20.

6.9K 375 69
                                    

70 gwiazdek = nowy rozdział!


Mikaelsonowie wyszli a ja wciąż leżałam w łóżku. Jak mam im pomóc? Chcę im pomóc. Ale ja nie jestem w stanie nikogo zabić. Ja nie chcę nikogo zabić. Matko... Ja nie wiem czego ja chcę. Czy ktoś mi powie czego ja chcę? Proszę! Jęknęłam i uderzyłam twarzą w poduszkę.

-Gorzej Ci? - do moich uszu dotarł boski brytyjski akcent. Jęknęłam po raz kolejny. - Biorę to za tak. - mruknął i usłyszałam, że podchodzi bliżej łóżka na którym leżałam.

-Klaus - mruknęłam podnosząc się - Wiem jak ważna jest dla ciebie władza w Nowym Orleanie, ale ja nie mogę nikogo zabić. - wyszeptałam - Wyrzuty sumienia nie dałyby mi spokoju, ja nie poradzę sobie z brzemieniem bycia wilkołakiem... - podniosłam się, aby siedzieć centralnie przed nim. Widziałam, że gorączkowo nad czymś myślał. Powinnam się bać? - Klaus, mam wrażenie, że jesteś jakiś nieobecny. - mruknęłam zaniepokojona - O czym myślisz? - miałam wrażenie, że jego błękitne oczy przybrały dużo ciemniejszą barwę. To nie wróży nic dobrego dla mnie...

-Ty widzisz we mnie jakieś dobro. - prychnął - Ale muszę cię zmartwić. Jestem cholernym egoistą i nie interesuje mnie cierpienie innych. Nie mam wyrzutów sumienia po tym jak kogoś zabiję. Nie interesuje mnie co inni o myślą. Liczy się tylko to, żeby wiedzieli, że lepiej nie wchodzić mi w drogę. - momentalnie wyskoczyłam z łóżka, żeby być jak najdalej od hybrydy. Na sto procent mam problemy... Blondyn wstał i jakby nigdy nic powoli ruszył w moim kierunku. Każdy jego krok był pewny, wiedział co robi. Co innego ja, cofałam się chcą być jak najdalej od niego, ale nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Wiedziałam tylko, że to się dla mnie źle skończy. - Twoja wiara we mnie to błąd. - mruknął, a w tym samym czasie moje plecy zetknęły się z zimną ścianą. Zrobił dwa kroki i dzieliło nas tylko kilkanaście centymetrów. Przełknęłam gulę w gardle, dokładanie badając każdy jego ruch.

-Co chcesz zrobić? - wyszeptałam, nie kryjąc przerażenia. W kącikach jego ust pojawił się uśmiech,

-Czyżbyś się bała? - zakpił - Przecież ja tylko udaję złego, tak naprawdę jestem grzeczny... Nie tak to szło? - prychnął - Jakoś tak ostatnio mnie podsumowałaś.

-Nie mam pojęcia co chcesz osiągnąć strasząc mnie, ale daleko z tym nie zajdziesz...

-Mylisz się. - przerwał mi - Bardzo się mylisz. Jedyną przeszkodą do obalenia Marcela są czarownicę, które dzięki tobie w bardzo łatwy sposób wyeliminuję. - ukazał szereg białych zębów. Prychnęłam na jego słowa.

-Nikogo nie zabiję. - syknęłam kręcąc głową.

-I tutaj się mylisz. - zakpił, jego dłonie znalazły się na mojej twarzy, zmuszając mnie do utrzymania kontaktu wzrokowego. Nie. Tylko nie to. Zaczęłam się wyrywać, ale byłam skazana na porażkę. - Wyjdziesz stąd nic nikomu nie mówiąc. - zaczął patrząc mi w oczy, a aj czułam gromadzące się łzy - Wyjdziesz na ulicę, pójdziesz w jakieś ustronne miejsce, znajdziesz kogoś kto jest sam i skręcisz mu kark. - rozkazał, a ja czułam, że jestem bezsilna. Chciałam wykonać jego rozkaz. Nie mogłam sobie dać rady i z moich oczu poleciały łzy.

-Brzydzę się tobą. - wysyczałam - Myliłam się tylko w jednym. Dzięki swoim paranojom nie tylko krzywdzisz rodzinę, ale przede wszystkim siebie. - warknęłam i ujrzałam jak przez jego twarz przechodzi fala zdziwienia - Robisz wszystko, żeby każdy widział tylko twoje złe oblicze. - z moich oczu poleciały łzy - Przyjdzie dzień, w którym rodzeństwo ci nie wybaczy i zostaniesz sam. - prychnęłam - Wtedy zrozumiesz jak słaby jesteś. Zrozumiesz, że bez nich jesteś nikim, ale już nie będzie odwrotu. - warknęłam. Widziałam jak bardzo jest zaskoczony moimi słowami. - Prawda boli? - zaśmiałam się - Niszcząc wszystkich wokół niszczysz siebie, ale gdy to zrozumiesz nie będziesz miał już nic i będziesz cierpiał. Nie wierzę, że to mówię, ale w sumie to mi cię nawet żal. - skwitowałam. Puścił moją twarz, a ja minęłam go i wyszłam z pokoju. Szybko opuściłam jego dom i ruszyłam we wskazanym przez niego kierunku. Z moich oczu leciały łzy, ale nie zamierzałam udawać, że jest dobrze. Zostanę mordercą. Nie z własnej woli, ale jednak.

Ruszyłam w stronę lasu, na ścieżce zobaczyłam dziewczynę, która samotnie spacerowała. Była mniej więcej w moim wieku. Z bólem serca podeszłam do niej, wymuszając uśmiech.

-Przepraszam, masz może chusteczkę? - zagaiłam, a szatynka spojrzała na mnie, odkładając telefon do kieszeni.

-Tak, czy coś się stało? - spytała, otwierając torebkę, aby dać mi upragniony przedmiot. Zagryzłam wargi, aby nie wybuchnąć jeszcze większym płacze.

-Przepraszam. - wyszeptałam z bólem. Szybko chwyciłam ją za głowę i przekręciłam, jednocześnie słysząc trzask kości. Sekundę później leżała przede mną bez życia. Jęknęłam załamana, z moich oczy leciał wodospad łez. Zrobiłam to. Zabiłam człowieka...



Xoxo Emilia Mikaelson

Cruel King | Klaus Mikaelson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz