46. Szpital

633 34 10
                                    

Mijały kolejne dni, wielkimi kokami zbliżało się moje spotkanie z prokuratorem i ta rozprawa. Przez to wszystko byłam rozkojarzona, do tego Jordan niczego mi nie ułatwiał. Codziennie na mnie czekał i próbował rozmawiać, przynosił mi kwiaty, czekoladki, nawet biżuterie mi kupił. Co zrobiłam? Za każdym razem rzucałam mu to w twarz, nie chciałam od niego żadnych prezentów. Tym nie mógł zmienić przeszłości ani naprawić teraźniejszości. Ta dziewczyna, której spodobał się Jordan, podeszła do mnie i zaczęła się rzucać, abym dała spokój jej chłopakowi, bo pożałuje. Kazałam jej zjeżdżać, bo nie miałam ochoty z nią dyskutować. Nie wiedziałam, co ona nawet robiła na studiach, była głupia, jak kilo gwoździ. 

Był kolejny piątek, skończyłam właśnie swoją pracę. Jedyne co w tym tygodniu nie utrudniało mi życia, to praca z technikami. Dogadywałam się z nimi, cieszyli się, że miałam taki zapał i byłam tak bardzo dokładna w tym wszystkim. Z uśmiechem wyszłam z komendy i szłam w stronę domu. Mój brat i Jacob znów mieli do mnie przyjechać, zaprosiłam Naomi, bo zauważyłam, że James jej się spodobał. 

Byłam niedaleko domu, miałam może jeszcze do przejścia dwie przecznice. Nagle poczułam rozrywający ból, nie wiedziałam, co się stało. Ostatnie co widziałam, to jak jakaś zamaskowana postać, podeszła do mnie. Potem nastała ciemność. 

Obudziłam się i pierwsze co poczułam, to okropny ból w całym ciele. Nie mogłam się ruszyć, byłam w jakieś sali, leżałam i nie mogłam nikomu dać znać, że się obudziłam. Byłam przerażona, nie wiedziałam, co się stało. Jedyne co pamiętałam to to, że wracałam do domu z komendy. Zamknęłam oczy, próbowałam sobie coś jeszcze przypomnieć. Jednak wszystko na nic. 

― Izzy! ― do pomieszczenia wpadł mój brat. ― Boże, co się stało? ― dotknął mojego policzka. ― Lekarz powiedział, że potrącił Cię samochód. To cud, że żyjesz i masz cały kręgosłup. ― nie odpowiedziałam nic. Odebrało mi mowę. ― Zawołam lekarza, poczekaj chwilę. 

Minęły niecałe dwie minuty, a wrócił mój brat w towarzystwie, jak się okazało, ojca Jordana. Mężczyzna uśmiechnął się lekko do mnie, witając. Powiedział, że miałam dużo szczęścia, bo prawdopodobieństwo mojego całego kręgosłupa i w ogóle faktu, że przeżyłam, były bardzo małe. Wypalił, że to pewnie dlatego, że rodzice nade mną czuwają. Kiedy zrozumiał, co powiedział, przeprosił i powiedział, że przez kolejny miesiąc będę leżeć w szpitalu, ale na tym się nie skończy. Miałam w domu przesiedzieć jeszcze jeden miesiąc i chodzić na rehabilitację. Po tym wyszedł z pomieszczenia. 

― Policja zaraz do Ciebie przyjdzie. ― powiedział James. ― Rozmawiałem z Seanem. Powiedział, że świadkowie widzieli, że jak auto z impetem w Ciebie wjechał. Ponoć z niego wysiadł jakiś wielki typ w kominiarce i sprawdzał, czy żyjesz. Musiał nie wyczuć pulsu, bo nic nie zrobił, po prostu odjechał. 

Znów nic nie odpowiedziałam. Pierwsze co mi przyszło na myśl, to Jordan, ale w zeszłym tygodniu sam powiedział, że ktoś prawie wjechał we mnie ścigaczem. Możliwe, że on to wszystko uknuł, ale co jeśli nie? Jeśli to ktoś inny? Tylko kto? Poppy? Austin? Ta laska, która się do mnie rzucała? To było takie frustrujące, nie miałam pojęcia, kto to mógł być. 

― Nie strasz mnie nigdy więcej Ave. ― powiedział James. Spojrzałam na niego, miał łzy w oczach. ― Nie mogę Cię stracić. Jesteśmy swoja ostatnią rodziną, tak naprawdę mamy tylko siebie. ― zdrową ręką dotknęłam jego dłoni. 

― Nie zostawię Cię braciszku, ale pod warunkiem, że Ty mnie też. ― uśmiechnął się i ucałował moją dłoń. ― Mówiłeś o tym Jacobowi, Ethanowi lub Naomi? 

― Tak, Jacob zaraz tu będzie z pozostałą dwójką. Pojechali z Naomi po Ethana i Lily. ― westchnęłam. ― Potrzebujesz czegoś? Pojadę do domu i Ci przywiozę. ― zaprzeczyłam, mówiąc, żeby nigdzie nie szedł. Bałam się, że ten ktoś mógłby skrzywdzić i jego. 

######

IZZY WHITEWhere stories live. Discover now