8.

679 49 4
                                    

Minho leżał na kamieniach. Krzyczała, ale jej głos brzmiał, jakby znajdowała się pod wodą. Nie słyszał jej. Poczuła łzy płynące po jej policzkach. Bała się. Tak bardzo się bała. Jej serce biło szybko, miała wrażenie, że zaraz wyskoczy z jej piersi.

Chciała do niego podbiec. Nie mogła się ruszyć. Wydawało jej się, że ktoś ją trzyma. W końcu się wyrwała. Krzyczała. Jedna z jej nóg osunęła się ze ślizgiego kamienia i po chwili Eliza leżała na ostrej powierzchni. Skały raniły jej dłonie i kolana. Próbowała się podnieść. Jej ciało jednak ciążyło, było zbyt ciężkie, by mogła je unieść.

Krzyczała.

Fale zaczęły obmywać ciało Minho, a ona znowu nie mogła się ruszyć. Jej płuca paliły, powoli przestawała oddychać, aż w końcu...

— Eliza? — Poczuła chłodne dłonie na ramieniu. — Eliza, obudź się.

Z trudem otworzyła oczy.

— Minho... ty... — wydukała, ledwo łapiąc powietrze. — Widziałam, jak... umierasz... Mój Boże, Minho...

Położył się obok niej i otulił ramionami.

— Już, spokojnie — szepnął, gładząc ją po włosach. — Wszystko w porządku.

Pociągnęła nosem, starając się opanować i przestać płakać. A więc to był sen? Zwykły koszmar? Ale... był taki realistyczny. Mój Boże, przecież ona naprawdę myślała, że Minho coś się stało.

Wtuliła się w niego bardziej, dopiero wtedy orientując się, że musiał przenieść ją na łóżko po tym, jak zasnęła nad książkami.

— Co ci się śniło? — zapytał spokojnym głosem, cichym jak dźwięk dzwoneczków zawieszonych na werandzie podczas letniego popołudnia.

Głos jej drżał, kiedy próbowała wyjaśnić, co dokładnie widziała. Jedno zdanie nie mogło przejść jej przez gardło.

Widziałam, jak umierasz.

— Mogę ci o tym opowiedzieć.

Była w stanie jedynie przytaknąć i wsłuchać się w jego delikatny głos.

***

Moje życie, wbrew pozorom, nie było takie złe. Mój ojciec był profesorem, wykładał historię na jednym z tokijskich uniwersytetów. Przez to jako dziecko musiałem przeprowadzić się z nadmorskiej wioski. Ostatnie, co pamiętam z Korei, to las wokół naszego starego domu i kamienna ścieżka, gdzie bawiłem się całymi dniami.

Przeprowadziliśmy się do Tokio kilka lat przed wojną. Gdy wybuchła, ja i matka przenieśliśmy się do wioski w północnej części Japonii. Miałem wtedy prawie czternaście lat, do osiemnastego roku życia pomagałem matce prowadzić małą restaurację.

Po zawieszeniu broni wszystko miało być w porządku. Miałem dziewiętnaście lat, szykowałem się na studia, wróciliśmy do domu w Tokio, ojciec znowu dostał pracę na uniwersytecie, matka otworzyła niewielką kawiarenkę niedaleko uczelni. Ale nic nie było w porządku.

Korea od kilku lat znajdowała się pod okupacją japońską. Za odezwanie się w ojczystym języku mogłem zostać ostro ukarany, musiałem dostosowywać się do poleceń władz, zewsząd otaczała nas propaganda. Nikt nie miał prawa mówić o niepodległości Korei. Wszyscy mieli siedzieć cicho.

Ale mój ojciec nie potrafił. Rozumiałem go. Od małego rodzice uczyli mnie koreańskiego, dawali do czytania książki właśnie w tym języku, dbali o to, żebym znał kulturę, żebym nie zapomniał, kim naprawdę jestem. Mój ojciec zaczął mówić zbyt dużo o Koreańczykach podczas swoich wykładów. Gdyby nie jego przyjaciel, który wręczył nam bilety na prom, kilka zwitków dolarów amerykańskich i kazał uciekać, zapewne godzinę później zostalibyśmy zastrzeleni we własnych łóżkach.

Była noc, kiedy wsiadaliśmy na statek ze spakowanymi na szybko walizkami. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, ile płynęliśmy. Jednak dobrze pamiętam, że oprócz nas na promie znajdowało się kilka innych rodzin. W większości pochodzenia japońskiego, ale znalazł się tam też mój przyjaciel ze swoimi rodzicami. Byłem zdziwiony, gdy go zobaczyłem, ale jednocześnie szczęśliwy, bo byłem pewien, że nic mu nie jest.

Gdyby płynęli z nami tylko przyjaciele, wszystko byłoby dobrze. Ale płynęła też rodzina, której dwóch synów nienawidziło mnie z całego serca. Moją jedyną winą były niemiłe komentarze, ale taki już miałem charakter. Oni uważali się za lepszych ode mnie i starali pokazać to na każdym kroku, byli dużo bardziej bogaci, ale uczyli się zdecydowanie gorzej, co bardzo im przeszkadzało. Zazdrościli mi i to była wręcz chora zazdrość.

Pewnej nocy, gdy znaleźliśmy się już blisko brzegu Ameryki, stałem przy burcie i podziwiałem rozgwieżdżone niebo. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, jak dokładnie to wszystko się potoczyło, ale po kilku minutach szarpaniny, uderzeń i krzyków wylądowałem w lodowatej wodzie.

Ostatnim, co pamiętam z mojego życia, jest chłód i okropny ból głowy.

***

Przez chwilę leżeli w ciszy. Próbowała to wszystko przetrawić. A więc to dlatego śniło jej się ciało Minho na brzegu morza? Ponieważ to właśnie tam umarł? Uderzył głową w kamienie po tym, jak wypadł za burtę?

To straszne. Przecież miał przed sobą całe życie. Miał zaledwie dziewiętnaście lat...

Nagle usłyszeli huk.

Oboje poderwali się z łóżka z prędkością światła. Elizie zakręciło się w głowie, więc musiała złapać chłopaka za ramię, żeby ponownie nie opaść na poduszki. Spojrzeli na siebie z przerażeniem w oczach.

— Sprawdzę, co to, zostań tu — polecił, ale dziewczyna nie posłuchała i poszła za nim.

Cokolwiek to było, wolała nie zostawiać go samego. Nie po tym, co wydarzyło się na plaży i w jej śnie. Miała złe przeczucia.

Kiedy powoli szli korytarzem w stronę salonu, Elizie wydawało się, że jej serce bije wystarczająco głośno, by Minho mógł je usłyszeć. Starała się oddychać jak najciszej.

Gdyby nie zakryła ust dłonią, pomieszczenie wypełniłby jej krzyk.

Cały salon i kuchnia były istnym pobojowiskiem. Kwiaty leżały wśród ziemi i kawałków zbitych doniczek, krzesła i fotel zostały przewrócone, a wypożyczone książki walały się pomiędzy ramkami ze zdjęciami, ozdobnymi figurkami i roztrzaskanym szkłem, które kiedyś było szklankami.

Minho zaczął rozglądać się po pokoju, podczas gdy ona stała oparta o ścianę. Zrobiło jej się słabo. Co się tutaj stało? Sięgnęła po telefon.

— Co robisz? — zapytał nagle chłopak, wyrywając jej urządzenie z ręki. — Gdzie chciałaś dzwonić?

— Jak to gdzie? Ktoś włamał się do mojego domu, to normalne, że chcę zadzwonić na policję!

Pokręcił głową.

— Nikt się tutaj nie włamał — powiedział twardo. — Z pewnością nie człowiek.

— C-co?

Westchnął głęboko. spuszczając głowę.

— Był tu jakiś demon — wyznał. — Czuję to.

Poczuła, jak nogi się pod nią uginają. Musiała ponownie oprzeć się o ścianę.

Dlaczego?

— To ostrzeżenie. Ktoś chce zrobić ci krzywdę.

Zbladła.

Mój Boże.

Angel with a shotgun ⋄ Lee Minho ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz