Rozdział 6.

246 13 6
                                    

- A jak jego rodzina? - Pytam, przełykając wino. Tak naprawdę zanim wyjechałam wiedziałam, że z siostrą Malika nie było najlepiej, a choroba postępowała niesamowicie szybko. Nie dało się nic zrobić, a nawet operacja czy różne przeszczepy by nie pomogły. Jeśli chodzi o mamę to po tamtym wypadku nic większego oprócz kilku złamań się nie stało. 

Pogrzeb jego babci odbył się prawie że od razu i nie byliśmy wtedy parą, dlatego się na nim nie pojawiłam.

Zaraz po tym jak położyłam Theo spać zaczęła się szczegółowa rozmowa na temat Zayn'a, której unikałam jak ognia. Jednak na trzeźwo nie byłabym w stanie nic przyswoić lub cokolwiek z siebie wydusić. Dlatego też teraz siedzimy w czwórkę popijając lampką wina, co drugie zdanie.

- Miesiąc po twojej ucieczce zmarła jego siostra, a z matką raczej wszystko w porządku. - Czka na końcu zdania. Mark chwyta za jej kieliszek i odstawia go na stół, zabraniając jej go dotykać. 

Zazdroszczę im ich miłości. Ja mogę się moją podzielić tylko z Theo, a i tak dostaje jej znacznie mniej. No chyba, że obsrany tyłek zalicza się pod dar miłości do matki. 

- Biedna Safaa, lubiłam ją. - Mlaskam i przekrzywiam głowę w lewo.

- Nawet jej nie znałaś. - Śmieje się brązowowłosa.

- Ty też, ale co nie znaczy że nie mogłam jej lubić. - Mówię posyłając jej przekonujące spojrzenie.

- Dobra to teraz ja pytam. - Elis unosi rękę ,w której trzyma kieliszek. Po wpływem szybkiego ruchu jej ręki część trunku wylewa się na puszysty biały dywan. Karcę ją spojrzeniem, a ta robi skwaszoną minę jak zawsze kiedy je cytrynę. - Sorcia.

- Sprzątasz to. - Wskazuje palcem na plamę. 

- Okej, ale najpierw pytam. Więc jak trzyma się nasz chłopaczyna? 

- Chujowo. - Parska śmiechem. - Na wszystko się denerwuję i się drze. Wszystko mu nie pasi. -Kiwa głową, która opada jej w dół. Otrząsa się i unosi ją gwałtownie kontynuując - Ruby gdzie ona jest? Ona jest moim wszystkim, a ty jej... najlepszą przyja... przyjaciółką - Czka śmiejąc się jednocześnie.

- Pani już chyba wystarczy na dziś. - Mówi. Mark zgarnia ją w swoje ramiona i podnosi się z kanapy. Ręką wskazuje drzwi do mojej sypialni, a sama razem z El idziemy do pokoju Theo i układamy na rozkładanej kanapie. Słysze jeszcze słowa upitej przyjaciółki, która komplementuje swojego faceta i jego poczynań.

Nie mogąc zasnąć wiercę się w wszystkie strony, ostatecznie leżąc na plecach i wpatrując się w sufit. 

Tęskni za mną? Naprawdę, aż tak mu ciężko beze mnie? 

Miałam nadzieje, że kiedy zniknę będzie mu dużo łatwiej zapomnieć. Nie zostawiłam po sobie nic oprócz listu, ale on i tak uparcie mnie szuka. Dlaczego, skoro prosiłam żeby tego nie robił? 

Przecież mógł znaleźć inną kobietę. Dużo lepszą i ładniejszą, która nie ma z nim dziecka. Znaczy on o nim nie wie i mam nadzieje, że tak zostanie. Nie chce go w to mieszać, nie powinien się angażować w to skoro nie będzie potrafił tego wszystkiego z sobą pogodzić. Prawda?

Chociaż nie ukrywam przed Theo kto jest jego ojcem pokazując mu co wieczór zdjęcie Zayn'a i opowiadając o nim. Widzi go czasem w telewizji gdy uparta reporterka wypytuje go o szczegóły robiąc maślane oczy. Krew mnie zalewa kiedy widzę jak się do niego przystawia jednak nie mogę nic z tym zrobić. 

Kocham go. Dalej go kocham mimo upływu dwóch lat. Ten czas utwierdził mnie w przekonaniu że kocham go najbardziej na świecie równie mocno co Theo. Obojga są dla mnie wszystkim. Problem w tym że zrobiłam co zrobiłam i nie cofnę czasu. 

Czy to błąd że uciekłam?

Nie uważam tego za błąd. Dzięki temu wiem iż Zayn stał się dla mnie jeszcze ważniejszy. Dzięki temu wiem że zrobię dla niego wszystko.

***

Z samego rana budzi mnie dziwna cisza. Jest za cicho. Zrywam się z łóżka kątem oka zauważając że w łóżeczku nie ma mojego dziecka. Wpadam do kuchni jednak tam też świeci pustką. 

Po przetrząśnięciu całego mieszkania siedząc na kanapie dostrzegam karteczkę przypiętą do lodówki. Zrywam się z miejsca i po chwili dopadam ową karteczkę.

"Cass, nie chcieliśmy cię budzić, więc zabraliśmy Theo na spacer. Przy okazji zrobimy zakupy i wrócimy jak najszybciej." 

Wzdycham przeciągle, ciężko opadając na sofę. Wystraszyłam się.

Wyciągam telefon z zamiarem naprawienia choć trochę tego wszystkiego. Po dwóch latach zdecydowałam się zadzwonić do jednej osoby, której ufam.

Wykręcam numer znany mi już na pamięć i czekam na pierwszy sygnał, który pojawia się bardzo szybko. Po paru sekundach w słuchawce rozbrzmiewa głęboki męski głos.

- Słucham? - Mówi na przywitanie, a kiedy odpowiada cisza kontynuuje. - Kim jesteś?

Otrząsam się po chwili i odchrząkam.

- Cam to ja.. - Urywam niepewna czy dobrze robię. 

- Cass? - Pyta niepewny. 

- Tak.

- O mój boże. Gdzie jesteś? Jesteś cała? - Zadaje kolejne pytanie, na które nie jestem w stanie odpowiedzieć.

- Cam jest okej i nie mogę ci nic powiedzieć. Dzwonie bo ci ufam i mam nadzieję że niczego mu nie powiesz. - Tłumaczę powoli.

- On wariuje Cassie. Totalnie mu odwala. - W jego głosie słyszę gorycz i tęsknotę. - Ale mam dobre wieści. Wiemy kto nas wtedy zdradził i przyczynił się do śmierci Jack'a, lecimy tam już jutro. - Mówi podekscytowany. Ja też doskonale wiem kto to.

- Gdzie lecicie?

- Niestety Zayn zabronił komukolwiek mówić. Ściśle tajne, wiesz o co chodzi. - Wzdycha. Chciałabym go zobaczyć i móc przytulić. Tak bardzo za nimi tęsknię.

- Oh, rozumiem ale mam nadzieje że zapłaci za to co zr... - Móją wypowiedz przerywa trzask drzwi i okrzyk El iż już wrócili. Do salonu wpada czarnowłosy chłopczyk z rączkami w górze krzycząc:

- Mama! - Przełykam ślinę i łapię chłopca w objęcia 

- Cam muszę kończyć, dzięki za rozmowę.

- Jasne. Mam nadzieje że się spotkamy za niedługo. Pa. - Żegna się, a po chwili słychać dźwięk zakończonej rozmowy.

- Kto to? - Pyta Ru siadająca obok mnie.

- Cameron. Postanowiłam zadzwonić do niego. Mówił że wiedzą kto zdradził. - Tłumaczę z małym uśmiechem.

- A tak mówili coś. Jutro jadą do Toronto w tej sprawie bo podobno tutaj przesiaduje.

- Co? Toronto? - Moje oczy powiększają się, a ciałem wstrząsa panika. Nie mogą mnie znaleźć.

- Spokojnie, szansa na to że cie znajdą jest znikoma. Nie ciebie będą szukać i wystarczy że będziesz ostrożna. - Kładzie dłoń na moim ramieniu pocierając go.

Łatwo jej mówić. To nie ona uciekła i nie ona boi się ujawnić. Jestem tchórzem ale inaczej nie potrafię. Nie chce cierpieć kiedy Zayn postanowi mnie zostawić z Theo samych. 

Oby nas nie znaleźli.

Odnajdę cię - 1D//5SOSWhere stories live. Discover now