Rozdział 14

52 4 0
                                    

     Policja faktycznie węszy. Rozpoczęła śledztwo w sprawie rozprowadzania groźnych dla życia i zdrowia narkotyków. Na jakiś czas będziemy musieli się usunąć z działalności. Tylko, że to nie takie proste. Jeszcze dziś dostarczyliśmy towar do dwóch klientów. A mamy ich dużo więcej.
Już o 13 słyszę w telewizji, że właśnie dziś został zatrzymany mężczyzna, przy którym znaleziono narkotyki. Nie wiadomo, czy to ktoś od nas. Czy to jakiś klient.
W sumie, mamy teraz trochę pieniędzy, więc może trzeba gdzieś wyjechać? Uciec? Nie, to bez sensu. Po co mamy uciekać?
***
     Parę dni później sprawa przycicha. Już nie ma informacji na pierwszych stronach, że szukają kogoś, kto sprzedaje narkotyki. Gorzej, jak znajdą się jacyś policyjni informatorzy. Ja takich nie obsługuję, a o moim istnieniu i działalności wiedzą tylko klienci. Czyli właściwie jestem bezpieczna.
Nasz sklep osiedlowy jak tak słabo zaopatrzony, że nawet nie mam co kupić na obiad. Dobra, wezmę trochę kartofli, zrobię kluski. Oprócz tego może udko z kurczaka? Uwielbiam kurczaka. Mateusz też. Płacę... jakoś dziwnie dużo. Te osiedlowe sklepiki nie dość, że nic w nich nie ma, to jeszcze mają strasznie drogo.
    Na schodach znów siedzi on. Dawno go tu nie było.
- Potrzebuję pomocy.
- Że co?
- Nie mam jak zapłacić za wynajem, wywalą mnie.
- Chodź.
Wiedziałam, że jego praca nie da mu kokosów. Wynajem mieszkania w Warszawie kosztuje krocie. Oczywiście pożyczę mu te pieniądze. W końcu jest moim przyjacielem. Przyjaciele powinni sobie pomagać. W pewnym momencie wpada mi do głowy fajny pomysł. No, może nie fajny, ale jak już żyje w tym środowisku, może spróbować poczuć się niebezpiecznym.
- Czemu się tak uśmiechasz?
- Chcesz zarobić?
- W sumie, czemu nie? Masz jakąś robotę dla mnie?
- A mam.
- Jaką?
- Dowiesz się na miejscu. Ale najpierw obiad.
Gotuję. Bo ktoś musi. Mateusz wraca zdziwiony, ale o nic nie pyta. Jemy kluseczki i udeczka. Po prostu cudo. Może chociaż z tego mama byłaby dumna. Mateusz ma zmywać, a ja z Damianem zabieram dupę w kroki i jadę przed siebie.
- Powiesz mi w końcu, co to za robota?
- Zajrzyj do schowka.
Dostrzega w nim dwie zaklejone paczki, każda po pół kilograma.
- Co ja mam z tym zrobić?
- Domyśl się.
-Nie!
- Czemu?
- Szalona jesteś!
- Słuchaj, jak to sprzedasz, to odstąpię ci część hajsu.
- Ile kosztuje jedna paczka?
Szepczę mu na ucho cenę?
- ILE?!
- Starczy ci jeszcze na ostrygi na kolację.
Teraz muszę mu objaśnić, jak ma się zachować. Przede wszystkim musi powiedzieć, że jest ode mnie. Musi zachować ostrożność. Ledwo kończę, już jesteśmy na pierwszym przystanku.
- Pokaż, co potrafisz.
On wychodzi, ja zostaję. Będę go obserwować z ukrycia i przy okazji badać teren. Dobrze, że wzięłam papierosy, bo trochę się stresuję, czy mu się uda. Ale się udaje. Zrobił tak, jak mu kazałam.
- W życiu nie miałem tyle pieniędzy naraz w ręku!- jest podekscytowany jak dziecko, które dostanie wymarzoną zabawkę.
- Oddaj to, potem dostaniesz.
Następne miejsce jest dość niebezpieczne. Kręcą się tam podejrzane typy, menele, i takie tam. Zaprowadzam go najdalej, jak mogę.
- Dalej idziesz sam.
- Nie wiem, czy chcę.
- Idź.
Spogląda na mnie jak przestraszony pies. Chciał, musi wykonać zadanie. Idzie. Jeszcze parę kroków. Ogląda to miejsce. Nie jest przyjemne. Tu, gdzie jestem ja, jest przyjemnie. Ławki, drzewa, ludzie. Tam- złamane ławki, stare drzewa i niebezpieczni ludzie. Dotarł. Daje towar, dostaje pieniądze. Nagle zaczyna spieprzać. Wstaję z ławki, żeby się rozejrzeć. Policja. Kurwa mać! Biegnie w moją stronę. W oddali słychać wołanie policjantów.
- Uciekaj!- krzyczy do mnie, ale tego nie robię. Potrąca mnie i biegnie dalej. Szybki jest. Udaję, że coś mi się stało. Tym sposobem jeden policjant zostaję przy mnie, jeden biegnie.
- Potrącił mnie, debil jeden!
- Coś Pani zrobił?- nie cierpię, jak ktoś mówi do mnie Pani.
- Potrącił mnie i prawie przewrócił!
- Zna go Pani?
- Nie, nie mieszkam tutaj. Mogę iść?
- Właściwie tak. A, moment. Widziała Pani jego twarz?
- Nie do końca.
- A dałoby radę zrobić portret pamięciowy?
- Nie.
Za chwilę wraca drugi pies. Słyszę tylko ciche " uciekł". Wiedziałam, że mu się uda! Jeszcze pobiegł w miejsce, gdzie nie ma kamer. Moja krew! Gliniarze pozwalają mi odejść. Muszę go teraz znaleźć. Nie odbiera komórki. Dla zmyłki idę w drugą stronę, ale później skręcam tam, gdzie uciekł. Nie ma go. Trudno, wracam do domu. Wie, że musi oddać hajs, bo inaczej udusze go własnymi rękami.
     Czeka w domu. Z Mateuszem.
- Coś ty mu kazała zrobić idiotko?!
- Chciał zarobić, to ma!
- Nieodpowiedzialna jesteś! To niebezpieczne!
- Dał sobie radę!
- Nie powinien tego robić!
- Dobra, przestańcie- mówi. Oddaje mi zwój banknotów.
- Przynajmniej uczciwy- mówię. Tak jak obiecałam, oddaję mu część pieniędzy. Mateusz krzywo na mnie spogląda, ale później widzę, że już ma to w dupie.

Młoda gangsterkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz