część pierwsza

651 48 14
                                    

Cisza i ciemność. Takie zwyczajne, tak kontrastujące do tego, co przeżył w ostatnich kilku dniach. Jakby wszystko wygasło w ciągu jednej chwili. Natłok wszystkiego, który go otaczał zniknął, zostawiając po sobie tylko to.

Jak one mogły, jak śmiały być takie zwyczajne?! Czy nie wiedziały o tym wszystkim, co się działo? Czy nie wiedziały, że nie są chwilą wytchnienia, tylko kolejną torturą?

Słyszał teraz, doskonale słyszał wszystkie swoje myśli. Nie zagłuszał ich już dźwięk rozlegającej się bitwy, jadących samochodów, płaczu i rozmów ludzi. Pędziły w jego głowie, zapominając o ciszy, słodkiej ciszy. Chciałby mieć ją w głowie, swojej głowie. Stać się jej częścią.

Widział teraz, doskonale widział wszystkie szczegóły na twarzy Tony'ego, gdy umierał. Nie rozpraszały go już rozbłyski bitwy, światła samochodów, łzy i twarze ludzi. Siedziały uparcie w jego głowie, zapominając o ciemności, słodkiej ciemności. Chciałby mieć ją w głowie, swojej głowie. Stać się jej częścią.

Ale nie, one musiały go przytłaczać, naciskać z każdej strony, podduszać, przypominać, zmuszać do swobodnego przepływu myśli, ich krążenia, kołowania, kolizji, wybuchów.

Chciał się wydostać ze swojej głowy, ale jak? Jak? Nie mógł, on to tworzył, to jego wina. To wszystko jego wina!

Jak mógł? Po tym wszystkim czuć jedynie pustkę? Z szerokiej oferty, którą miał do wybrania, stać go było jedynie na całe nic!

Czekaj, stój! Nie kieruj się głową, tylko sercem.

Sercem.

Serce. Skupił się na tym. Położył rękę na klatce piersiowej i nawet je poczuł. Ciszę zaczęło przerywać jego bicie. Ale jak długo jeszcze będzie pracować? A jak przestanie? Zamknie oczy i już się nie obudzi. Umrze.

Znowu.

Pusty pokój. Stoi w nim. Nadal jest tak cicho i tak ciemno.

Już umarł. Może nadal nie żyje?

Serce, Peter, serce. Raz, dwa, raz, dwa, raz

Brak sił. Kładzie się i patrzy w sufit.

Czy Tony też się tak czuł po jego śmierci? Nienawidził ciszy i ciemności, a równocześnie ich pragnął, słuchał bicia swojego serca i podziwiał ściany, szukając na ich powierzchni nierównych pociągnięć pędzlem?

Minęło pięć lat, a dla niego to było zaledwie kilka dni! Zostawił ludzi na pięć lat, był opóźniony w swojej edukacji pięć lat, nie istniał całe pięć lat!

To był najgorszy okres jego życia! I nawet wtedy nie żył!

Wiedział, że bycie Spider-Manem oznacza ryzyko, ale on już nigdy nie zamierzał umierać tylko po to, żeby za moment wrócić i żyć dalej.

Z tej połowy ludzi, która została: ile nie dało sobie rady? Nie poradziło sobie ze stratą, nie mogło dalej żyć, popełniło samobójstwo? A ilu ich bliskich wróciło z zaświatów, żeby się dowiedzieć, że już nie mają po co wracać? Ile z nich dopiero sobie dalej nie poradzi?

Jak on da sobie radę? Nadal do niego nie docierało to, co się stało. Wydawało się odległe. Mógłby to porównać do dinozaurów. Wyginęły wieki temu, a on jako dziecko wciąż myślał, że są gdzieś na uboczu, tylko akurat ich nie widzi.

Pan Stark umarł, Peter, umarł. Nie ma go już. Nie siedzi bezpieczny w swoim domu, majstruje przy zbroi lub robi coś z Pepper. Leży w zimnej ziemi, niewygodnym grobie i w towarzystwie robaków, które robią sobie ucztę. Zwołały wszystkich, których znają i mają rodzinną imprezę. Szwedzki stół.

Starał się to wyobrazić, ale jego robaki nie były wcale realistyczne. Nosiły imprezowe czapeczki, obrzucały się konfetti, piły colę i miały nawet tort. A Tony siedział z nimi przy stole z kieliszkiem w ręku i lekko się uśmiechając, opowiadał jaki Peter jest naiwny, wierząc, że naprawdę go nie ma.

Mógłby do niego zadzwonić i wszystko wyjaśnić. Ale odezwie się tylko poczta głosowa. Może nagra wiadomość? Może Pan Stark jest tylko zajęty?

Pewnie, że jest zajęty, Peter. Przecież siedzi na imprezie.

Poczuł chwilowy uraz, że nie został zaproszony. A nie powinien. Przecież Tony mówił, że to nie dla niego. „To impreza dla dorosłych, będziesz się nudził". Miał chyba rację. Dobrze, że został w domu.

Odwrócił wzrok od sufitu, jednak jeszcze przez kilka sekund biel rozjaśniała pokój w jego oczach. Gdy mrugnął, zrobiło się ciemno.

Peter, musisz to przyswoić: Pan Stark nie jest na żadnej imprezie. On nie żyje. Nie można udawać, że gdzieś jest, ale po prostu nie w zasięgu wzroku, tak jak kiedyś robiłeś z dinozaurami.

Zastanawiał się, co jest najgorsze w umieraniu. Ból, strach, świadomość, że to już koniec? Powinien wiedzieć. Był martwy przez pięć lat. Ale to działo się za szybko. Wydawało mu się, że minęło od tego momentu wieki. Jedyna rzecz, która była wyraźna we wspomnieniach, to twarz Pana Starka. Widział ją tak dokładnie, a nie potrafił opisać. Żadne słowa nie pasowały, nie mogły oddać jej wyrazu.

Tak samo nie mógłby nikomu opowiedzieć o powrocie. Pierwsza rzecz, którą pamiętał, to uścisk Tony'ego. Och, on tak o niego dbał! Kto teraz będzie?

Zostały mu tylko wspomnienia. Pierwszy raz, gdy Tony przyszedł do jego domu. Był taki szczęśliwy! Miał być prawdziwym superbohaterem i to na skalę większą niż sąsiedztwo! Później miał z nim stały kontakt, chociaż nie zawsze bezpośrednio. Tony troszczył się o niego i chociaż Peterowi zdarzało mu się go zawieść, on nadal go lubił. Może nawet kochał, tak jak Peter kochał jego.

Wreszcie pustka zaczęła się wypełniać. Rozpaczą i poczuciem straty.

Wreszcie obraz zaczął się rozmywać przez łzy.

Wreszcie jego ciało zaczęło drżeć.

Wreszcie zakrył twarz poduszką, żeby ciocia May nie usłyszała jego płaczu i go nie powstrzymała.

Potrzebował tego tak bardzo. Łzy wsiąkały w materiał, wypłukując jego wnętrze, tylko po to, żeby znów je napełnił bólem. Błędne koło. Kiedy i jak je przerwie?

Teraz docierało do niego wyraźnie, że Pana Starka nie ma. Ale wiedział, że i tak wstając jutro rano, znowu będzie miał tę dziecinną nadzieję, że to był tylko sen, wymyśli głupie teorie, będzie czekał na telefon od niego. Pojutrze też. I za dwa dni, za trzy. Może nigdy nie przestanie.

Kiedyś naprawdę miał nadzieję, że dinozaury nie wyginęły. Czy naprawdę cofnie się znowu do tego momentu?

Peter, nie. Pan Stark to nie dinozaur, musisz przestać go do nich porównywać!

Wstał. Przez chwile miał ciemno przed oczami, bo zrobił to zbyt gwałtownie, a potem i tak obraz rozmywał się przez łzy. Wziął swój strój Spider-Mana (Swój strój Spider-Mana! Ten od Tony'ego!) i cisnął nim do szafy. Nie zasługiwał na niego, nie zasługiwał. Ani na niego, ani na wspomnienia z nim związane.

Zamknął drzwi od mebla i się o nie oparł plecami, zsuwając się na podłogę.

Ostatni raz spojrzał głupio na ekran telefonu i zapłakał jeszcze mocniej.

Dinozaury nie miały do niego zadzwonić.

telefon do dinozaura (peter parker) ✓Where stories live. Discover now