Rozdział 1: W szponach przeznaczenia

109 5 2
                                    

Nazywam się Josephine Flackwood. Urodziłam się 17 maja. Mam 18 lat. Właśnie ukończyłam drugi stopień szkolenia. Zdałam egzamin przygotowawczy do wyższego stopnia na poziomie wyżej zaawansowanym. Najlepszy wynik osiągnęłam z nauk językowych. Chciałabym przystąpić do wyższego stopnia szkolenia w zakresie medycznym. Oto moje referencje. – powtarzałam do znudzenia siedząc na przeźroczystym krześle w poczekalni. Przede mną został już tylko jeden chłopak – wysoki, chudy rudzielec, którego kojarzyłam z korytarzy placówki szkolącej. Nogi drżały mu, kiedy wchodził do sali egzaminacyjnej. Z krótkiej rozmowy wywnioskowałam, że koniecznie chce zostać starszyzną. Nie miał talentu medycznego, nie potrafił zapanować nad ludźmi czego wymagali w służbie pokoju, a o byciu tłumaczem nikt nie mógł marzyć w naszym oddziale.

            Ja,  od dziecka wiedziałam kim chcę być. Medycy potrzebni byli zawsze i to w sporych ilościach. Choroby to jeden z tych nieprzyjemnych aspektów, których nie udało się wyeliminować Mędrcom. Co roku tysiące obywateli Brytanii umierało w jednostkach medycznych. Jedną z takich osób była moja mama.

Była naprawdę świetnym tłumaczem, podobno jako jedyna w swoich czasach potrafiła władać wszystkim 5 językami wobec czego stanowiła ważną jednostkę starszyzny.  Pewnego ranka tata dostał telefon z urzędu, że zabrali ją do jednostki medycznej, bo bardzo źle się poczuła. Nigdy już nie wróciła do domu.

            Dlatego też przysięgłam sobie, że zostanę medykiem. By zapobiegać właśnie takim sytuacjom. Nie obchodziła mnie sława, czy rozgłos. Po prostu chciałam ratować niewinne rodziny przed zagładą. Dokładnie taką, jaka spotkała moją.

-  No i Panna Lackwood. – niski, otyły mężczyzna uśmiechnął się odczytawszy moje nazwisko z białego arkusza i przepuścił mnie w drzwiach. – Cała przyjemność po naszej stronie – powiedział tajemniczo radosnym tonem i zajął miejsce na skraju długiego, szklanego stołu. Oprócz jego pary wąskich oczu, wpatrywało się we mnie jeszcze jedenaście innych. Głównie męskich, ale również jedne damskie. Siedząca po środku kobieta – niezwykle  szczupła, z precyzyjnie uplecionym rudym warkoczem wokół idealnie okrągłej głowy spoglądała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Miała około czterdziestu lat i zapewne przewodniczyła komisji.

Zajęłam miejsce tuż naprzeciwko niej i położyłam drżące ręce na materiale grafitowej spódnicy.

- Proszę się przedstawić. – jej szorstki głos wylał na mnie wiadro zimnej wody. Ciągle nie odrywała ode mnie swoich przeraźliwie niebieskich tęczówek. Podejrzewałam, że nosiła soczewki, bo nigdy jeszcze nie widziałam tak głębokiego odcienia.

 - Josephine Flackwood. 18 lat.

- Proszę zaprotokołować. – zwróciła się do jednego z wysokich mężczyzn trzymających w dłoniach przeźroczysty ekran. – W Pani arkuszu zapisane jest iż pragnie ubiegać się o wyższy stopień medyczny. Jednak, to egzaminy z nauk językowych napisała Pani prawie perfekcyjnie. Skąd taka rozbieżność? – tym razem skierowała pytanie do mnie.

- Chciałabym pomagać ludziom. Służba medyczna to najlepszy sposób, by to pragnienie zrealizować.

 - W Pani rodzinie istnieją tradycje tłumaczeniowe. Devona Flackwood była bardzo ważną tłumaczką. Nie chce Pani kontynuować linii? – wyważony sarkazm, który zawitał w jej barwie sprawił, że zaczęłam  zastanawiać się nad faktem, czy aby w ogóle powinnam ubiegać się o wyższy poziom. Zamarłam z lekko uchylonymi ustami zupełnie jakbym chciała coś powiedzieć, ale nie miała na tyle odwagi by wydobyć z wnętrzna, dźwięk. Rudowłosa uśmiechnęła się pod nosem i zamknęła mój arkusz. – Proszę nie protokołować tego, co teraz powiem. – rzuciła nieco lekceważąco i znów spojrzała mnie – Znałam Devonę odkąd pierwszy raz przyszła do naszej placówki. Była bardzo podobna do Ciebie, młoda damo. Tyle, że ona w dniu egzaminu wiedziała jak ogromny posiada talent i jak bardzo ważny może być dla całego społeczeństwa. Nigdy nie zaprzepaściła by takiej szansy. I myślę, że gdyby żyła, nie byłaby dumna z faktu, że chcesz zmarnować jej geny na bycie medykiem. Dlatego nie pozwolę Ci na to Josephine Flackwood. – rozłożyła przed sobą złotą kartę i złożywszy podpis podała ją następnym osobom – Zostanie Pani pierwszym tłumaczem w historii tej placówki. Niech to zostanie zaprotokołowane. W przeciągu tygodnia powinna Pani dostać papiery z Centrum Wyższego Stopnia. Proszę wykorzystać  swoją szansę na czynienie wielkich rzeczy. Życzymy powodzenia.

TŁUMACZKAWhere stories live. Discover now