Rozdział 1 - I tell myself to live, to die another day

196 8 4
                                    

Witajcie, pora na pierwszy rozdział. Powstał głównie przy piosence, która "wisi" nad rozdziałem.

Miłego czytania!

___________________________________________________


The higher I go, the harder I fall
So I don't look down, I don't look back at all
And when I wish it all would turn to black
I try to see the light and push the darkness back"

~ Three Days Grace – The Mountain


Włochy, Piemont, Novara. Marzec.

Tradycyjnie po 6 rano, w moim mieszkaniu rozszalał się dźwięk budzika. Sytuacja znienawidzona przez miliony ludzi na świecie, zabójca tak potrzebnego do funkcjonowania snu. Fakt, że gdyby nie siedzenie do późna i załatwianie spraw związanych z wylotem, przeprowadzką i nowym miejscem pracy, nie byłoby problemu z porannym wstawaniem. No cóż... ostatni miesiąc nie był najlepszy, ale jak na razie wszystko chyliło się ku powrotowi do normalnej ilości snu. Jeśli chciałam zdążyć ogarnąć się przed pracą, żeby nie wystraszyć ludzi i przy tym coś zjeść, nie było mowy o drzemce. Szybki prysznic, śniadanie, mycie zębów, przysłowiowe narysowanie sobie twarzy, ubranie się i w drogę.

Po wciśnięciu na pilocie guzika otwierającego auto, na osiedlowym parkingu „zamrugał" do mnie mój ukochany Fiat Tipo. Po odpaleniu, z głośników rozbrzmiał jeden z moich ulubionych kawałków Three Days Grace – The Mountain. W drodze do pracy podśpiewywałam razem z wokalistą, tak samo kolejne piosenki które znalazły się na playliście. Punkt ósma zaparkowałam na jednym z miejsc pod komisariatem. Spojrzałam na budynek i uświadomiłam sobie, że nastał ostatni dzień mojej pracy tutaj. Z pewnością będzie mi brakować osób z którymi pracowałam, atmosfery oraz miasta jak i kraju. Odkąd pamiętam chciałam zamieszkać we Włoszech, więc ten punkt z listy marzeń był odhaczony.

Wyjęłam z bagażnika dwa większe kartony, w które planowałam schować rzeczy ze swojej szafki i z biurka. Weszłam do miejsca pracy, przy tym witając się z każdym napotkanym policjantem. Weszłam na pierwsze piętro i przekraczając próg naszego wydziału od razu wpadłam na kolegów z oddziału. Najpierw spojrzeli na mnie, potem na trzymane przeze mnie kartony.

- Dobra, cały czas liczyłem, że to tylko głupi żart z Twojej strony, ale widzę, że jednak nie – odezwał się Marco.

- Przecież wiesz, że z takich rzeczy bym sobie nie żartowała. Uwierz mi, nie było łatwo podjąć tą decyzję, ale zwyczajnie muszę – odpowiedziałam.

- Trzeba pojechać, znaleźć tego dupka i nakopać mu – wyraźnie wkurzony tą sytuacją Leo był skłonny do zrobienia porządku.

- Racja – poparł go Marco.

- Uspokójcie się. Jedyne co by wam to przyniosło to kłopoty, a szkoda nerwów i czasu na takiego człowieka.

- Nie zmienia to faktu, że mu się należy!

Spojrzałam tylko na jednego i drugiego i westchnęłam. Pokręciłam głową i udałam się w kierunku swojego biurka. Póki spokój w pracy i na wejściu nie została rzucona jakaś sprawa, był czas żeby powrzucać rzeczy do kartonów. Zaczęłam od szuflad, dokładnie każdą sprawdzając, następnie zgarnęłam wszystko co znajdowało się na wierzchu. Gdy wkładałam ostatnią rzecz do kartonu, usłyszałam ciche chrząkniecie. Spojrzałam w kierunku, z którego ono dochodziło.

- Dalej nie wierzę, że to robisz – pierwsza odezwałasię Roberta

- Nie mam wyjścia. Ten rozdział w moim życiu nie zostanie zamknięty, dopóki zostanę w tym mieście i kraju.

Czy serce w końcu zwycięży nad umysłem?      Kobra: Oddział Specjalny | Cobra 11Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz