkaz! - Wrzeszczę, puszczając go.

- Dobra jak chcesz - Poddaje się unosząc ręce na wysokość uszu. 

- Jej tam nie ma, stary - wtrąca się loczek. Od tamtego czasu Harry zdążył znaleźć sobie dziewczynę. A bardziej prywatną dziwkę. 

- Nie wiesz tego - Łapię się za końcówki włosów i ciągnę za nie. 

Bez niej wariuje, nie potrafię normalnie żyć. Jestem jak chodząca bomba zegarowa. Denerwuje mnie wszystko. Każda inna kobieta, chłopaki, pytania, raporty, spotkania, ludzie, ja sam i dzieci drące ryja na cały regulator. 

Opadam na miękką, białą sofę z dużą ilością poduszek, które teraz są porozwalane i porozrzucane. Bardzo rzadko sprzątam. Nie mam siły, ani chęci. Nie chce mi się nic. Ostatnio nawet olałem klienta, bo miałem swoje humorki. Chłopaki zaczynają się śmiać, ze jestem jak baba w ciąży.

Mało jem, dużo ćwiczę, golę się co miesiąc prawię, nie śpię, myje co drugi dzień czasami. Jestem jak wrak człowieka. Nie znoszę widoku osób trzymających się za ręce, całujących, czy chodź by flirtujących. Denerwuje mnie ich uśmiech, a nawet szczęście, mam ochotę rozkurwić coś albo kogoś. 

Moje życie jest teraz całkiem monotonne. Praca, dom, bar, dom. Praca, dom, bar, dom i tak w kółko. Wracam najebany albo trzeźwy, ale nigdy z uśmiechem. W nocy mam koszmary, nawiedzające mnie co noc albo dzień jej odejścia, moment, w którym daje sobie sprawę, że odeszła i już jej nie ma. Wtedy mój cały świat się posypał. Poryczałem się jak bachor na śroku domu głównego.

- Ale czuje, że nikogo tam nie znajdziesz - Kładzie dłoń na moim ramieniu, którą strzepuje.

- Spierdalaj - Warczę.

- Stary... - Chce coś powiedzieć, ale przerywam mu.

- Wypierdalaj stąd! - wrzeszczę na cały dom. Pewnie sąsiedzi usłyszeli, tak jak kiedyś nasze orgie. Słyszę trzask drzwi frontowych, czyli Harry się mnie posłuchał i wyszedł, jak prosiłem. Myślami powracam do dnia kiedy się obudziłem sam w łóżku, a ciuchy walały się wszędzie.

*Retrospekcja*

Leniwie przecieram zaspane oczy i próbuje je otworzyć. Kiedy mi się to udaje, zamykam je z powrotem przez promienie budzącego się słońca. Ponawiam próbę i tym razem mi się udaje, więc podnoszę się do siadu i wyglądam przez okno. Jest słonecznie i wieje lekki wiaterek, który jest orzeźwiający po nocnym deszczu. Rosa osadzona na łodyżkach trawy, błyszczy pod promieniami padającego na nie słońca.

Spoglądam w bok, jednak miejsce obok mnie jest puste. Wstała i najprawdopodobniej albo robi śniadanie albo pojechała na zakupy. Robi to zawsze rano, ale zdarza się, że ja to robię kiedy wstanę przed nią. Nie słychać szumu wody, więc prysznic na pewno odpada. 

Odnajdę cię - 1D//5SOSWhere stories live. Discover now